PAMIĘTNIK
GABRJELI Z GUNTHEROW PUZYNINY
W WILNIE
I W DWORACH LITEWSKICH
Z lat 1815-1843
ADAM CZARTKOWSKI
HENRYK MOŚCICKI
LATA 1816- 1820.
Zimę 1816-go roku czteromiesięczna już Albina Gab-
rjelka przepędzała z rodzicami w Wilnie. Urodzona tamże
24-go września 1815-go roku, ochrzczona wodą Ś-to Jońską,
trzymaną była do chrztu przez hrabinę Felicję z Moryko-
nich Platerową, już wdowę po Wacławie Platerze, i przez
Karola Przezdzieckiego, ciotecznego brata mojej matki.
Przyjście na świat trzeciej zrzędu córki niemałym było za-
wodem dla rodziny, której protoplasta, Michał Giinther von
Hejdelshelm, przeniesiony z nad Renu do Litwy za Sobie-
skiego, jednego już tylko miał potomka tego nazwiska
w moim ojcu. Ale ..Benjaminka" pieszczona narówni
z siostrami starszemi nie uczuła nigdy skutków tego za-
. wodu na sobie, hodując się w pogodnej atmosferze wra-
cającego do pokoju i pomyślności kraju. Już było wojsko
nasze w Królestwie. już i Litwa miała swoich żółtych
ułanów pod nazwą korpusu litewskiego - a naczelnikami
gubernij byli Polacy. W Wilnie sprawował urząd wice-
gubernatora hr. Zyberg-Plater, jeden z synów kanclerza.
a było ich 7 -miu braci wcale ..nieśpiących, .. bo kilku z nich
zaliczało się nawet do uczonych, a wszyscy byli to ludzie
starannie ukształceni i salonowi. W tej właśnie epoce
tworzył się na nowo Uniwersytet Wileński, jak roślina za-
sadzona przez Batorego. kwitnąca za Aleksandra l-go.
którą miał ściąć Mikołaj po 1831 roku. Dwóch Franków
(ojciec i syn). sprowadzonych z Wiednia do Wilna. bracia
Śniadeccy z Krakowa - datują z tej epoki. słynnej dla
Uniwersytetu. pod zarządem kuratora księcia Czartory-
skiego i pod opieką samego Cesarza.
Salon moich rodziców w zimie 1816-go roku stykał się
z salonem ks, Ludwikostwa Radziwiłłów, Te dwa domy.
te dwie rodziny pokrewne tworzyły dom jeden i jedną
rodzinę. Książę Ludwik. naj starszy z rodzeństwa. żonaty
był z wdową. p. Walewską; oprócz trzech pasierbów było
tam jeszcze dwoje dzieci z drugiego małżeństwa. Księżna
była rzadkiej dobroci. Książę wesoły i towarzyski - dom
zatem miły i ożywiony. Panny Zofja i Gabrjela Walewskie
(później Kamińska i Tymowska), już dorodne panny. oży-
wiały dom rozmową. wdziękami i muzyką. Helenka Ra-
dziwiłłówna. piętnastoletni podlotek. zapowiadała już nie-
zwyczajną piękność; blask cery nieporównanej świeżości
nie był jednak dowodem zdrowia i wydana za swego ku-
zyna Wilhelma. syna Antoniego. niebawnie umarła z suchot.
Za towarzyszkę nauk i zabaw miała ona równą sobie
wiekiem - córkę emigranta Francuza. Jana de Neve.
który zajmował się wychowaniem brata Helenki. księcia
Leona. Mówiono. że młodziutka Aleksandryna była ślicznq
jak pączek róży - o czem nikt nie wątpił nawet wów-
czas, gdy miała lat 50.
Ojciec mój miał swoje dobra. Starzycę. Pokorszew.
