Aneks 641
Wspomnienie z dzieciństwa …..z czasów „społecznej katastrofy” ….
Najwcześniejsze wspomnienia to późne lata 40te…
Wizyty znajomych rodziców, ich rozmowy o polityce, sytuacji w Korei, obawach wybuchu nowej wojny … słuchane przez ze mnie pod stołem oraz w przedpokoju przy żegnaniu gości…. Uroczyste święta wielkanocne i Bożego Narodzenia, bogate prezenty Mikołajowe i gwiazdkowe …. Przedszkole u sióstr przy Duchackiej.. kiedyś uciekłem z niego nago do domu (4-5 lat miałem)... Pamiętam repatriantów ze wschodu, przyszli do sklepu..... kobieta, pewnie 40 letnia o szlachetnej twarzy, ale już całkiem siwa z dziećmi nastoletnimi starszą, dziewczynka i młodszym chłopcem. Wszyscy cisi, przygaszeni, jakby po strasznych przejściach, po katastrofie... Nie pamiętam czy to była matka z dziećmi … czy tylko spokrewnieni uchodźcy. Rodzice zajęli się nimi ……. chłopak potem pozostał z ciotką Julią do jej śmierci w latach 80-tych, gdy już wysiedlili ich ze Sławkowskiej 6 na Tkacką ….. chyba nie założył rodziny..
Tata miał sklep elektryczny przy Slawkowskiej 11 w podworcu, z witryną od ulicy pomiędzy cukierniczym Heroda i fryzjerem, obok był fotograf, szewc Bukowski . Sklep miał dwa lokale frontowy z lada sklepowa i drugi na zapleczu, jako magazyn, schowek, był tam tez stryszek gdzie wisiały czasem suszone kiełbasy. Przez jakiś czas leżał tam też zostawiony przez znajomą rodziców zrolowany wielki (80 x 200 cm ?) olejny obraz królowej Jadwigi w stroju koronacyjnym przy klęczniku, czasem rozwijałem go i oglądałem, dopóki znajoma nie zabrała go. Rodzice mieli obawy czy nie pochodzi z Wawelu, ta znajoma miała w rodzinie oficerów Austriaków. W czasie wojny tata miał tez 2 pokojowe mieszkanie pod 6 na ii P, mama nie chciała mieszkać w centrum wiec służyło za magazyn,. a potem wprowadziły się tam siostry taty Maria i Julia (sprzedały pensjonat w Krynicy). My mieszkaliśmy na peryferiach w domku z ogrodem, w wynajętym mieszkaniu.
Mama nie pracowała, organizowała życie domu z pomocą Babci Wandy , matki Ojca. Babcia (rocznik 1873) . Drobna, urocza kruszynka od lat nie opuszczająca domu za próg, żyjąca w swoim świecie, z przekonaniem, ,że dalej panuje car Mikołaj II a Chruszczow jest jego premierem. Podobno tak było od upadku z konia w folwarku Rakowiec, który mieli z dziadkiem koło Białej Podlaskiej (do 1919, wcześniej wrócili do Skały na Zagrody, i tutaj zmarł). Babcia lubiła słodycze, dobre jedzenie i wieczorkiem kieliszeczek cherry brandy. Babcia była w pełni sprawna fizycznie, przeżyła tatę do 1966 roku. Kiedyś około 1964/5 wzięliśmy ją na wieczorny spacer do Rynku, gdzie nie była od ponad 20 lat. Była zaszokowana zmianami, byliśmy na grobie taty na Rakowicach to była cała wyprawa. Babcia tkwiła w przekonaniu, że dalej panuje nam Mikołaj II , a Chruszczow to tylko jego premier. Pomagała mamie prowadzić dom, chociaż z Węgrzec przychodziła kobieta zaopatrująca nas w nabiał (jaja, sery, masło, mięso) a raz w miesiącu przychodziła prać pościel (wielka balia, pralka do tarcia, kocioł do gotowania pościeli) na cały dzień to było wydarzenie dnia, Była tez pomoc domowa Marysia, gotowala i sprzątała, jeździła z nami na wakacje do Zakopanego.
