„Zapomniany lirnik litewski...”
O, Wielki Lirniku – wileński wieszczu –
Tyś w prostym słowie zatrzymał czas,
Drewnianą chatę na kurzej stopie
I poszum drzew, i zapach traw.
Pisać, że jestem sercem przy Tobie,
Pisać, żem dumny z tego żeś był,
Ja dzisiaj, teraz w tym prostym słowie
Oddaję Tobie chwałę i cześć.Pisząc te słowa, miałem zaledwie dziewiętnaście lat. Trwał stan wojenny. A ja uciekałem w świat poezji, której nikt nie czytał... Cudem zdobyty w tym czasie tom „Wyboru poezji” z 1957 r. stał się dla mnie przepustką do przeszłości. Do miejsc magicznych, zakazywanych w czasie, kiedy krajanom Poety ohydnie wpisywano do dokumentów: „urodzony w ZSRR”, do świata, który z powierzchni globu starły okrutne wyroki historii. Wiecznym piórem pisałem na klapie swojej raportówki słowa dla moich rówieśników równie niezrozumiałe, jak skandynawskie runy: „Ze starej Lidy, ze starej Oszmiany, / Z Trok Kiejstutowych, z Wilejki i z Dzisny, / Kwiat naszej szlachty...”1
To był świat „świętych przodków moich”, którzy własne dzieje wtapiali między Wilno – Oszmianę – Wilejkę nad chmurną Naroczą. Już nie wystarczał mi wieszcz Adam i jego zaścianek Dobrzyńskich, hardość Gerwazego i upór Sędziego, zadziorność Jacka Soplicy! Musiałem wejść do zaścianka Podkowa! Poczuć smak rosnących zbóż, „suto murogu2 i owsa dla konia, (...), bo tu była zamożność i wiosną, i zimą” oraz gwar, który podnosił się w czas sejmikowy, „wojna czy sprawa domowa, każą jednemu jechać, to całą gromadką, wali zaścianek Podkowa”. Jest też czas wojenny, ów pamiętny rok 1812...
„Wtem dziwne wieści krążą po powiecie,
Trąby francuskie poza Niemnem dzwonią,
Dwa groźne wojska stanęły pod bronią...”Następnego dnia „znikła z zaścianku młodzież od wyboru, / Zniknęły konie z naszego pastwiska...”. Poszli w bój chłopcy nasi... Wzruszała mnie tragedia „zaściankowej braci” i smutny los ich rodowego gniazda. Tym bardziej, że przecież z takiej samej szlachty wyrastali moi zaniemeńscy przodkowie. Pamiętne Smorgonie były niedaleko. Praprapradziad Franciszek Głębocki z Trepałowa liczył wtedy piętnaście lat, stąd musiał widzieć jak za Niemnem wzbijały ku chwale i... upadkowi Orły wielkiego Napoleona.
Od ćwierćwiecza wracają do mnie strofy, które mogłem później powtarzać na wileńskiej Rossie:
„Próżno w złudzenia bawić się jak dzieci,
Albo z cieniami puszczać się w gonitwy,
Okiem nie dojrzę, jakże głos doleci?
Piersi rozedrę... sto mil stąd do Litwy!
A choćbym włożył moje pozdrowienie
W chłodną pierś wiatru lub na ptaszka ramię,
To nim przeleci ogromne przestrzenie,
Wiatr się unuży, ptak skrzydła połamie”Kim jest ten czarodziej słowa, poeta zapominany, ot przypadkowo może wspomniany, kiedy przychodzi nam omawiać polski romantyzm. Jednym tchem wypowiadamy: Mickiewicz! Słowacki! Krasiński! Norwid!... A ja krzyczę: Syrokomla!.. 19 września 1862 roku, na niespełna pół roku przed tragicznym 1863 r., „Kurier Wileński” donosił: „Dnia wczorajszego o godzinie drugiej po południu Wilno złożyło do grobu na cmentarzu Rossa zwłoki ukochanego wieszcza swojego, ś.p. Ludwika Kondratowicza (Władysława Syrokomli)”.3
Tak, 3/15 IX 1862 r. w wieku zaledwie 39 lat odszedł poeta, którego twórczość wyrosła na „żyznej glebie mickiewiczowskiej”, bez której trudno sobie wyobrazić obraz kulturowego rozwoju Wilna i Wileńszczyzny okresu międzypowstaniowego (1831-1862). Proszę pamiętać, że to wtedy, na tym samym gruncie wzrastały i jaśniały gwiazdy takich twórczych tytanów, jak Józef Ignacy Kraszewski czy Stanisław Moniuszko!
