W imieniu naszej znajomej kierujemy apel w sprawie uratowania kościoła w Ikaźni na Białorusi.
We wrześniu br. odwiedziłam Ikaźń na Białorusi.
Jest to spora wieś w dawnym (przedwojennym) powiecie brasławskim.
To miejscowość silnie związana z Polską. Do dzisiejszego dnia większość ludzi tam mieszkających to Polacy.
Ostoją polskości zawsze był tu kościół katolicki.
W miejscowości tej znajduje się piękna (niegdyś) świątynia pw Najświętszego Bożego Ciała z 1912 roku. Przed II wojną św. był on kościołem parafialnym mojej Rodziny.
Ale nie o prywatę tu chodzi!!!
Z kościołem tym (i parafią) wiążą się przepiękne karty naszej, polskiej historii i niesamowita wręcz, patriotyczna postawa polskich Księży (specjalnie napisałam przez duże K).
Krótko przypomnę:
Po 1. KSIĄDZ MICHAŁ BUKLAREWICZ
"- Ks. Michał Buklarewicz – proboszcz parafii Ikaźń dekanat Brasław, zorganizował walczące o Polskę zbrojne oddziały „zielonych”, gdy dał hasło rozbrojenia „bolszewickich żołnierzy”ludność rzuciła się na bolszewików, którzy nie stawiali żadnego oporu (tak byli zaskoczeni) i rozbroiła ich. Oprócz zdobytych w ten sposób karabinów i naboi znalazło się na wozach sporo granatów ręcznych. Tak powstał nieźle uzbrojony,ale całkiem nie wyćwiczony oddział „zielonych”, nad którym dowództwo objął ks. Buklarewicz. Powstańcy zostali przez dowództwo podzieleni na „ogniwa” podług wiosek i gmin. Ogniwa otrzymywały dowódców, z których żaden nie był przygotowany do swojej roli. Oddział z Ikaźni ruszył do Przebrodzia. Koło wsi Zaczerwje natknięto się na oddział bolszewicki. Wywiązała się krótka strzelanina, po której bolszewicy uciekli. Niestety, sam zapał okazał się niewystarczający w dalszych walkach. Powstańcom brakowało karności i wyćwiczenia wojskowego.Tedy ks. Buklarewicz rozpuściwszy część powstańców do domu, sam robił z niewielkim oddziałem wypady atakując mniejsze oddziały bolszewickie, psując torkolejowy itd. Gdy zawiodła nadzieja połączenia się z wojskami polskimi posiadającymi już wtedy Wilno, sytuacja powstańców stała się rozpaczliwa.Ksiądz Buklarewicz został schwytany i w dniu 27 czerwca 1919 roku rozstrzelany razem ze swoją siostrą”.
Po 2.
Tu, przed II Woją Światową pełnili swą posługę duszpasterską dwaj Księża, beatyfikowani przez Papierza, Jana Pawła II - Ksiądz STANISŁAW PYRTEK i Ksiądz WŁADYSŁAW MAĆKOWIAK
"Błogosławieni męczennicy z Berezwecza
Wczesnym rankiem dnia 4 marca 1942 r. w lasku Borek koło Berezwecza salwa niemieckich zbrodniarzy pozbawiła życia trzech młodych kapłanów: Mieczysława Bohatkiewicza, proboszcza Pelikan i Dryssy oraz Stanisława Pyrtka i Władysława Maćkowiaka, duszpasterzy parafii Ikaźń. Zginęli za to, że byli gorliwymi duszpasterzami i Polakami.
Byli to młodzi kapłani. Przyszło im pracować najpierw pod okupacją sowiecką, a następnie niemiecką.
Pełni zapału do pracy
Najmłodszy – ks. Pyrtek – urodził się w 1913 r. w Bystrej Podhalańskiej i był dopiero drugi rok księdzem. Wyświęcony na kapłana 16 czerwca 1940 r., gdy do Wilna wkraczały wojska sowieckie, przez rok pracował jako wikariusz w Duksztach Pijarskich koło Wilna. Jego proboszcz, ks. Piotr Wieliczko, określił ks. Pyrtka kapłanem „pełnym zapału i dobrej woli” i prosił o pozostawienie go w Duksztach. Już tu związał się z podziemiem patriotycznym, zapewne razem ze swoim proboszczem. Abp Romuald Jałbrzykowski skierował jednak ks. Stanisława w 1941 r. na wikariat w parafii Ikaźń. Proboszczem w Ikaźni był o rok starszy kapłaństwem – ks. Władysław Mackowiak.