Mama nie pracowała, chociaż wychodziła do Taty do sklepu, zastępowała go jak musiała gdzieś wyjść za sprawami. Po za tym robiła zakupy, spotykała się ze znajomymi na kawie w kawiarni lub cukierni. Dbała o siebie, stroje , ubierała się modnie, szła stroje u swojej krawcowej (p. Danielukowej na Zmujdzkiej). Tata tez nosił szyte ubrania i zamawiane obuwie od Karpiela). Mama lubiła wydawać pieniądze, w domu zawsze były kupony jakiś materiałów nabytych na wszelki przypadek. Wspólnie z Ojcem dokonywali zamówień i zakupów mebli do domu, na zamówienie był podwójny tapczan ze sw, Marka, wielki kredens fornirowany ze Szpitalnej…. Tata przed wyjściem do sklepu rano kupował świeże pieczywo i bułki (plecionki z makiem) u Baranki, masło, ser, mleko na nasze śniadanie….
Chodziliśmy na lekcje fortepianu do prof. Vorbrodt ( mnie pani profesor wykluczyła z braku słuchu) oraz na angielski do prof. Janiszewskiej.
Niedziele były bardzo rodzinne, wystrojeni jak mieszczuchy udawaliśmy się w 5 (bez babci) do miasta na msze do Mariackiego na 12 ta, potem był spacer AB, Sławkowska, Planty koło Łabędzi, Floriańska z wejściem do cukierni (Florianki/Parfois, Pietruszki przy Jagiellońskiej, lub Wozniaka przy Tomasza, lub na Jana/teraz Rio). Jedliśmy ciastka na miejscu lub jak obiad był w domu zabieraliśmy do domu. Często obiad był w mieście, szczególnie w Pawilonie Esplanada przy Plantach w „drobnerówce” Piękny pawilon Zawiejskiego, bogato zdobiony , na środku parkiet w około jakby w lożach stoliki… Bywaliśmy tez tutaj na imprezach dla dzieci mikołajowych lub gwiazdkowych, z lampionami, występami, prezentami. Bywaliśmy tez w Grandzie na Sali lustrzanej. W tygodniu obiad był w domu, chyba że byliśmy w mieście to tata brał nas do , Pollera, Wolnego lub baru góralskiego potem szwedzkiego (dziś RED ED) róg Sławkowskiej / św. Tomasza.
W tygodniu też bywaliśmy w mieście u taty w sklepie. Bawiliśmy się tam w podworcu z kolegami (Wojtek Sierankiewicz wprowadzał nas w sprawy damsko/męskie z doświadczeń rodziców), goniliśmy po mieście i sami, często na wieżę mariacką, która była dostępną dla każdego i za darmo..… Czasem tata mnie gdzieś posłał np na Długa do pana Wcisło po kabel. Dał mi do ręki czerwone 100 zł, zacisnąłem je w ręce… ale jak dotarłem do celu… juź nic nie miałem w ręce … już koło postoju taxi pod zegarem musiałem wypuścić z ręki.. Zwykle uganialismy się po mieście , po rynku i starówce gdy były jakięś ważne wizyty państwowe. Specyfika Krakowa były państwowe wizyty przywódców światowych. Na drodze królewskiej od Barbakanu do Rynku można było powitać cesarza Abisynii Haile Selasie, cesarza Persji Rezę Pahlavi i cesarzową Farah Dibę, marszałka Tito z Yovanka, Chruszczowa, Breżniewa, Gorbaczowa, Castro, De Gaulle, królową Elżbietę II, a ostatnio parę królewską z Norwegii….która sfinansowała ostatni remont Sukiennic.