Ludwik Władysław obojga imion herbu Syrokomla Kondratowicz przyszedł na świat w Smolhowie w ówczesnej guberni mińskiej 17/29 września 1823 roku4 z ojca Aleksandra i matki Wiktorii ze Złotkowskich. Jak sam pisał po latach: „Choć dzisiaj tych okolic ludzie nie ciekawi, / Lecz jeżeli to prawda, co nam muza prawi / Odżyją te piaszczyska, te bory, ta rzeka / Ta wioska nadniemnowa i ten skromny dworek...”5.
Nie on pierwszy przyjął za swój pseudonim literacki klejnot rodzinny. Robił to wcześniej pewien nowogródzki poeta, Adam Mickiewicz, kryjący się „za Bernardem Porajem”, a później Aleksander Głowacki, którego każdy z nas zna jako Bolesława Prusa. Kondratowicz pochodził z zaściankowej szlachty litewskiej, zdolnej wydawać całe pokolenia zasłużonych dla nauki, kultury polskiej, litewskiej i białoruskiej XIX w. Bez nich nasza historia byłaby po prostu pusta!..
Nie mam zamiaru pisać pełnej biografii tak poczytnego kiedyś poety. Chcę tylko rzucić snop światła na sylwetkę twórcy. Natomiast zainteresowanych odsyłam do książki autorstwa Feliksa Fornalczyka, którą wymieniam w jednym z przypisów i z której zaczerpnąłem wiele zapisów źródłowych.
W gronie przyjaciół poety znalazł się m. in. Stanisław Moniuszko. W pamiętniku w 1845 r. odnotował „lirnik wioskowy” swoją reakcję na temat rozwoju talentu kompozytora, sam sobie odpowiadając na uwagi z prasy petersburskiej, że „P. Moniuszko nie ma w Wilnie żadnej egzystencji artystycznej, żadnego nawet dla ucha pokarmu” i pisząc m. in. „Zachęcajmy ich w domu, czyńmy wszystko, co można, dla rozwinięcia talentów, niech żyją, tworzą dla chluby naszej ziemi, nie mając powodów żałowania, że się nie urodzili gdzieniegdzie”.6 Mój ty Boże, ileż w tych słowach aktualności! Nic zresztą nie straciły z sensu, wagi i dramatyzmu...
Silne więzy łączyły poetę z Józefem Ignacym Kraszewskim. W listach do niego znajdujemy wiele osobistych zwierzeń, jak np. te z 1851 r.: „Patrz, co robię! W przeszłym liście doniosłem ci, jakem reformował świat z młodymi marzycielami; teraz uczę się agronomii od P..., piszę libretto dla Moniuszki (...), przygotowuję do druku tomik rymów, tłumaczę dla Wolffa kronikarzy (...), temperuję pióro do Dziejów literatury, w przerwach roję z żonką idylliczne plany przyszłej gospodarki...”.
Ową „żonką” była Paulina z Mitraszewskich, z którą wziął ślub w kwietniu 1844 r., a o czym tak pisał w pamiętniku ówczesny nauczyciel na dobrach Radziwiłłów w Nieświeżu: „...w kościele farnym nieświeskim rozległo się Veni Kreator
[...], a wieczorem obchodzono nasze wesele w starym Radziwiłłowskim zamku”.
