Jak w rocznicę śmierci moja prababcia Maria Lenczowska odwiedziła córkę Juliannę.
Dom moich dziadków znajdował się na końcu wsi, oddalony od najbliższego domostwa jakieś 200m. Pewnego razu w rocznice śmierci swojej mamy(a mojej brababci) babcia Julka była w domu tylko z pięciorgiem swoich dzieci. Dziadek pojechał coś załatwić do proboszcza. Rzecz działa się wczesnym wieczorem, latem. Nagle, jak to opowiadał mój wujek, psy zaczęły szczekać i babcia spojrzała w okno, zbladła i kazała mu jako najstarszemu zawołać rodzeństwo, zamknąć drzwi wejściowe ,schować się pod pierzynę i nie wychodzić pod żadnym pozorem. Wujek jako ciekawskie pachole oczywiście podglądał co tez się będzie działo .I cóż zobaczył. Babcia klęczała modląc się, a za oknem stała jakaś postać kobieca w długiej szerokiej, czarnej sukni i w czepku. Po chwili odeszła idąc przez łąki w stronę cmentarza. Po jakimś czasie wielkim pędem nadjechał bryczką dziadek , wpadł do domu z okrzykiem; kto tu był! Okazało się, że gdy wracał drogą do domu, sąsiedzi krzyczeli żeby się pospieszył bo nieżyjąca stara Lenczowska szła drogą w stronę jego domu! Babcia potwierdziła, że zobaczyła idącą drogą swoją nieżyjącą matkę, w stroju w jakim była pochowana i stąd jej przerażenie.
ANNA BUDYŚ