Ile jest w Polsce domów, gdzie nieprzerwanie od sześciu pokoleń mieszka ta sama rodzina? W 1910 roku dom zbudował Rufin Morozowicz, popularny aktor i producent win. Willi nadał imię swej żony Walerii z Kotowiczów. Do dziś stoi w kuchni orzechowy kredens w stylu Ludwika Filipa, należący do matki Walerii, Róży z Bylewskich, która także tu mieszkała. Maria Morozowiczówna, córka Walerii i Rufina, w 1913 roku wyszła za mąż za rzeźbiarza Jana Szczepkowskiego. W przydomowej pracowni budzi zainteresowanie zaprojektowany przez Szczepkowskiego sarkofag Józefa Piłsudskiego. Miał stanąć w wawelskiej krypcie, lecz odkuwanie w granicie przerwała wojna. Dziś w "Walerii" mieszka córka Marii i Jana, Hanna Szczepkowska-Mickiewiczowa, z córką, zięciem i wnukami. Rodzina założyła fundację, aby ratować rodzinne gniazdo.
Dom marzenie. Prawie 1000 metrów powierzchni, piękna architektura, położony w Milanówku, pośród stuletnich dębów i sosen tworzących prywatny park. Piaszczyste, nigdy nie brukowane ulice. Jakby czas stanął tu w miejscu. Jednak historia stale ingerowała w życie rodziny.
Pierwszy raz gościłem w "Walerii" w 1985 roku. Wtedy na sufitach i ścianach były zacieki po tzw. zimie stulecia 1978/79 roku. Dachy prze-ciekały. W kuchni deszcz kapał do zupy i na pamiątkowy kredens. W stołowym woda ciekła po ścianie. Rodzina nic nie mogła na to poradzić. PRL do końca swego istnienia nie pozwalała Hannie Mickiewiczowej sprzedać należących do niej placów dziadka Morozowicza. Na próżno dowodziła, że musi zdobyć gotówkę na generalny remont, bo wpisany do rejestru zabytków dom popada w ruinę. Daremnie przekonywała, że musi córce kupić mieszkanie, bo z mężem i dziećmi (pięć osób) w domu swoich przodków gnieździ się zaledwie w jednym pokoju.
Zaraz po wojnie, nie pytając właścicieli o zgodę, parter "Walerii" zasiedlono milicjantami. Jan Szczepkowski z rodziną zajmował piętro. W 1968 roku, po śmierci artysty i jego żony, ludowa władza ruszyła do ataku. Rodzinie odebrano także piętro. Pozostawiono jeden pokój oraz prawo do wspólnej kuchni i wspólnej łazienki z nowymi lokatorami.
- Poszłam do urzędu - wspomina Hanna Mickiewiczowa. Powiedziałam im, że obleję ukropem tych nieszczęśników, którzy mieli zająć piętro mojego domu. Powiedziałam im to z całkowitym spokojem. Mówiłam, że byłam prostym żołnierzem, że niczego się nie boję, tylko Pana Boga. Byłam tak stanowcza, że uwierzyli. Nikt się nie wprowadził! Ale całe piętro, około 300 metrów, zaplombowali. Nam zostawili tylko jeden pokój.
Hanna Mickiewiczowa wysyłała do władz podania. Tłumaczyła, że zaszło nieporozumienie, bo ona wcale nie chce mieszkać w swoim domu. Na piętrze chce urządzić muzeum twórczości ojca, który pomnikami ozdobił stołeczny plac Teatralny, którego płaskorzeźby zdobią Sejm, a inne dzieła galerię Muzeum Narodowego. Komuniści wielkodusznie przystali na taką propozycję. Miejska Rada Narodowa w Milanówku wydała decyzję, że spuściznę po Szczepkowskim przejmą towarzysze z Grodziska Mazowieckiego i tam urządzą muzeum. Zaś dla uczczenia rzeźbiarza na piętrze willi "Waleria", zostanie otwarty... żłobek im. Jana Szczepkowskiego.
- Wściekłam się, mówię panu, jak mi przysłali taką odpowiedź. Odpisałam im, że owszem, ojciec mój słynął z bujnego temperamentu, ale przecież nie był dzieciorobem, więc skąd przedszkole!? 28 lutego 1969 roku "Trybuna Mazowiecka, organ KW PZPR, zamieściła polemiczny artykuł pt. Muzeum czy przedszkole? Trybuna przekonuje: Na szczególną uwagę zasługuje propozycja, aby w wolnych pomieszczeniach otworzyć przedszkole im. Jana Szczepkowskiego. Chyba najwyższy czas, żeby tego rodzaju sprawy rozstrzygały władze terenowe, które najlepiej wiedzą, jakie na ich terenie występują potrzeby społeczne.
"W wolnych pomieszczeniach", "najlepiej wiedzą"... Dziś przeciętny dwudziestolatek nie zrozumie prawdziwego sensu tych słów. Zamyka się w nich kwintesencja PRL. Nie istniała wówczas prywatna własność, a komuniści zawsze "lepiej wiedzieli", co jest dla ludzi dobre. Lecz tak naprawdę właściciele "Walerii" padli ofiarą Amerykanów, Brytyjczyków i Francuzów, którzy dla własnego świętego spokoju po II wojnie Polskę podarowali Stalinowi. Jednak Stalin, Chruszczow, w końcu Breżniew nawet nie słyszeli o "Walerii". Szczepkowscy i Mickiewiczowie w istocie byli ofiarami wyłącznie swoich rodaków. Warto o tym pamiętać.
