Polski Cmentarz Wojenny w Anzali (dawniej Pahlewi), IranWielkie żelazne wrota Polskiego cmentarza zamknięte są stale na kłódkę. Nie były otwierane od dziesiątek lat. Wchodzi się przez mniejszą, bardziej prozaiczną bramę w zachodniej części ogrodzonego terenu. Jak inne Polskie cmentarze wojenne w Iranie cmentarz jest pod opieką lokalnej społeczności Ormiańskiej, usługa za którą należy się im głęboka wdzięczność.
Przyjechałem z bukietem czerwonych i białych kwiatów. Przy drzwiach przywitał mnię dozorca, Pan Reza Moghadam, szczupły, łagodny, skromny człowiek który bez pośpiechu prowadzi mnię przez jakby tajemniczy ogród raczej niż cmentarz. Przechodzimy obok dwuch malutkich Ormiańkich kościółków zamienionych na mausolea, otoczonych nagrobkami o napisach Ormiańskich. Zieleń jest bujna a powietrze ciężkie zapachem róż, granatów i kwitnących krzewów.
Wnet stajemy przed metalową bramą - wejściem na Polski cmentarz - gdzie uderza kontrast z poprzednią sekcją. Nieliczne krzewy czy rośliny, kilka sadzonek walczących o życie w ostrym lipcowym skwarze. Oprócz kilku miejsc cienia przy samym murze jest pusto i piaszczyście, prawie jak na pustyni.
W środku stoi prostokątna kolumna z białego marmuru bogato wygrawowana Polskim Orłem. Pod nim, po angielsku i polsku, wypisane są słowa:
"Tu spoczywa 639 polaków zołnierzy Armii Polskiej na wschodzie Generala Władysława Andersa i osób cywilnych byłych jenców i więżniów sowieckich łagrów zmarłych w 1942r w drodze do ojczyzny. Cześć ich pamięci." Kilka stóp obok leży wcześniejszy kamień upamiętniający. Brązowy, zdysfigurowany czasem, z inskrypcją chociaż z trudem jeszcze odczytywalną :
“Pamieci żołnierzy Polskich kobiet, mężczyzn i dzieci, do kraju ojczystego zdążających na ziemi obcej zgasłych i tu pochowanych w roku 1942”
Złożyłem swoje kwiaty przed nim i usiadłem opłakując swoich rodaków. Wokół mnie małe, schludne grobowce ułożone blisko siebie długimi cementowymi rzędami. Na wielu z nich zatarły się nazwiska i daty. Na dwóch całkiem się wykruszyły.
Jeden grób odbija się od innych: nowy nagrobek wystawiony niedawno przez młodą Polską parę która przyjechała by wymienić kruszący się nagrobek swojego krewnego. Jest on wyższy od reszty grobowców, pionowy, z dumnego szarego marmuru.
Pan Moghadam, który mieszka na cmentarzu i zajmuje się grobami, nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia za swoją usługę oprócz domku w którym mieszka darowanego mu przez Ormiańską społeczność. Z żoną żyje z dotacji odwiedzających i dobroczyńców. W zeszłym roku cmentarz odwiedzily trzy osoby z Polski. W obecnej burzliwej sytuacji politycznej (po wyborach w Iranie) nie spodziewa się on więcej wizyt w najbliższej przyszłości. "Boją się" mówi.
"Ludzie czasami pytają mnie czy nie boję się żyć na cmentarzu" mówi w trakcie naszej przechadzki pomiędzy grobowcami, " ale ja im zawsze odpowiadam: dlaczego mam się bać zmarłych, to żywych należy się bać." W trakcie rozmowy Pan Moghadam zdradza że jest artystą malarzem więc proszę go o pokazanie mi swoich dzieł. W szopie przy bramie frontowej przeglądam stos wielkich obrazów olejnych o żywych kolorach. Tematy to historią Iranu i religijne ikony. Nad nami, na kamiennej ścianie swojej pracowni, namalował gigantyczna figurę Chrystusa Zmartwychwstającego z rozpostartymi ramionami. "to tylko dla siebie" mówi z nieśmiałym uśmiechem.
Kilka lat temu otrzymał zamówienie na cykl ikon dla kościoła w Turcji. Przesyłka zaginęła w drodze do celu, prawdopodobnie skradziona, a on stracił wszystko. W krótce potem został zaproszony przez rząd Iranu do malowania propagandowych afiszy ale odmówił tłumacząc że to nie jest praca do której się nadaje.
Na koniec pytam go o smutny stan Polskiego cmentarza. Chyląc kiwa głową. Tłumaczy że dwa lata temu bardzo ostra zima zwaliła wiele starych sosen na cmentarzu. Posadził nowe, ale tylko kilka się przyjęło z braku wody. "Mamy tu studnię" mówi, "czy widzisz? ma zmotoryzowaną pompę która wciąż pracuje. Trudność leży w przeprowadzeniu wody ze studni do drzewek". Potrzebny jest długi wąż i małe naprawki w pompie. Zaczynam się rozgrzewać. Rok temu, po pierwszej wizycie na cmentarzu, napisałem kilka listów do Ambasady Polskiej w Teheranie prosząc o pomoc. Nie byli na tyle uprzejmi by odpowiedzieć.
Kilka tygodni potem znów napisałem do nich w innej sprawie, w sprawie potencjalnego zniknięciem ważnego Polskiego cmentarza wojennego w Qazvin (północny Iran) zagrożonego rozbiórką przez developerów. Sprawa była pilna, ale cmentarz mógł być uratowany gdyby zadziałali stanowczo i szybko. Znów nie było żadnej odpowiedzi, a kilka tygodni potem ambasada skreśliła z listy Polskich cmentarzy wojennych w internecie nazwę Qazvin . To była suma ich zaangażowania w problemie. Hańba. Zły i rozdrażniony poszedłem sam kupić plasticowego węża na rzecz męszczyzn, kobiet i dzieci którzy zmarli tu, na wygnaniu, przeżywszy straszne warunki w obozach pracy na Syberii; współobywatele kraju którego rządu nie stać na 25m plastykowago węża na osłodę pamięci ich egzystencji.