Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Gazeta Świąteczna nr 740 Roku 1895 26.02-10.03

1.03.2009 19:37
Wychodzi w Warszawie w każdą niedziele. Z dnia 26 lutego -10 marca 1895

NOWINY
Influenca czyli grypa znowu zaczęła szerzyć się prawie w całej Europie tak samo gwałtownie, jak przed laty pięciu. Niezmiernie zaraźliwa ta choroba i inasz kraj nawiedziła.W Warszawie niema chyba domu, gdzie by ktoś na nią nie przechorował. Z innych miast i ze wsi nie mamy jeszcze o niej wiadomości. Zapewne jednak i tam nie oszczędza ludzi. Choroba to przykra, bo osłabia, zwala z nóg, sprawia gorączkę, ból głowy i oczu, łamanie w kościach, niechęć do jadła,kaszel.
Sama przez się nie jest ona jednak śmiertelna, bo zwykle po kilku dniach przemija. Ale kto na nią przechorował, musi czas jakiś bardzo się szanować, nie wychodzić na zimne powietrze i unikać przeziębienia. Kto zaś nie zważa na to, dostaje ciężkiego zapalenia płuc i umiera, 'albo przez bardzo długi czas kwęka i łatwo może: nabawić się suchot.
Nech o tem niebezpieczeństwie i o potrzebie ostrożności przy influency wszyscv wiedza i pamiętają.

* W cytowanych fragmentach i artykułach staram się zachować oryginalną pisownię:-)

Komentarze (9)