Zamość. w gubernji mińskiej. Babka moja. z Wołodko-
wiczów Giintherowa. już wdowa. mieszkała stale w Sta-
rzycy. a rodzice moi spędzali lato w Pokorszewie. znajo-
mym mi tylko z widoczku. rysowanego ręką mojej matki.
gdyż tam już od roku ]817-go nie mieszkali, przeniósłszy
się do Wilna, A w roku 1818-tym nabyli majętność 00-
browlany. w gubernji wileńskiej. w powiecie święciańskim
(naówczas zawilejskim. bo za Wilją) - i tam już odtąd
zamieszkali. sprzedawszy na tenże cel posagowy majątek
mojej matki Sawiczuny, w powiecie wiłkomierskim. drugi
zaś, Ihumenów w dziśnieńskim. zostawiając w ręku rządców.
Dobrowlany zostały nabyte od Ignacego Abramowicza.
któremu tak pilno było użyć swojej wolności i miljonów. iż
zaledwie ośmnastoletni. pozbywszy się własności w kraju.
poleciał do Paryża. by tam całą wartość dziedziczną, roz-
łożoną na raty. przez lat kilka zjeść. przehulać. jedne m
słowem, puścić z dymem.
Dobrowlany. położone o mil ] O od Wilna. za trzema
rzekami. Oszmianką, Wilenką i Wilją. między Święcionami
a Smorgoniami. były starą rezydencją książąt Sanguszków.
a lipy. równowieczne z topolami króla Jana w Wilanowie.
figurowały już w inwentarzu. spisanym ] 700 roku. wraz
z pałacem murowanym.
Jakem się znalazła w DobrowIanach. pamięć pół-
trzecioroczna tego nie zachowała. budząc się zaledwo
zimą wobec okrągłego stołu. na którym gatunkowały się
nasiona kwiatowe i ziarna pszeniczne. lub bawiąc się
z kartami polskiemi o złoconych brzegach i. na widok
wiewiórek łaskawych. które. choć wypuszczone do ogrodu.
wracały napowrót bialutkie od śniegu i w łapkach jadły
orzechy i sucharki w czasie naszego śniadania.
Była to zima 1819-go roku.
Drugim obrazkiem już w całości zapamiętanym była
podróż w Wiłkomierskie do dziadunia T yzenhauza w Ra-
kiszkach.
Dziadunio mój. ]gnacy Tyzenhauz. kiedy przepędzał
lato w Rakiszkach. zbierał dokoła siebie całą rodzinę. t. j.
,. dwie córki zamężne - moją matkę, Aleksandrę i młodszą
od niej o lat ] O Zofję . hrabinę de Choiseul. - dwóch sy-
nów jeszcze kawalerów. Rudolfa i Konstantego - a na
święty ]gnacy przyjeżdżali też do Rakiszek i dalsi krewni:
wdowa po Feliksie Potockim z hrabiów Paców. córka
rodzonej siostry mego dziada. Przezdzieccy i t. d, i t. d.
Tam były moje najpierwsze wrażenia. bo tam rzeczywiście
jeżeli nie przyszłam na świat. to świat stanął przede mną
i snać pamięć ta jest wierną. kiedy. nie będąc już odtąd
nigdy w Rakiszkach. widzę. zda się. każdą budowlę - ów
pałac w stylu włoskim ze wschodami nazewnątrz i z ko-
pułą obitą blachą świecącą na słońcu. którą zwaliśmy
po dziecinnemu bombeJą, zbierając z ziemi blaszki. łamią-
cego się dachu. które z domu spadały. - i ów piękny
młyn holenderski z kamienia i kościół murowany. patrzący
oko w oko pałacowi. Pachną mi dotąd bukiety rezedy,
lewkonij. goździków i róż. odnawiane co dzień na goto-
walni mojej matki. Stoją mi w oczach te duże pokoje.
a w nich obrazy mistrzów i sala z freskami egipskiemi i ów
gabinet mały. gdzie dziadulko uczył czytać Jdalkę. znacząc
litery trześniami... Dziadunio. synowiec podskarbiego T yzen-
hauza. mógł mieć natenczas lat 60; słusznej urody. o trochę
siwej czuprynie. o pięknych rysach. brwiach gęstych. palący
tytoń z długiej fajki. wyglądał srogo. lękałam się go trochę...