W 1955 roku, w październiku (?????) *) rozeszła się po Krakowie widomość, że jest w Krakowie królowa Belgów Elzbieta. Nie omieszkałem z siostrą Krystyną odszukać
królową (to raptem rok po śmierci Taty, jeszcze wtedy mieliśmy sklep przy Sławkowskiej 11 *# ) , zaczelismy od Rynku Sukiennic, gdzie przed Muzeum Narodowym tłum innych poszukujących, potem Collegium Maius tez tłum oczekujących. Już zmrok się robił, nawet mgła opadała, już zmęczeni postanowiliśmy sprawdzić jeszcze Collegium Novum na Plantach. Było pusto, staliśmy sami w pobliżu dębu, zawiedzeni i rozczarowani niepowodzeniem. Nagle z wyjścia gmachu Collegium Novum pojawia się grupa osób i zbliża się do nas. Dwie Panie i 3 Panów w czerni w kapeluszach. Panie jedna z nich drobna siwiutka starsza dama, szczupła w białym futrze gronostajowym, na siwych włosach woalka biała, z haftowanymi różowymi różyczkami, na ręce białe koronkowe rękawiczki. Towarzysząca jej dama w średnim wieku (około 40 ki) była w wielkim brązowym futrze z niedźwiedziej skóry i ciemnym kapeluszu, ciemnych skórkowych rękawiczkach. Raczej dama dworu, która "przeceniła syberyjskość" naszego klimatu w październiku. (bo zimy bywały wówczas syberyjskie nawet w Krakowie). Panowie raczej polscy i belgijscy dyplomanci, a nie obstawa. Zdumiewające, że obstawy (milicji) w ogóle nie było. Państwo podeszli do nas, zatrzymali się przed nami "twarzą w twarz" z pytaniem po angielsku jak mamy na imię ?, ile mamy lat ? (wówczas uczyliśmy się już angielskiego u p., prof. Janiszewskiej), Królowa podała nam bardzo delikatnie rękę na powitanie i pogłaskała nas po głowach. Do dziś po ponad 60 latach pamiętam każdy moment tego zdarzenia… Przed chwilą trafiam na zdjęcia Królowej, a zarazem poznaję jej heroiczna postawę podczas I Wojny Swiatowej, na skrawku Belgii nie zajętym przez Niemców. A Królowa była Niemką z rodu Wittelsbachów bawarskich. Królowie Belgów też mieli niemiecki rodowód z Koburgów (podobnie obecni Windsorowie w Wielkiej Brytanii).
*) w „PRA. O rodzinie Iwaszkiewiczów Ludwiki Włodek (2012) , kilkakrotnie jest odnotowany obiad wydany na cześć królowej Elżbiety w marcu 1955 roku. Czy ja się pomyliłem z określeniem daty spotkania w Krakowie ? Sprawdzam w necie, okazuje się, że : Filharmonia Narodowa w Warszawie: Konkursy chopinowskie przedwojenne oraz z lat 1955, 1960, 1965 odbywały się zimą, blisko daty przyjmowanej za rocznicę urodzin Fryderyka Chopina, 22 lutego. Jednak ze względu na dużą liczbę zachorowań w tym czasie, zarówno jurorów jak i uczestników, termin zmieniono i przeniesiono na październik, miesiąc w którym przypada rocznica śmierci kompozytora. A wiec ja musiałem się pomylić, zmyliły mnie te futra, słoneczny dosyć ciepły dzień, ale zarazem wczesny zmrok i wieczór, mglisty. Mógł więc to być także okres luty/marzec 1955 roku.