J. I. Kraszewski nie mając złudzeń, co do tego związku, pisał: „Mówią, że gorąco rozmiłowany w innej kobiecie, po odebranej od niej odmowie, chcąc się pomścić, zapomnieć, szukał nowego przywiązania; serce żądne kochania oddał pierwszej miłej dzieweczce, którą spotkał”. Warto tę opinię przyjaciela zapamiętać. Pan Bóg pobłogosławił związek licznym potomstwem, choć co z tego, skoro z drugiej strony doświadczał, jak niemal biblijnego Hioba. Jesienią 1852 r. w ciągu jednego tylko tygodnia (prawdopodobnie na przełomie września i października) umiera troje ich dzieci. Czyż można to rozumem ogarnąć? Taki dramat?!..
Ten sam J. I. Kraszewski pisał do słynnego wileńskiego wydawcy Andrzeja Zawadzkiego: „...nie piszę do niego, bo jak go pocieszać? Na to nie mam siły, czcze byłyby wyrazy i próżne”. Po tak porażających doświadczeniach rodzina Kondratowiczów opuściła dzierżawę w Załuczu, gdzie mieszkała i osiadła w Wilnie.
Był to ciekawy okres w życiu Syrokomli. Wilno miało stanowić lek na domowe nieszczęścia? Otworzył nawet salon literacki! Dość aktywnie starał się zaistnieć choćby na polu krytyki artystycznej. Ale przede wszystkim postanowił poświęcić się dziełu, które dziś praktycznie popadło w całkowite zapomnienie i tylko specjaliści coś jeszcze o nim potrafią powiedzieć. Chodzi o kolejne tomy „Dziejów literatury w Polsce...”. Kilka lat później jego poetycka dusza stworzy „Hymn do Najświętszej Panny w Ostrej Bramie”:
„Maryjo, Bogarodzico,
Matko cierpiących nędzarzy,
Co nad Jagiełłów stolicą
W bramie stanęłaś na straży!
Spojrzyj na tłumy skruszone,
Co klęczą u stóp tej bramy:
Matko! Pod Twoją obronę
Z pokorą się uciekamy”.7
A jednak atmosfera dużego miasta nie służyła mu. Sam zwierzał się Kraszewskiemu: „Nie umiem żyć w mieście, uczę się tej trudnej sztuki”. Ów później tak się do tego odniósł: „Do miasta potrzeba wytrawniejszych ludzi lub zastygłych, wielkich potęgą serca nie dającego się złamać niczym...”. Popada w melancholię.
To Syrokomli zawdzięczamy nieocenione studium nad kolorytem Wileńszczyzny. Napisał „Wędrówki po moich niegdyś okolicach”, stanowiące skarbnicę wiedzy! Wyczytać w nich można np. taką charakterystykę zagrodowego, zaściankowego szlachcica: „Hardy jeszcze ze swych przywilejów, gotów powtarzać, że jest równy wojewodzie, ani się domyśla, że były czasy, kiedy zaprawdę bywał równym, strasznym i pożądanym niejednemu wojewodzie...”. Znał ten świat z autopsji. I do niego w końcu wracał czy może inaczej: uciekał. Po rocznym pobycie w prastarej stolicy Wielkiego Księstwa „... za pozostały jeszcze zapas grosza wziął w dzierżawę (...) folwark Borejkowszczyznę, zagrzybiały w budowlach, zanieczyszczony perzem w roli...” – zanotował jeden ze znajomych poety.