Był to (jak o tem słyszałam później) pan całą gębą i Szar-
mant nielada. Lubił wystawę i. zimując w mieście z Cór-
kami. dawał bale i obiady świetne. trzymał piękne konie,
hojnie sypał za loże i krzesła na dobroczynność. był dumny.
grzeczny. ale w stosunkach z dziećmi chłodny. Wujowie
moi wiekiem trzymali środek między moją matką a ciocią
Zosią. Starszy. Rudolf. nie miał bystrości młodszego brata,.
ani starszej siostry. jednak czego nie dało przyrodzenie.
wyrobiła praca. Grał ładnie na skrzypcach. pisał zręczne
listy. nawet czasami wierszem. i pomimo mrukliwości. która
zrażała panny. wcale był miłym w towarzystwie dam,
a serce miał najlepsze. Młodszy. Konstanty. dzikus. uni-
kający salonów. lubił polowanie i towarzystwo uczonych;
już zawczasu zdradzał się w nim przyszły ornitolog. Z twa-
rzy przypominał najwięcej swego ojca. a rozumem sym-
patyzował z moją matką. Bardziej lepki napozór od
swego brata. zimniejszym był w gruncie. ale weselszy od
niego. lubił się bawić. drażnić .z nami dziećmi. rysował
nam konie i psy zawsze w karykaturach i lepił z chleba
całe gospodarstwo z wielkim talentem rzeźbiarskim. Ciocia
Zosia. jednoroczna dopiero mężatka. piękna. wesoła i wra-
cająca z Paryża. nawiozła nam ładnych cacek. Lubiłyśmy
ją bardzo i męczyły niemiłosiernie fryzując jej włosy. tak.
że nieraz od nas uciekać i zamykać się musiała. Małżo-
nek jej. syn starego emigranta. dziedzic wielkich dóbr na
Żmudzi. Płotele. nadanych jego ojcu przez cesarza Pawła.
był niemłody już i powtórnie żonaty. Pierwszą jego żoną
była hrabianka Wiktorja Potocka. córka nieszczęsnego
Szczęsnego. później żona Bachmietjewa
Bywała też u nas rodzina Kublickich, rodząca się
z Sołtanówny. Najstarsza z sióstr Emilja, która w późnym
już wieku wyszła za malarza Smokowskiego, najmłodsza
Anetka, wydana za Józefa Benisławskiego, i najładniejsza
Walentyna za Sołtana, a Oktawja natenczas była zarę-
czona z Józefem Szumskim; bracia tych panienek, Adolf
i Stanisław, chodzili już na Uniwersytet.
W tym wielkim salonie i dokoła przez mniejsze
pokoje biegały bezustannie dwie dziewczynki lat czter-
nastu: Marynia Jundziłłówna. wnuczka pani Abramowi-
czowej. i Helenka Sołtanówna. wychowanka cioci Niesio-
łowskiej - blondynka i brunetka. Matka -. Helenki była
z gniazda piękności. Toplicka z domu. Wprzód Korsakowa.
powtórnie żona Stanisława Sołtana. który już miał nie-
jednego ,prawnuka z wnuczek swych. Kublickich i Wańko-
wiczówien. gdy o powtórnych związkach pomyślał. a skoro
mu Bóg dał syna z pięknej Korsakowej. prawnuki szli
kołysać dziadunia. Pamiętam. jak w 1826 roku poważny
Marszałek pod siwym już włosem przywoził do matki
mojej. swą nadobną młodą żonę. a widząc jej nieśmiałość
i skromność. zdradzał swój niepokój o nią, przydygując
tuż za nią na oba kolana. jakby to co pomóc miało!