Ten kapłan, urodzony w 1910 r. we wsi Sytki koło Drohiczyna, święcenia kapłańskie otrzymał 18 czerwca 1939 r. Na pierwszą placówkę abp Jałbrzykowski skierował go na wikariat do Ikaźni koło Brasławia. Już po paru miesiącach pracy musiał objąć funkcję proboszcza tej parafii. Po roku otrzymał do pomocy wikariusza ks. Pyrtka. Pracowali obaj bardzo gorliwie. Starali się o przekaz wiary najmłodszym. Katechizowali dzieci.
Pozostali wierni do końca
W jesieni 1941 r. władze okupacyjne wydały na nich wyrok śmierci, o czym przestrzegł ich 15 października Jan Pietkun, brat ks. Witolda Pietkuna. O tym wyroku dowiedział się w Wilnie i radził kapłanom, aby uciekli i ratowali swoje życie. Oni jednak pozostali na placówce. Radzili się w tej sprawie swego arcybiskupa, który decyzję pozostawił ich kapłańskiemu sumieniu. Dnia 3 grudnia 1941 r. gestapo aresztowało ks. Maćkowiaka. Osadzono go w więzieniu w Brasławiu. Następnego dnia ks. Pyrtek pojechał do Brasławia, aby ratować swego proboszcza. Jego też wówczas uwięziono. Uwięziono również parafian, którzy parokrotnie jeździli do Brasławia, aby zwolniono ich księży. Z więzienia w Brasławiu przed Bożym Narodzeniem wywieziono ich do więzienia w Głębokiem.
Dnia 1 lutego 1942 r. do uwięzionych kapłanów z Ikaźni dołączono ks. Mieczysława Bohatkiewicza. Był on kapłanem diecezji pińskiej. Urodził się w Krykałach w parafii Duniłowicze na Wileńszczyźnie w 1904 r., a święcenia kapłańskie przyjął w Pińsku w 1933 r. Po wybuchu wojny, będąc zagrożonym w Łunińcu na Polesiu, udał się do swego brata, który był proboszczem w Puszkach koło Brasławia. Tu otrzymał nominację na proboszcza pobliskiej parafii Pelikany, gdzie z wielkim oddaniem swoim parafianom pracował do końca listopada 1941 r. Udał się wówczas do pracy w Dryssie (Wierchniedwinsk) za Dźwiną na Białorusi. Tu został aresztowany 16 stycznia 1942 r. Przebywał najpierw w więzieniu w Brasławiu, a następnie w Głębokiem.
Śmierć – uwolnieniem
Wszyscy trzej mogli uniknąć aresztowania, a także uciec ze szpitala, w którym po jakimś ich czasie umieszczono. Tu dyrektor, dr Zasz¬towt, proponował im ucieczkę. Pozostali, aby w odwecie Niemcy nie skrzywdzili ich uwięzionych parafian lub personelu szpitala. W dniach 2-3 marca zabrano ich ze szpitala i umieszczono w więziennej celi śmierci, a rankiem 4 marca wywieziono saniami na rozstrzelanie do lasku Borek. Podobno ginęli ze słowami „Niech żyje Chrystus Król!” Konie do sań zaprzęgali płacząc więzieni razem parafianie z Ikaźni. Do nich ci kapłani mieli powiedzieć, by nie płakali, bo „nasza śmierć będzie uwolnieniem dla was”. I rzeczywiście zostali oni wkrótce zwolnieni do domu.
Bardzo wymowne są listy tych kapłanów napisane w celi śmierci, na kilka godzin przez egzekucją. Ks. Bohatkiewicz na kartkach brewiarza napisał do rodziny: „Idę dzisiejszej nocy na śmierć, ja i moi konfratrzy z Ikaźni. Idę spokojnie i mam w Bogu nadzieję, że moje cierpienia i krew wysłużą mi zbawienie...” Ks. Maćkowiak do abp. Jałbrzykowskiego napisał: „Idę złożyć ostatnią ofiarę z życia. Za trzy godziny stanę przed Panem. (...) Cieszę się, że Bóg mnie wybrał, a nade wszystko, że dodaje łaski i sił, bo wszyscy trzej jesteśmy spokojni”. Nic nie napisał do rodziny, gdyż wiedział, że została wywieziona na Sybir. Ks. Pyrtek w brewiarzu napisał do ojca i rodzeństwa: „…kilka godzin dzieli mnie od śmierci niczem niezasłużonej. Obowiązkiem kapłana jest złożyć i tę ofiarę za Chrystusa. Ginę za nauczanie religii. Nie płaczcie ani się nie smućcie po mnie, idę do Mamusi i tam wszyscy się spotkamy...”