Od zawsze pamiętam, że stałym zwyczajem były wyjścia do teatru na wszystkie premiery. Tata miał rezerwacje loży nr 6 na parterze lub 12 na 1 piętrze w Teatrze Słowackiego. Pamiętam wszystkie sztuki z Solskimi Ludwikiem i Ireną, zwłaszcza komedie Bałuckiego; „Grube Ryby”, „Polacy nie gęsi a swój język maja”. Ale tez wyjątkowy dramat Narzymskiego „KARWACCY , tytuł oryginalny „Epidemia”. Narzymski osiadły w Krakowie, pochodził spod Przasnysza, więc wykorzystał w sztuce znane mu nazwisko szlacheckie, nazywając tak rodzinę galicyjskiego barona.. No cóż na przełomie lat40/50 w czerwonym Krakowie własne nazwisko na afiszach teatralnych trochę nam pochlebiało. Więc na premierze prężylismy się godnie w loży nr 6. Na widowni widzieliśmy wiele znakomitości krakowskich państwo N. z Warszewskiej, dyrektora naszej szkoły, doktorostwo M. brata kanclerza kurii krakowskiej. Pamiętam tez spektakl teatru tańca z Chin, wspaniałe strojem parawany, wachlarze oraz ogromne tłumy przed teatrem, przez które przeciskaliśmy się chcąc tam wejść. Po śmierci już loże nie były rezerwowane, nie mniej mama chcąc podtrzymać nasze wizyty w teatrze Słowackiego, kupowała najtańsze bilety na jaskółce (III p), po zamknięciu sklepu (gdy jeszcze go mieliśmy) a potem pralni ( w której podjęła prace po stracie sklepu) szliśmy do teatru… na WESELE Wyspainskiego, Operę „LAKME”….
Mama często wspominała pobyty w Poznaniu u dziadka Piotra Lecha (dr wet po Dublanach 1911, zca dyr. rzeźni miejskiej, weterynarz miasta Poznania, major WP). Chociaż nie akceptowała pani która prowadziła Ojcu dom, wspólnie robiły zakupy i bywały na spektaklach w Poznaniu.
Jeszcze za życia Taty Baska (starsza o 7 lat siostra) nie dostała się do IX Liceum Joteyki, z powodu „że tata prywatna inicjatywa”. Została zapisana do prywatnego Liceum Panien Prezentek przy ul. Sw. Jana. Prywatne i zakonne a bardzo surowa dyrektor Kusiakowa, raczej miała rekomendacje ówczesnych władz politycznych.
Rodzice mieli wielki sentyment do Zakopanego, mama rodem z Nowego Targu, tam się poznali i przez kilka lat mieszkali (1937-1941), tam tez urodziła się Baska. Byli zapalonymi narciarzami, kajakarzami i pływakami na Dunajcu. Toteż za życia Taty wakacje spędzaliśmy w Zakopanem, całe 2 miesiące. Wynajmowane było mieszkanie u Janików przy Kościeliskiej (pomieszkiwał tam też wówczas młody maturzysta Stanisław Lubomirski, prawdziwy książe z kuzynem lub kolega Jerzym) lub u Daniela na ul. Nad Struga do Strążyskiej. Na początek końcem czerwca wyprawiany był wynajęty samochód samochód dostawczy z naszym niezbędnym wyposażeniem, pościelą, naczyniami, prowiantem, ubraniami. My udawaliśmy się autobusem z dworca PKS przy pl. Sw. Ducha, takimi wielkimi autokarami FIATA, które miały fotele z czerwonej skóry, wysokie, miękkie jak kanapa. Ojciec nas tylko zawoził, nie miał wakacji. Tylko wpadał w sobotę po zamknięciu sklepu i zostawał na niedziele. Wtedy wspólnie robiliśmy. Wycieczki w góry, w Tatry.. Giewont, Kasprowy …..Tata zawsze przywoził z Krakowa jakieś wypieki dla nas, ciasta ze śliwkami… itp. W tygodniu czas spędzaliśmy w Parku koło kina lub na basenie w Jaszczurówce. Obiad gotowała dla nas Marysia, nasza pomoc domowa .. chyba, ze z Tatą w niedzielę szliśmy na obiad do „Jędrusia” przy Krupówkach. Po śmierci Ojca już nie jeździliśmy do Zakopanego, ale mama wysyłała nas do Nowego Targu do kuzynostwa Franka i Kasi Borowiczów moich kochanych chrzestnych, cioci Marii Goleszy mojej chrzestnej (autorki obozowej epopei „Przez płonącą dżunglę”) a potem już ja sam do kuzynostwa Jasia i Jasi Borowiczów, także Anny i Mietka Kilanowiczów. Byli bardzo dobrzy i kochani, miło ich wspominam.