- Całe życie szłam bykiem. Nikogo się nie bałam. W mojej rodzinie kobiety zawsze były silne, odważne. Moja prababka Róża Kotowiczowa po powstaniu 1863 roku miesiącami szła na Syberię. Mordowała się tam 10 lat! Moja babka w 1905 roku na pl. Trzech Krzyży walczyła przeciw Kozakom. Matka tuż przed moim narodzeniem w 1914 roku jako sanitariuszka pracowała we frontowym szpitalu. A oni chcieli do Grodziska zabrać rzeźby ojca, maskę Marszałka! Pazurami bym wydarła...
Maria Morozowicz-Szczepkowska wydała po wojnie wspomnienia pt. Z lotu ptaka. W książce widnieje przedwojenna fotografia trzech przyjaciółek: Marysi Skoczylasówny, córki Władysława, artysty grafika; Moniki Żeromskiej, córki Stefana i Hanki Szczepkowskiej. Kiedy ludowa władza odebrała Mickiewiczom piętro ich domu, wtedy przyjaciółki pospieszyły z pomocą. Szczepkowscy mieli w Jastarni willę "Morzany", ukradzioną oczywiście przez PRL. Maria Skoczylasówna, po latach walki, pomogła ją odzyskać. Hanna Mickiewiczowa sprzedała dom w Jastarni. Za uzyskane pieniądze wyremontowała piętro domu w Milanówku i urządziła tam muzeum, otwarte w 1978 roku, po latach walki. Można tam podziwiać około 200 rzeźb, projektów, szkiców. Są tu na przykład projektowane przez Szczepkowskiego główki lalek z kabaretu Zielony Balonik. Jest pierwowzór legendarnego już ołtarza - kapliczka Bożego Narodzenia - który w 1925 roku nagrodzono Grand Prix na Międzynarodowej Wystawie Sztuki Dekoracyjnej w Paryżu. Są dzieła, które zdobiły niedawną głośną wystawę "Rytmu". Córka artysty nigdy nie pobierała grosza od zwiedzających. Dwa razy do roku sama myła czterdzieści "muzealnych" okien. Przed wizytą każdego zapowiedzianego gościa zamiatała po- dłogi, odkurzała rzeźby i paliła w piecach. Ludzie przychodzą tu od lat, aby posiedzieć za stołem, przy którym siadywali między innymi Reymontowie, Witkacy, Osterwa, gen. Sosnkowski, pani Marszałkowa. Stali goście muzeum dobrze znają opowieść o tym, że gdy przychodził Wieniawa, to podawał Hannie Mickiewiczowej szablę i mówił: Zaopiekuj się, Haneczko, panią Wieniawową...
Kiedy upadła Polska Ludowa, Hanna Mickiewiczowa nareszcie sprzedała place i w 1991 roku sfinansowała generalny remont. Trzeba było zmeliorować podwórze, izolować fundamenty, położyć nowy dach. Po 10 latach dom wymaga kolejnych gruntownych napraw, ale na to rodzina nie ma pieniędzy. Udało się w końcu powołać fundację, której podstawowym celem jest ochrona spuścizny Jana Szczepkowskiego. Wiele jego dzieł to nietrwałe gipsy. Rodzina uwieczniła już kilka prac w brązie. Z jednego gipsu odlewa się sześć numerowanych egzemplarzy; według międzynarodowych przepisów uznawane są one za dzieła oryginalne. Z powodzeniem zostały sprzedane na aukcji w Warszawie, dostępne są także w jednej z prestiżowych krakowskich galerii.
- Ale to służy jedynie utrwalaniu dorobku - informuje Hanna Mickiewiczowa. Na utrzymanie domu zarabiać ma pracownia brązownicza, usytuowana w piwnicach domu. Bank Gospodarstwa Krajowego, którego warszawską siedzibę zdobią płaskorzeźby Szczepkowskiego, udzielić ma preferencyjnego kredytu na zorganizowanie pracowni.
Właścicielka ma 1200 zł emerytury. Z uwagi na koszty zimą nie ogrzewa muzealnych pomieszczeń. Za własne pieniądze powieliła mikrofilmowe Archiwum Wywiadu Przemysłowego KG AK, by podarować je każdemu ze stowarzyszeń b. żołnierzy AK. Archiwum to zbiór fotografii wielkości pocztówki, na każdej z nich utrwalono po 30 stron formatu A4. To owoc pracy wywiadu przemysłowego, którego szefem był mąż pani Hanny, kpt. Adam Rymwid-Mickiewicz. Oryginalne dokumenty są przybrudzone, to ślady potu. Podczas wielu rewizji przeprowadzanych przez NKWD pani Hanna na ciele ukrywała akowskie archiwum. Niedawno całość dokumentacji przekazała do Archiwum Akt Nowych.
Przed wojną rodzinie powodziło się świetnie. W "Walerii" zatrudniała dziewięć osób. Po świecie podróżowała buickiem. Po wojnie upaństwowiono i zmarnowano fabryczkę, którą założył Adam Mickiewicz. Aresztowano go w 1950. Przez lata był bezprawnie więziony, znęcała się nad nim prokurator Zwolińska, która do dziś beztrosko żyje w Londynie. Hanna Mickiewiczowa, artysta ceramik, porzuciła własną twórczość, gdy aresztowano męża. Ciągłe kłopoty, później opieka nad muzeum sprawiły, że nigdy nie powróciła do pracy artystycznej. W domu ocalały nieliczne rzeźby ceramiczne sygnowane monogramem HM.
[]