Byłem mile zaskoczony, kiedy do wyszukiwarki „wrzuciłem” hasło „Borejkowszczyzna”. Oto oczom mym ukazał się dwór, jaki znałem z... rodzinnych opowieści o siedlisku w Trepałowie (obecnie Białoruś). Wszystko się zgadzało: ganek, okna, czekałem tylko chwili, aż wyjdzie na próg pradziad Józef Głębocki. Jakimś cudem (w końcu liczne wojny, bolszewizacja Kresów tyle stratowały tamtejszych pałaców, dworów i dworków) dom państwa Kondratowiczów zachował się. To tu „lirnik litewski” w duchu wielkiego Adama kończył, poprawiał, wygładzał, szlifował strofy „Urodzonego Jana Dęboroga”, będącego prawdziwym hymnem dla świata, z którego wyrastał „urodzony Władysław Kondratowicz”:
„Ziemio moja rodzona, Litwo moja święta,
Żółtym piaskiem i drobną trawą
przytrząśnięta!
(...)
Tutaj chrobrym zapałem pierś męża
oddycha –
Tutaj miłość dziewicza gorąca,
choć cicha,
Tutaj znać burze życia na obliczu starem...”.Oto zatrzymał dla nas gwarny świat zagrodowej szlachty, lirników i guślarzy, „podanie z jednej litewskiej mogiły”. Łza się w oku może zakręcić. Sam wszak pisze, że „boleśno” słuchać całej opowieści:
„A pieśniarz, co gotuje piosenkę do żniwa,
Przebaczcie, że niepewnym tonem
pobrząkiwa:
Bo nie zgadnie, do jakiej nastroić się nuty,
Czy tworzyć pieśń wesela, czy żalu
wyrzuty”.Stan ducha Kondratowicza-Syrokomli był nadal niepokojący, skoro Adam Kirkor pisał w takim tonie do Kraszewskiego: „Twoje listy, Panie, mają na niego wpływ dziwny i widocznie obudzają i chęć do pracy i do wytrwania, dlatego zaklinam, w obecnej chwili pisuj do niego częściej. Przebacz, Drogi Panie, moją otwartość, ale wiem dobrze, ile kochasz naszego drogiego poetę”.8
Skąd mógł wiedzieć, że wkrótce będzie pisał do tego samego adresata zupełnie w innym tonie: „Żona moja, z którą przeżyłem lat 12 – rzuciła mnie. Sprawcą nieszczęścia – Syrokomla”. To jest cios! I dla Kirkora, co oczywiste, i dla Kraszewskiego, który na kilka lat zerwie wszelkie kontakty z przyjacielem-poetą. Doświadczony Kirkor dostrzegł na domiar inny aspekt zdrady: „Najboleśniej, że Litwa poczciwa traci wiarę, cześć dla talentów, dla zasług położonych.(...) A sąd Litwinów za naigrywanie się nad dobrodusznością – straszny. Rzeczywiście – okropnie pomyśleć – czyż poezja jest tylko sztukmistrzostwem jak taniec na linie”. I bezpośrednio pod jednym adresem: „... otworzyłem mu serce, dłoń, przytuliłem do własnego domu, broniłem od napaści policji, szpiegów – (...) – wszystko to zdruzgotał, sponiewierał i zostawił w końcu najboleśniejsze przekonanie, że w tym człowieku nie ma prawdy, nie ma serca”.
Wilno przeżyło obyczajowo-towarzyskie trzęsienie ziemi! Stanisław Moniuszko ostentacyjnie wyrażał się o przyjacielu, jako „niegdyś drogim”. Burzliwy romans trwał kilka lat (1852-1859?). Kochankowie opuszczali Litwę. Spotykali się m. in. w Poznaniu i Warszawie, ale i tam pisano ze zgorszeniem o randez-vous kochanków. Poważnym wstrząsem dla poety była śmierć ojca w 1858 r. Stan przygnębienia pogłębiał fakt, że nie zdążył pożegnać się z rodzicem. Kiedy przybył do Borejkowszczyzny, pan Aleksander już nie żył!
W następnym roku kochankowie rozstali się. W swej szlachetności Adam Kirkor wybaczył wiarołomstwo przyjacielowi. A los pani Heleny splótł się później z niejakim
Romualdem Trauguttem, ale to całkiem inny wątek. Wart kolejnej gawędy. A nim to nastąpi, zapraszam do lektury książki Stanisława Kirkora.