Poza wakacjami upalne letnie dni spędzaliśmy na basenach kompleksu Cracovii. Całe dnie , Tata dołączał do nas wieczorem po zamknięciu sklepu, w niedziele cały dzień, zawsze obiady na miejscu w pawilonie przy średnim basenie. Niestety miałem z 5-6 lat, tłok w basenie był duży, ktoś mnie pchnął i siadłem sobie na dnie … widziałem tylko zieloną wodę .. na szczęście na brzegu siedziała Mama, obserwowała mnie, natychmiast zareagowała wyciągając mnie za włosy z wody. Gdyby nie to …… ? … śmiałości do głębokiej wody nie odzyskałem nigdy. Wielka szkoda, że zdewastowano kompleks basenów i stadion lekkoatletyczny Cracovii przy 3 maja, sprzedano teren deweloperom.
Tata do sklepu jeździł na rowerze, często jadąc za kopcącymi autobusami i rzadkimi autami, było to tylko 3 km z domu do sklepu ale jednak. W !952 zaczęła się choroba … jako prywatna inicjatywa nie miał ubezpieczenia zdrowotnego. Wszelkie świadczenia medyczne miał płatne, wizyta lekarzy, badania, lekarstwa, zastrzyki (zachodnie na czarnym rynku u młodych Kellerów, w dworku za mostem Sierakowskiego), szpital…przez dwa lata były to potworne koszty … niestety daremne. 30 września 1954 Tata zmarł przy Kopernika , pamiętam nasza wizytę u niego wcześniej ,,,,,.był słaby ale wyszedł do nas do hollu…..W 2008 roku piętro wyżej w tym pawilonie wyratowano mnie z pierwszego zawału.
Śmierć Taty to była drastyczna zmiana naszych warunków życia. Mama została z 3 dzieci (16,10, 9 lat) i ponad 80 letnia teściową. Przez 1 rok Mama prowadziła dalej sklep, zmagając się z ciągłymi kontrolami, domiarami, sankcjami podatkowymi i lokalowymi. Atrakcyjny lokal wpadł w okno spółdzielni „Filmotechnika”, która chciała go przejąć. A konkretnie personalny „Filmotechniki niejaki Zbigniew W. brat znanego komunisty. Dopiął swego pozbawił Mamę prawa do lokalu. Tow. Zbigniew W. jakimś cudem zdobył dyplom medycyny, został zastępcą a potem przez długie lata komuny dyrektorem Wydziału Zdrowia w Krakowie. Po jakimś czasie Mama zaprzyjaźniła się z jego matką.
A nam (mama z 3 dzieci i 80 letnia teściową bez emerytury ) odebrano lokal i koncesję na prowadzenie firmy Takie to były czasy. 5 osobowa rodzina została bez środków do życia, bez prawa do jakiejkolwiek renty po Mężu, Ojcu, Synu…. Ani Mama, ani My, Babcia tez nie miała żadnych uprawnień emerytalnych. Sposobem na życie było pozbywanie się pozostałego po likwidacji sklepu towaru, a potem rozprowadzanie po znajomych (Pani Wyspiańska-Chmurska, prof. Brzeziński.). w Krakowie, po klasztorach żarówek świecówek do żyrandoli….. Z dostatku za życia Ojca obsunęliśmy się do biedy….. Barbara zaraz po maturze poszła do pracy w przychodni, żeby wspomóc Mamę…. U Mamy pogarszał się coraz bardziej wzrok (katarakta, jaskra), co groziło jego całkowita utrata ( już miała szkła kilkanaście dioptrii). Na szczęście podjęła, pierwsza w życiu pracę w Spółdzielni Pralniczej „Praca i pokój” za prezesa Sałaty, prowadząc punkty przyjęć przy sw. Tomasza… Osobiści musiałem pomagać Mamie, gdyż miała problem nawet z nawlekaniem igły, żeby przyszyć metkę do garderoby …. A Jej wzrok się coraz bardziej pogarszał…. Mimo to w pracy była bardzo aktywna, a przez to uciążliwa dla Władz