Patron katechetów
Bardzo wymowne są słowa ks. Pyrtka: „Ginę za nauczanie religii”. W ciężkich wojennych warunkach kapłan ten, w porozumieniu ze swoim proboszczem, ks. Maćkowiakiem,starał się najmłodszym parafianom przekazać naukę Chrystusową i utwierdzić w wierze. Za to spotkała ich śmierć. Zginęli rankiem 4 marca 1942 r. w lasku Borek koło Berezwecza. Zginęli z okrzykiem: „Niech żyje Chrystus Król!” Ich męczeńskie wyznanie wiary nie pozostało bez echa. Od samego początku byli uważani przez kapłanów archidiecezji wileńskiej oraz przez parafian Ikaźni i Pelikan za męczenników. Proces beatyfikacyjny tych kapłanów prowadziła Archidiecezja Białostocka. Ojciec Święty Jan Paweł II zaliczył ich do grona błogosławionych w czasie uroczystej Mszy św. na Placu Zwycięstwa w Warszawie w dniu 13 czerwca 1999 r. razem z całą grupą 108 Męczenników Kościoła Katolickiego w Polsce.
Dziś odbierają oni cześć nie tylko w Kościele w Polsce, ale i na Białorusi, gdzie zginęli, także na Litwie. Bardzo wymowne jest to, że w dekanacie Jordanów na Podhalu, skąd pochodził ks. Pyrtek, obrano go za patrona katechetów. Również w naszej archidiecezji powinien być i on, i jego towarzysze męczeństwa czczeni przez kapłanów i katechetów jako patroni przekazu Ewangelii, czy to w sali szkolnej czy z ambony kościelnej. Ci, którzy uczą religii, wiedzą, jak ciężkie jest to zadanie w obecnych warunkach. Trzeba jednak też przypominać sobie, że jest to bardzo ważny obowiązek kapłana i katechety.
Pamięć przetrwała
Kiedy przed laty zbierałem materiały do procesów beatyfikacyjnych tych Męczenników byłem też w Ikaźni i Pelikanach. Wzruszenie mnie ogarniało, że wielu starszych parafian pamiętało tych kapłanów, podkreślało ich zatroskanie o dzieci w Ikaźni, a w Pelikanach nawet cytowali sformułowanie ks. Bohatkiewicza z kazania, określające dosadnie ich sytuację okupacyjną. Podkreślali też troskę o biednych w parafii. Co po kolędzie dostał w jednym domu, oddawał w drugim, gdy widział biedę w rodzinie. A przecież te rozmowy z parafianami obu parafii (w 1993 r.) miały miejsce po przeszło 50 latach od ich śmierci, a kapłani ci pracowali wśród nich krótko, ks. Pyrtek tylko kilka miesięcy, ks. Bohatkiewicz zaledwie rok, a ks. Maćkowiak – ponad dwa lata. Można podsumować stwierdzeniem, że w krótkiej swej pracy pokazali swoją głęboką wiarę i wielkie zatroskanie oraz miłość i szacunek dla powierzonych sobie wiernych.
Symboliczna data
Warto też zwrócić uwagę na dzień 4 marca. Ten właśnie dzień – uroczystość św. Kazimierza – głównego patrona metropolii wileńskiej, wybrali okupanci na datę egzekucji tych kapłanów. Bardzo możliwe, że chcieli w ten sposób okazać swoją wzgardę dla miejscowego Kościoła. Tymczasem ta śmierć stała się szczególnym wyznaniem wiary. Uroczystość św. Kazimierza na Litwie oraz w archidiecezji białostockiej łączy piękne świadectwo życia młodego Królewicza z XV w. ze świadectwem męczeńskiej śmierci Błogosławionych Męczenników z Berezwecza w czasie II wojny światowej".
Do dzisiejszego dnia, w kościele w Ikaźni są, na wyraźne życzenie Parafian, odprawiane msze w języku polskim, mimo tego, że proboszczem jest Białorusin.
Starsi Parafianie pamiętają lekcje religii prowadzone przez Księdza Pyrtka i przepiękne, mądre kazania Księdza Maćkowiaka.
Jedna z parafianek, pani Puzan, powiedziała w czasie rozmowy ze mną: "Nasz kościół umiera. Tu jest Brasławszczyzna. Łukaszenka nie da pieniędzy na remont. Ale dlaczego nasza Polska się tym nie interesuje? To przecież polski kościół. Chciałabym, żeby moje prawnuki prawnuków mogły tu się modlić. Ale, zdaje mi się, że nie będą"
Kościół chyli się ku upadkowi.
W parafii brakuje pieniędzy na wszystko!
Starzy parafianie umierają, młodych prawie nie przybywa (wiąże się to m.inn. z brakiem funduszy na zachęcanie młodych do czynnej obecności we wspólnocie Kościoła) .
Otrzymywane "grosze" przeznacza się na łatanie dziur w świątyni. Nie zostaje nic na inne cele.
MOŻE KTOŚ Z PAŃSTWA MA POMYSŁ, JAK POMÓC KOSCIOŁOWI W IKAŹNI?