1.03.2009 20:04
Jak to głupi ludzie las niszczą.
Włościanie wsi Oksy ułożyli się z dworem o zamianę służebności jczyli serwitutu. Przestali więc ganiać swe bydło na grunta dwornie i jeździć po drzewo do dworskiego lasu. W zamian za to dostali na własność kawał Pastwiska i lasu od dóbr szlacheckich. Zrobili dobrze, jak ludzie rozumni.
Ale zobaczmy, co się potem stało. Otrzymane od dworu pastwisko i las są wspólną własnością całej gromady. I w tem nic złego, bo jeśli gromada ma rozum, to umie rządzić się dobrze i wspólna własność może wtedy każdemu dadć Więcej pożytku , niż podzielona na kawałeczki między wszystkich. Lecz na nieszcęście
gospodarze Oksy zaczęli rozum tracić.
Powstała między nimi zwada o las. Mądrzejsi chcieli ten las oszczędzić żeby go na długie lata starczyło lata starczyło. Drudzy jedanak woleli brać dużo drzewa, nie myśląc o tym co dalej będzie. Inni zaś zapragnęli wszystek las od razu wyciąć, zniszczyć. Kiedy się na to zaniosło, dwaj gospodarze doradzali podzielić las na równe działki i rozebrać je, aby kazdy miał swój własny kawałek i mógł znim robić co mu się podoba. Jaki taki pewnie by swój dzałek wnet wyciał, sprzedał, możeby nawet przepił; ale drudzy by swoje zaoszczędzili, utrzymaliby w porzadku i wieś nie byłaby całkiem z lasu ogołocona. Cóż , kiedy zazdrosny diabeł wlazł miedzy gromadę i przez usta dwóch innych gospodarzy doradził zrobić inaczej, jak tylko można najgorzej.
Oto z namowy tych dwóch, widocznie przez złego ducha opanowanych, gromada zgodziła się wspólny las na wycięcie pierwszemu lepszemu handlarzowi sprzedać. Jakoż ci dwaj znaleźli zaraz żyda-kupca, ułożyli jakąś uchwałę i kontrakt, przywieźli wójta;... a cała prawie wioska tak zgłupiała, że jeden po drugim precz się podpisywał i brał tę część pieniędzy, jaka nań od kupca za las przypadła.Z całej'gromady tylko dwóch ludzi; nie utraciło rozumu. Ci dwaj do ostatka sprzeciwiają się sprzedaży i niszczeniu lasu, a pieniędzy przyjmować nie chcą. Powiadają sąsiadom: jeśli już wasza taka wola, żeby pozbyć się drzewa, to róbcie, co chcecie, ale nam dajcie dwa działki i zostawcie nas w spokoju.
—Lecz drudzy, zamiast ich usłuchać,; jeszcze grożą, że jeśli dalej sprzeciwiać się będą, to ani lasu, ani grosza z pieniędzy nie dostają. Pogróżki to niemądre, bo gromada nie ma prawa nikogo pozbawić tego, co mu się należy.Cóż jednak pozostaje czynić tym dwom, którym Pan Bóg nie odebrał rozumu?
A no wolno im jeszcze nakłaniać sąsiadów, żeby zrobili inną, lepszą uchwałę i zerwali ów głupi kontrakt z handlarzem. Jeżeli zaś gromada na to się nijak nie zgodzi, to będą musieli w końcu pirzyjąć swoją część pieniędzy, a las przepadnie. Bo prawo jest takie, że ze wspólną własnością robi się to, co zrobić zagłosują dwie trzecie części gospodarzy. Gdy naprzykład we wsi jest 80 gospodarzy, a z,nich 20 uchwali wspólny las sprzedać to reszta, dziesiecu, choćby się sprzeciwiała takiej uchwale, poddac się jej musi. Tak i w owej Oksie, jeżeli gromada nie opamięta się jescze swego złego postanowienia nie
naprawi, to ci dwaj, choć rozumniejsi od innych, muszą w końcu głupich usłuchać.
Niezadługo- jednak cala gromada Oksy przekona się sama o tem, jak głupio postąpiła, i mocno pożałuje, że nie usłuchała dobrej rady, a poszła za namową tych, co źle jej życzą. Ale żal będzie już po czasie. Drzewa, opału zabraknie, las i za trzydzieści lat nie odrośnie, a licha ziemia z niego ogołocona kto wie, czy na co innego się przyda, czy nie obróci się w sypki, lotny piasek, co sąsiednie grunta zasypywać i psuć zaczaie. Wszak to już w niejednej okolicy po wycięciu lasu tak się stało. I dziś tam na miejscu, gdzie byl piękny las, ani na sąsiednich polach żyto nawet nie chce się rodzić, a ludziska w zimie bez opału marzną.
1.03.2009 20:30
Nowinki łomżyńskie.

Niedobre nowinki dochodzą do nas z miasta Łomży. Dużo ludzi marnuje tam czas i pieniądze na grę w karty. Gra kończy się często kłótnią, a nawet i do bójek dochodzi. Człowiek zgrany wraca do domu a dzieci głodne, żona zaś płacze i wymawia, że to co w lecie zarobił, to w zimie w grzeszny sposób przepuści
Karciarze tacy i drudzy też co w karty nie grają, włóczą się po szynkach, lub nawiedzaja jedni drugich po to tylko, rzeby pić. Nic tam dobrego ani mądrego od nich nie posłyszysz, bo łby puste jeno gorzałką nasiąkają i o niej myślą. Jeden z takich szynkowianych włóczęgów przechwalał sie, że wypije od razu pół kwarty wódki, a teraz leży ciezko chory i nie wiadomo czy żyć będzie.
Niedawno nocą zgorzał w Łomży skład apteczny Piotrowskiej. Paliło się tam w piecu, węgle wypadły na podłogę, a że niedaleko stała benzyną, więc ogień rozszedł się wnet po izbie i towary zniszczył. Pożar został wreszcie ugaszony przez straż ogniową ochotniczą. ' !
1.03.2009 20:32
Fabryka nici

Fabrykę taką założono i otwarto w tych dnjach na Woli, tuż pod Warszawą. Właścicielami jej są panowie Szlenkier i Rapacki. Pracuje w niej czterystu
robotników.
1.03.2009 20:41
Dla chorych na błonicę.