Spółdzielni z którymi często się spierała, była w opozycji. Nie mniej kilka lat pracy dał jej prawo do renty inwalidzkiej I grupy ( 900 potem 1400 zł) w związku z utratą wzroku. Babcia nigdy nie pracującą dostała rentę socjalną 500 zł. To były wszystkie dochody na nasze utrzymanie …… na kluski… chleb… margarynę… marmoladę… mortadelę, pasztetową czasem parówki .. wyjątkowo jakieś mięso ..czasem obiad w Caritasie przy Tomasza za 2 zł (zupa sznycel, ziemniaki, buraczki, kompot) . Dla mnie gdy miałem 13 lat, w klasie siódmej problemem było kupno spodni do bierzmowania …. A potem nawet na studiach kupno skarpet … chociaż w liceum i na studiach miałem stypendia socjalne… Z czasem po ślubach sióstr już miałem większą samodzielność materialną… niestety tylko przez 2 miesiące (między maturą a studiami) podjąłem pracę na Poczcie Kraków 2 w sortowni listów. Bieda była wstydliwa więc się ja ukrywało. Dopiero po dyplomie uzyskałem pełna samodzielność finansowa, kupiłem sobie telewizor, nawet meble (2 fotele i lawę.. mam ją do dzisiaj), co najmniej raz w miesiącu był dancing w Feniksie, a w niedzielę obiad w Grandzie - polędwica po angielsku z pieczarkami. Lubiłem też wypady z Markiem do kameralnej restauracji w Hotelu Polskim na piwo i eskalopki cielęce, a na większe "picie" do Żywca przy Floriańskiej. Przy Floriańskiej ulokowałem swoje pierwsze emocje do Teresy B. pięknej blondynki o urodzie drobnej BB. Wystawałem pod jej domem (teraz dom gościnny UJ), oczekując, że wyjrzy przez okno na III P. Po wielu latch spotkałem ją jeszcze przypadkiem w Rio, wpadła na krótko do Krakowa mieszkając już stale we Francji (?). Jeszcze dwa razy ulegałem przed ślubem takim emocjom - odczuwając dyskomfort utraty głowy, wolności, panowania nad sobą, dlatego nie dopuszczałem ich...…. zawsze wybierając rozsądek....
Zwykły dzień materialnie był ubogi. Nie dotyczyło to jednak Swiąt, te zawsze były na „wypas” ciasta, torty: orzechowy, czekoladowy i bezowo-kawowy, szynki, wędliny, indyki, musiało być wszystko jak dawniej …. Z CZEGO ?
Choroba Ojca zdewastowała nas materialnie, poszły na nią potworne pieniądze…….CZY WSZYSTKIE ? Nie zostało około 3 000 dolarów i trochę biżuterii. Co to było 3000 $ w 1954 roku ? Kilka lat wcześniej za 2 500 $ hrabina Zdzisławowa Tarnowska sprzedała Bukowskiemu pałac przy Sławkowskiej 13 (Pałac Sanguszków i Tarnowskich)., za środki wraz z synami udało jej się emigrować na zachód z grupą repatriowanych obywateli francuskich (wspomnienia Andrew Tarnowski). Posiadanie dolarów (obcych walut) było w latach 50-tych karane więzieniem. Dlatego te rezerwy na „czarna godzinę”: były zamurowane w scianie przy framudze drzwi w ubikacji. EKSCESY SWIATECZNE i inne krytyczne wydatki były finansowane ze zbywanej biżuterii, a w końcu w związku z wydatkami ślubnymi sióstr (Barbary i Krystyny) wydobyto ze ściany aby sfinansować śluby, wesele (katering Baski był z Grandu na platerowych tacach) itd. Generalnie tylko wyjątkowe wydatki, życie codzienne z bieżących przychodów. Po śmierci Mamy (1982) tym co zostało podzieliliśmy się z siostrami (Barbara zm 1985, Krystyna zm 2012). Tę resztę dolarów wojennych zawsze traktowałem za ostateczna rezerwę.
