Moi dziadkowie mieszkali w Kozłowie /Górajek- kilka domów oddalonych od wsi ok. 2 km. Odkąd pamiętam rodzice odwiedzali swoich rodziców w czasie wakacji, gdy były żniwa. Przyznaję, że był to dla nas dzieciaków wyjazd niezbyt lubiany. Dorośli najczęściej byli bardzo zajęci, mężczyźni pracowali w polu, moja mama pomagała babci w przygotowaniu posiłków. Nie było to dla niej łatwe, gdyż musiała rozpalić w kuchni. Kopciło się nie raz, a mama z trudem opanowywała tą sytuację. Mój brat bardzo lubił zwierzęta, więc bawił się z kotami. A ja nudziłam się," dziewczyna z miasta". Pewnego dnia rodzice wzięli nas w pole. Zwozili snopki z pola. Dziadek miał już załadowany pełen wóz. Chciał nam zrobić frajdę. Pozwolił wdrapać się na wóz. W którymś momencie koło wozu wjechało w dół, wóz przechylił się. Snopki zaczęły spadać, a my razem z bratem z nimi. Dzisiaj, gdy to wspominamy w domu, to śmiejemy się. Wówczas mama krzyczała, zanim nas wyciągnęli, bardzo się zdenerwowała. Ja zresztą też. Do dziś pamiętam, wprawdzie mglisto, ale jednak pozostało uczucie paniki. Z tego czasu pamiętam babcię, która na boso chodziła po rżysku. My w sandałach mieliśmy pokaleczone nogi, a Ona "śmigała" jakby miała na nogach buty. Któregoś razu spróbowałam Ją naśladować. Ominę tą część opisu, bo głupotą nie ma co się chwalić. Pamiętam smak chleba pieczonego przez babcię. smarowany masłem. a na tym śmietana z cukrem. Pychoty. Pamiętam smak rosołu, makaronu, ciasta,jajecznicy...