Pod koniec swoich dni schorowany poeta podjął męczącą i wyniszczającą organizm podróż. Jakub Gieysztor9 pisał: „... serdeczny nasz lirnik wioskowy zapragnął odwiedzić skapaną we krwi Warszawę”. Był rok 1861. Stolica Polski była widownią mszy, pochodów patriotycznych i publicznych egzekucji! Z ust do ust podawano nazwiska „pięciu poległych”10. Na oczach przerażonego Syrokomli padali zabici i ranni. Sotnie kozackie szarżowały na bezbronny tłum! Kraszewski wspominał: „Z oblicza tego osmutniałego, wyżółkłego, z oczów wpadłych i przyćmionych, z ruchów powolnych widać było przeddzień śmierci”. Skąd w tak schorowanym ciele duch potężny, który w tym samym czasie tworzy takie strofy:
„Dajcież być wróżką litewskiej piosence,
Że krwi tej cząstka i na Litwę spłynie,
Nas nie odepchną naszych braci ręce
Od wspólnej pracy i od plonów żniwa.
(...)
Po staroświecku splatam dwa imiona:
Niech żyje Litwa, niech żyje Korona!”Harda lira litewska zamarła na kilka miesięcy przed wybuchem insurekcji 1863. Poeta nie doczekał okrucieństw generała-gubernatora Michała Murawiowa, osławionego „Wieszatiela”. Kiedy będą Państwo w Wilnie, koniecznie proszę wejść do kościoła św. Jana, tego na dziedzińcu uniwersyteckim. Pośród różnych epitafiów znaleźć można i to poświęcone Władysławowi Syrokomli. To w tym kościele stał katafalk, a na nim trumna. Tu wilnianie żegnali swego barda, niepomni jego słabości i życiowych potknięć. Choć, jak wspomina J. Gieysztor, „ks. Lipnicki, przenosząc ówczesne spory gazeciarskie i ubliżając przez to zacnej pamięci zmarłego” nie zyskał uznania w oczach zebranych w świątyni żałobników, żegnających piewcę siół litewskich. Którym, jako potomnym, zostawiał to oto przesłanie w rymy ujęte:
„O, bracia moi znad Wilii, znad Niemna!
Gdy wam swojacka gawęda przyjemna,
Zasiądźcie w kółko, a ja wam pogwarzę;
Stukniemy w czarki, rozweselim twarze,
A może prawda wynurzy się na dnie,
Albo się chwilka smutkowi wykradnie”…Robert Grzybowski
1 Cytowane fragmenty poetyckie za „Wyborem poezji”, Warszawa 1957
2 „suto murogu” czyli „dużo dobrego siana”
3 cytat za F. Fornalczyk, „Hardy lirnik wioskowy. Studium o Kondratowiczu-Syrokomli”, Poznań 1979, s. 504
4 daty według tzw. starego i nowego stylu, czyli kalendarzy juliańskiego i gregoriańskiego; w zaborze rosyjskim obowiązywał ten pierwszy
5 cytat za F. Fornalczyk, op. cit., s. 21
6 cytat za F. Fornalczyk, op. cit., s. 84; pozostałe cytaty z tej samej pozycji (poza romansem z Heleną)
7 „Tobie Wilno. Antologia poetycka”, Białystok 1992, s.17
8 S. Kirkor, „Przeszłość umiera dwa razy. Powieść prawdziwa”, Kraków 1978, s.28; wszystkie pozostałe cytaty źródłowe dotyczące romansu Syrokomli z Heleną Kirkorową z tej samej publikacji.
9 Gieysztor Jakub (Jakób) (1827-1897), pamiętnikarz, uczestnik insurekcji 1863 r., zesłaniec (1863-1872), dziadek Aleksandra Gieysztora
10 polecam artykuł W. Przybyszewskiego „Pogrzeb pięciu poległych”, /w:/ „Spotkania z zabytkami” nr 7/2007, s. 10-14
[]