W 1993 roku byłem za międzynarodowym kongresie w Pradze. Miałem przy sobie około 500 $, mieszkałem w hotelu Diplomat, bardzo elegancki . Korzystając ze szwedzkiego śniadania musiałem mieć bon uprawniający, miałem je w bloczku banknotowym wraz z tymi dolarami. Gdy go wyjmowałem jego zawartość przykuła uwagę młodej hostessy. Następnego dnia była uroczysta kolacja (menu angielskie takie sobie), po niej padłem jak kamień, spałem twardo do rana, jakbym cos zażył na sen.. Niestety gdy wstałem okazało się, ze mój banknotnik jest pusty, zniknęło 400 $. Na szczęście dzień wcześniej już kupiłem córkom dwa złote pierścionki. Recepcja z niedowierzaniem przyjęła moje sugestie podejrzewając mnie , że noc spędziłem „niecnie”. W tym czasie Praga i Czechosłowacja tkwiły jeszcze w głębokiej komunie, mentalnie i publicznie.
Kilka lat po ślubie moja żona, jakby nigdy nic, sięgnęła sobie do tej rezerwy, wzięła 150 $ i pojechała – informując mnie w przeddzień - do przyjaciółki do Paryża, zupełnie ignorując naturę tych dolarów (później przez ponad 40 lat już mnie nie informowała).. Sięgałem po nie wyjątkowo. Ale niestety zaszło takie wydarzenie.. Trzymałem to w schowku w pianinie. Jakieś 10 lat temu początkiem września gwałtownie się ochłodziło. W nocy obudziły mnie jakieś szmery … przez kilka kolejnych dni… chrobotanie, chrupanie….Domyśliłem się, że zawitały do mnie myszy. Zacząłem polowanie, ustawiłem pułapki … bez skutku….. nic….. dalej te same odgłosy…..Zacząłem sprawdzać meble… za nimi, w końcu pianino … Zdejmuję klapę klawiatury i jestem zdumiony…… na klockach klawiszy leżą ułożone jak talia kart 4 banknoty dwa 50 $ i dwa 100 $ nietknięte ,,,, wachlarz banknotów starannie ułożony…. Obok niego drobne strzępki koperty białej z niebieskim środkiem, w którym była cała kwota … ani sladu pozostałych…….. ZJEDZONO 600 $, tylko tych starych, wojennych, nie tknęły myszki nowych, pewnie dokupionych przeze mnie inaczej zabezpieczonych. Szokujący test !!!! Ostatni banknot 100 $ dałem mojemu wnukowi Patrykowi do albumu z okazji jego chrztu, a przedostatnie dwie 50 $ dolarówki chłopakom Franusiowi i Dominikowi jak jechali do Albanii, jeszcze wcześniej 100 $ dolarówki wzgardzone przez myszy dałem dziewczynom z jakiejś okazji. NIE MAM ANI 1 $ ! Tak się kończy historia dolarów mojego Taty!
Nigdy nie pracowałem dla pieniędzy, wynagrodzenie było jakby obok niej, zapewniając egzystencje, wyznaczając standard życia i nieprzekraczalny pułap życia, bez pożyczek, długów i zobowiązań.
Postanowiłem skreślić te kilka wspomnień z przeszłości jako glosę do dziejów mojej rodziny. Dalsze losy już powinni dopisać moi następcy, córki i wnuki, którym powierzyłem szereg pamiątek z dziejów mojego życia. Nie pisze o nim, chociaż patrząc z boku nie było nudne , ale lekkie też nie było ...... z finałem totalnego wypalenia zawodowego i społecznego, całym dorobkiem "wyrzuconym na śmietnik" :
- Szkoła 59 na Prądniku Czerwonym - pamiętam dzień śmierci Stalina (chyba to był luty, w szkole na sekcji, reakcja nauczycielki), odsłonięcie nowego pomnika Adama Mickiewicza w 1955 roku na Rynku, a potem około 1960 pomnika Tadeusza Kościuszki na Wawelu (dar Drezna),
- II Liceum im. Króla Jana III Sobieskiego w Krakowie, w nim j. polski z młodym polonistą (do dziś w świetnej formie) prof. B. Faronem późniejszym ministrem oświaty, w XI klasie dostaliśmy młodego fizyka o nazwisku Kiełbasa (był kiedyś taki ród kniaziowski na Litwie), więc kiedyś na katedrze rozpaliliśmy mu ognisko ! Kilka miesięcy przed matura rozwiązano nasza klasę. Po tygodniu dokonaliśmy ponownych wpisów do szkoły do nowej XI a. A profesor zrobił znakomita karierę naukowa w PAN !