Ratowanie chorych na błonicę czyli dyfteryt za pomocą wynalezionego niedawno leku, o którym pisaliśmy w Gazecie, odbywa się w czterech i szpitalach w Warszawie, a mianowicie: w szpitalu dziecinnym, w dwóch szpitalach żydowskich- dla dorosłych i dla dzieci i w szpitalu Dzieciątka Jezus. W tym ostatnim przeznaczono na to osobny dom, w którym mieszkają dwie siostry miłosierdzia-jako dozorczynie i cztery posługaczki, a jest obszerne miejsce ze wszelkimi wygodami dla dziesięciu chorych. Przy dzieciach do lat 2 mają prawo przebywać w tym szpitalu i ich matki. Dotąd jednak mało kto jeszcze wie o tej lecznicy, wiec choć na błonicę dużo dzieci i dorosłych choruje tu szukano ratunku dla 2 zaledwie osób. Obie były chore cięzko i niebezpiecznie, zostały jednak wyleczone. Piszemy o tem, aby czytelnicy nasi z Warszawy wiedzieli dokąd z chorymi udawać sie mozna i należy.
1.03.2009 20:50
Piekne wesele.

Przejeżdżając dnia 6 lutego przez miasteczko Czerwin w powiecie ostrołęckim, spostrzegłem kilkadziesiąt ładnych sań zaprzężonych w dobre konie ze śliczną uprzężą. Zaciekawiony wchodzę do kościoła, aż tu właśnie ksiądz proboszcz Powichrowski u rzęsiście oświetlonego ołtarza udziela błogosławieństwa jakiejś młodej parze, dokoła zaś klęczy orszak weselny, złożony z kilkudziesięciu osób modlących się z wielkim przejęciem. Chociaż mróz dochodził do 19 stopni, panna młoda i wszystkie druhny były w bieli, bez ciepłej odzieży. Gdy ślub się skończył cały orszak za przykładem państwa młodych przystępował do ołtarza, aby ucałować krzyż. Potem wszyscy poszli przed ołtarz Matki Boskiej, a stamtąd przed wizerunek świętego Józefa i modlili się gorąco o pomyślność młodych. Potem powkładali ciepłą odzież i z wolna wyszli z kościoła, nie zapominając o przeżegnaniu się wodą świeconą i ucałowaniu krzyża. Widząc takie zachowanie się młodzieży, zapytałem jednego z weselników, czyje to wesele. Odpowiedziano mi, że to Ludwik Bobiński z Czambrowiny wydaje córkę za mąż
Ludwik Bobiński, szlachcic lat z górą osiemdziesięciu, ale jeszcze czerstwy i krzepki doczekał się w dwukrotnym małżeństwie siedmiu synów i czterech córek, z których najmłodszą właśnie tego dnia za maż wydawał. Na uroczystość tę zjechali się synowie z żonami, córki z mężami, wnuki i prawnuczęta. No ogół zebrało się pod dachem pana Ludwika dziesięcioro dzieci rodzonych, czterech zięciów, pięć synowych, dwóch wnuków z żonami, dwie wnuczki z mężami, dwadzieścia siedem wnucząt młodszych i ośmioro prawnucząt. Razem wiec z gospodarzami domu było sześćdziesiąt cztery osoby stanowiące najbliższą rodzinę. W ogóle zaś na weselu zebrało się 250 osób spokrewnionych. Obecna żona pana Ludwika, Rozalia z Górskich, kobieta lat około 70 cieszyła się bardzo z tak licznego zgromadzenia, pasierbów przyjmowała jak najczulej i w ogóle każdego starała się uprzejmie gościć. Skłamałbym, gdybym powiedział, że na tym weselu wódki nie było – ale miary nikt nie przebrał, wszyscy byli trzeźwi i bawili się przyzwoicie przy raźnej muzyce. Dość powiedzieć, że sam ksiądz proboszcz był na zabawie do północy i chwalił przyzwoite zachowanie się weselników.
W pogawędce z gospodarzem domu dowiedziałem się, że dzieciom dał oświatę wedle możliwości, wpajając w nie zamiłowanie cnoty i dobrego. Niektórzy z synów jego urzędują w różnych stronach, ciesząc się zaufaniem ogółu. Wnuki zaś pana Ludwika otrzymali nawet wyższe wykształcenie, o czem dziadek z chlubą wspomina. O godzinie 5 rano pożegnawszy uprzejmych gospodarzy, zbierałem się do odjazdu. Wtem słyszę dzwonienie. Zaciekawiony spoglądam dookoła, nie wiedzac co to znaczy. Aż tu na pierwszy dźwiek dzwonka kazdy gdzie stał tam uklągł i zaczął zanosić modły poranne do Boga. Można powinszowac młodzieńcowi, co wziął żonę z takiej rodziny przykładnej; wniesie ona pewnie dach jego szczęście i błogosławieństwo Boże.
1.03.2009 22:58
Cóz...przyszła pora na komentarz do powyższych wpisów.

