Chylę czoła przed Pani trudem, ale proszę nie zapominać, że te tragiczne wydarzenia miały miejsce 70 lat temu i były przedmiotem badań kilku pokoleń historyków lat powojennych. Łatwiej było wtedy dotrzeć do bezpośrednich świadków, którzy składali swe zeznania przed m.in.: Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich, różnymi trybunałami i in. Dodatkowo sprzyjał temu świeży klimat anynazistowski tamtego okresu. W związku z tym należałoby uznać, że wszystko już dawno zostało powiedziane. Dziś jeśli żyją jeszcze świadkowie, są to już ludzie wiekowi i z pewnością mniej wiedzą niż tamci, których czas dojrzały i pełnej świadomości przypadł na lata okupacji. Należy zdawać sobie sprawę też i z tego, że po 70 latach pamięć ludzka jest z każdym rokiem słabsza a przeżycia własne mieszają się z zasłyszanymi albo z sytuacjami prawdopodobnymi lub też zaczerpniętymi z literatury. Opieranie się więc na dzisiejszych świadkach może prowadzić do groźnej konfabulacji i w efekcie do stworzenia nowej historii, mającej niewiele wspólnego z prawdą rzeczywistą. Myślę, że mam prawo do takich ocen, bowiem sam jako dziecko byłem ofiarą deportacji niemieckich i w pamięci mojej rysują się różne obrazy i sam już nie jestem pewien czy mam do nich wyłączne prawo własności lub czy nie zostały zaczerpnięte z późniejszych opowiadań i lektur? Uważam, że na dziś jest to temat wyeksploatowany, a nam pozostało tylko przypominanie go nowym pokoleniom, prezentowanie własnej interpretacji, czy syntezy – szczęśliwie dla historyków, na podstawie bogatych źródeł.
Na koniec pozwalam sobie dodać, że z okazji tej tragicznej rocznicy, w nr 4/2012 Zamojskiego Kwartalnika Kulturalnego, ukazał się i mój skromny artykuł pt. „Gorące serce Warszawy”, traktujący o pomocy Dzieciom Zamojszczyzny, jaką świadczyła wówczas ludność stolicy.