Piękność pani Sołtanowej o dużych czarnych oczach.
kruczych włosach i łagodnym uśmiechu. przypominała
obraz: La femme de Titien. Kobietę czeszącą długi warkocz,
który nam w tejże właśnie porze służył za model na lekcji
rysunku. Ta na pozór niedobrana wiekiem para była
jednak szczęśliwa i Bóg temu związkowi pobłogosławił
trojgiem dziatek, a mianowIcie: Stanisławem, Włady-
sławem i Heleną. S
Sędziwy Marszałek żył podobno do roku
1830. Czerstwy do końca życia, zęby miał wszystkie.
Zimą nawet bez futra, spięty w surducie watowym z koł-
nierzem tylko bobrowym, sadził lekko przez rynsztoki
zamarzłe i zdaleka brano go za młodzika.
Generał Kossakowski zabrał mego ojca z sobq do
swoich czarujqcych Łukojń w Wiłkomierskiem. Nas ser-
decznie i gorqco namawiali Saint Clairowie do swoich
Wieprz. Pokusa była wielka... ale godziłoż się nie wra-
cać do samotnej Mamy? Ciocia Pelagja pogodziła to
wszystko: list, wysłany umyślnym do DobrowIan, prosił
o pozwolenie dla nas, a wzywał samq Mamę... Jakaż
była radość i zdziwienie nasze, gdy na drugi dzień przy-
była Mama z projektem jechania w Wiłkomierskie! Z na-
mi miała być i Matynia ł Chcieliśmy tylko przebyć w Wil-
nie uroczystość Wniebowzięcia. aby w tak ważne święto
nie być w drodze. Dowiaduje się o tern generałowa T y-
man, hrabianka Borchówna z domu, trochę nam krewna
przez Tyzenhauzów, i przyjeżdża prosić nas na drużki dla
swojej córki Wirginji, której w tym dniu majq być obłó-
czyny. .. Młoda, ośmnastoletnia śliczna dziewica w białym,
jak ziemska oblubienica, stroju klęczała śród czarno ubra-
nych zakonnic, pp. wizytek, w ich sklepionem oratorjum.
My za nią, jako drużki, a za kratq żelaznq odbywała się
święta Ofiara w kościele, po której nastąpiła przysięga.
Matka i siostra probantki płakały głośno w czasie całej
ceremonji. lecz ona z suchem okiem i pewnym głosem
przysięgała słowami Dawida: .. Gdyby stanęło przeciw
mnie wojsko. nie zlęknie się serce moje" i t. d: A gdy
wyszła z oratorjum. wróciła już w szacie zakonnicy. by
każdemu pokłonić się do ziemi, objąwszy kolana. i prosić
o błogosławieństwo. Wówczas jedna z drużek nie mogła
wstrzymać łez tak dalece. że siostra Karolina Sulistrowska
musiała ją zabrać z sobą. oprowadzać po korytarzach,
tłumaczyć każdy zwyczaj, pokazywać ogród i t. d.. aż
uspokojoną nareszcie odprowadziła do sali. gdzieśmy
dziećmi bywały u pani Sołtanowej, która w 1822 roku wstą-
piła do klasztoru, i gdzie podano obiad, a same zakonni-
ce nam usługiwały.
Jakiś prąd matrymonjalny porwał jeszcze jedną osobę
z naszej rodziny. Lucjan Wojniłłowicz na serjo pomyślał
o małżeństwie i upodobał, i podobał się ślicznej pannie
z Lubelskiego, córce generała Weyssenhoffa, Helenie, kre-
wnej po Sołtanach Wańkowiczów, a więc i Tyzenhau-
zówien. Ślub odbył się w karnawale, a potem zaraz prze-
nosiny do Puzowa.
Więcej tych pięknych wspomnień pod adresem/
http://kpbc.umk.pl/dlibra/docmetadata?i ... 267EB147-1