Jedno spostrzeżenie nasuwa mi sie samo. Bez wzgledu na czas, na to ile murów runęło, ile doktryn się zurzyło - sprawy i problemy społeczne pozostały podobne, jeśli nie identyczne. Wycinka lasu w temacie"Jak głupi ludzie las niszczą" kojarzy mi się z Rospudą i jej wołaniem o pomoc - ekologia pełną gębą. Atak grypy...cóz mamy szczepionki, ale ilu z nas w tym roku grypę złapało? Szpitalnictwo i służba zdrowia-tu zdumiona jestem wielce...szpital czekał na pacjentów... na szczescie błonicę szczepimy, bo gdyby nie to... czarno widzę nasze zdrowie w dobie reformy:-)Hazard i alkoholizm...pozostawiam bez komentarza. Pobożność w narodzie na przykładzie wesela - tu tez komentarz niepotrzebny. Fabryka nici i 400 zatrudnionych - podziwu godne i nasladowania, ale jak to zrobić dziś, gdy nas kryzys dusi...nie mam pojęcia. To były czasy - rzec się chce;-)

Nie wiem jakie są Wasze spostrzeżenia i odczucia po lekturze. Ponad 100 lat minęło, a wszystko jest jak było...

P.S. O lichwiarzu i złym duchu w sądzie i o przygodach weselników ze Świeciechowa dopiszę przy najbliższej okazji.
pozdrawiam.
2.03.2009 09:52
Inaczej widać bawiono sie na 2 weselach, o których z innych okolic do nas piszą. Cała zabawa polegała tam głównie na tem, zeby pić bez miary. Gorzałka zaś ma to do siebie, że im wiecej jej kto pije, tem wieksze ma pragnienie. Otóz we wsi Święciechowie w powiecie Janowskim nad Wisłą, 2 weselnicy wyszedłszy we wtorek 19 lutego z zabawy, wstąpili jeszcze do karczmy i ostatecznie rozum tam utopili. Potem wracając w noc późną do domu pokłócili sie. Jeden z nich gajowy Zbytniewski miał ze sobą strzelbę wiec z złości uderzył łozem towarzysza swego Dąbrowskiego w głowę tak, że ten padł brocząc krwią. Nim pomoc przybyła raniony raniony bardzo osłabł i zaniemówił. Wezwano z Józefowa doktora, ale nie wiadomo czy mu sie uda chorego uratować.

