W tym roku lekarze wykryli u mnie szmery serca. Przebywałam w szpitalu w Trzebnicy. Moja mama bardzo się martwiła. Pracowała w tym czasie w Żłobku Miejskim jako pielęgniarka, tata dojeżdżał codziennie do pracy we Wrocławiu. Wynajmowali mieszkanie. Nie mogli sobie pozwolić na życie z jednej pensji. Jednocześnie mój stan zdrowia wymagał opieki poszpitalnej. Mama napisała list do babci Stasi, która mieszkała w Pobiedziskach. Niedawno owdowiała. 2.02.1965 r zmarł jej mąż Rudolf. Mimo swoich 75 lat, babcia Stasia była osobą bardzo żywotną i pełną sił. Prośba mojej mamy została wysłuchana i babcia zamieszkała z nami w Obornikach. Opiekowała się mną. Niewiele pamiętam z tamtych czasów, jedynie z relacji rodziców i jakiś mglistych urywków wspomnień. Kiedy wydobrzałam, babcia zaczęła coraz bardziej wspominać o powrocie do Pobiedzisk. Okazało się jednak, że moja mama jest w ciąży. We wrześniu 1966 r przyszedł na świat mój brat Andrzej. Po naradzie rodzinnej postanowiono, że babcia Stasia zostanie u nas jeszcze i będzie zajmowała się prawnuczkiem. Tuląc i kołysząc mojego brata, często mówiła do niego Bibciu. Nie wiem skąd takie spieszczone imię, ale przylgnęło do Andrzeja i jeszcze dzisiaj, czasami mówimy do niego Bibek. Z tego okresu czasu pamiętam babcię jako osobę cały czas czymś zajętą. Mimo już słabego wzroku jeszcze wyszywała, a przede wszystkim nauczyła tej pięknej sztuki moją mamę. Kiedy Andrzej skończył roczek, mama zaczęła go zabierać ze sobą do Żłobka. Babcia stasia wróciła do Pobiedzisk. Tam w 1967 r wspierała swoją córkę Helenę po śmierci jej męża Mariana, mojego dziadka.