Tegoż dnia we wsi Orłowie Murowanym w powiecie Krasnowstawskim, gospodarz Jaworski wyprawiał wesele swojej pasiebicy. Gości było dużo, jadła i napoju aż do zbytku, ale cóż kiedy całą zabawę mącił jeden z weselników, nie dając innym spokoju. Uprosił on zawczasu gospodarza, aby mu powierzył czestowanie gosci.No i częstował ich w taki sposób, że do każdego z osobna sam przypijał. Nic też dziwnego, że mu się w głowie całkiem przewróciło. Ktoś chcąc zażartować z pijanego wsadził mu do kieszeni gont wyjęty z dachu. Ale nie poznał sie on na żarcie, wpadł w złość i puścił gontem tak, że omal nie rozbił głowy pewnemu powaznemu gospodarzowi. Ten wybaczył głupiemu. Ale pijany wyprawiał coraz wieksze burdy. Rzucał sie na weselników, bił ich, darł na nich odzież. Sołtys chciał go uspokoić, lecz gdzie tam sam guza oberwał. Wreszcie goście zniecierpliwieni zaczęli nawzajem bić pijaka, a że ten wpadał w coraz wiekszą zapalczywość wiec omal sie w bójce nie pokaleczyli. Wyrzucano go na dwór, ale pijany póty z wrzaskiem biegał dookoła domu, az zdołał drzwiami przez kogos na chwilę otwartemi wpaść napowrót. Porwał wtedy za łeb pierwszego z brzegu i na nowo wszczynał bójkę. Tak przez gorzałkę i jednego szczególnie jej lubownika całe wesele zostało sponiewierane.
2.03.2009 10:03
W dzień Wszystkich Świętych rozeszła się wiadomość, że "zły duch" osiadł w stogu siana we wsiTyptikowie i nie pozwala tamtedy chodzić dzieciom i kobietom. Wkrótce też zdarzył sie, że szła koło tego stogu kobieta niosaca jajka i bochen chleba do miasta. "Zły" wyskoczył i zabrał wszystko, a kobieta uciekła do wsi. Chłopi wiec uradzili, żeby złego wypędzić. Poszli z pałkami, otoczyli stóg i jak zaczęli wrzeszczec, tak zły wyszedł. Zabrali go więc i zaprowadzili do Hrubieszowa. Poznano, że jest to niejaki Franciszek, który od 2 lat krecił się w okolicy, a w styczniu zeszłego roku nocą przy świetle latarni zozbił 2 ule w folwarku zwanym Duchy i miód zjadł z chlebem. Pociągnięty wtedy do sądu tłómaczył sie, że jest płanetnikiem i człowiekiem żelaznym, ze chodzi po lasach od Narodzenia Chrystusa i że wszystkie miody na świecie jadać musi, bo inaczej kula ziemska by sie przewróciła. Prawiłby też duzo głupstw podobnych i teraz, ale mu nie pozwolono daremnie gadać, tylko zapytano doktora o jego zdrowie. Doktor odpowiedział, ze to moze byc wariat, a moze tylko udaje wariata. Wiec sąd postanowił odesłac oskarżonego do szpitala, aby go tam nalezycie wybadano.
2.03.2009 10:15
Za swoja własność poturbowany.

Losu takiego doznał niejaki Antoni Tomaszewski, gospodarz ze stron siedleckich. Potrzebował on pieniędzy na zapłacenie długu, więc wziął parę swoich koni i prowadził je do Warszawy, aby sprzedac na targu. Wtem kiedy nocą przejeżdżał koło Mińska, napadli nań jacyś 3 ludzie, zbili go, konie odebrali i znikli. Pokrzywdzony Tomaszewski usiadł przy drodze i zaczął swe zale wywodzić. Aż tu po 2 godzinach napastnicy znowu przychodzą i konie zwracają. Wzieli oni wpierw Tomaszewskiego za złodzieja uciekającego z końmi kradzionemi; terza zaś przekonawszy się z jego zachowania i wyrzekania o swej pomyłce, starali sie jak mogli błąd naprawić. Dobrze iż przyznali sie do pomyłki i konie zwrócili; ale jakże pokrzywdzonego za pobicie wynagrodzą? Po co taka lekkomyślność, zeby niewinnego człowieka o kradziez posadzac i krzywdzić!