- krótki epizod pracy na poczcie dworcowej w sortowni listów, odczuwałem tutaj respekt dla mojego nazwiska ze strony dwóch panów T, naczelnika oraz I sekretarza partii, ten ostatni był rodem z Paśmiech a jego dziedzicem był Karwacki (Wacław wiceminister rolnictwa w II RP)
- dwa miesiące praktyki górniczej na kopalni Niwka- Modrzejów, początkowo kucie piasku podsadzkowego na wagonach w 15 stopniowym mrozie, ciężkim kilofem ze łzami w oczach; potem sielanka w stacji podziemnego ratownictwa, ciepło przy pożarach … na śniadanie śląskie krupnioki (zmiana warunków po decyzji dyrektora kopalni Glanowskiego - potem wiceministra górnictwa; w młodości znajomego Taty). Prof. S. Stopa wraz z prof. Samujłło też znajomi Taty i dyr. Glanowskiego z czasów wojny i młodości pomogli i dostać się na górnictwo, a potem geologie. Przed wojną dyrektorem Zakładów Modrzejowskich był kuzyn taty Pawelski, mążLeokadii Karwackiej.
- studia 1963-1969 na AGH u prof. Mariana Kamieńskiego b. prof. Pol. Lwowskiej, prorektora wydziałów politechnicznych w Krakowie - ważne dla mnie wydarzenia marcowe w 1968 roku,
- praca w Przedsiębiorstwie Geologicznym w Krakowie w latach 1969-1972
- praca na Wydziale Geologii AGH 1972-2005, klimaty Radomia 1976, " karnawału solidarności" 1980/83, wysoka aktywność w „S ” jako wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej (1989), wygrana „polityczna wojna” z Post Scriptum z Gazety Krakowskiej, „śmiertelna” zawodowa ZEMSTA SRODOWISKA ! *)
- współpraca z prof. Julianem Aleksandrowiczem (1986-88) w charakterze osobistego sekretarza – współorganizowanie Polskiego Towarzystwa Magnezologicznego i jego organu naukowego;
- jako dyrektor / kanclerz AGH 1993-1997 przy rektorze Janie Janowskim (wicepremierze w rządzie Mazowieckiego), oraz rektorze Mirosławie Handke (ministrze edukacji narodowej w rządzie Buzka), autorska reforma zarządzania finansami uczelni ( wsparcie informatyczne Tadek Lachowicz ), prezentowana m.in. na posiedz. Senatu Politechniki Warszawskiej ; regulacja systemu zamówień publicznych w szkołach wyższych.
- jako wiceminister edukacji narodowej odpowiedzialny za finanse edukacji 1997-2000 (w dyspozycji 1/5 budżetu państwa, ok. 30 mlda zł. rocznie) w tym za sfinansowanie reformy, systemu finansowania oświaty i szkolnictwa wyższego, autorski system bonu oświatowego (A+B+C) (wsparcie informatyczne międzynarodowy zespół 4 Żydów "co umiało liczyć" - tak siebie określali - TL,JH, MH, MŚ); nowy system awansu nauczycieli od stażysty do profesora oświaty ...decyzja otwierająca budowę III Kampusu UJ...
- w końcu od 2005 roku emeryt, genealog-amator w poszukiwaniu obiektywnego systemu wartości ...
Kraków 22 listopad 2018 r
* "sądowy lincz" komuszego SN na wniosek "postkomuszego" środowiska, w którym żyłem niemal 40 lat. Nie byłem tam już od 20 lat.
Ostatnio spotkałem sąsiada, kiedyś przyjaciela, długoletniego rektora i szefa CKK …. zdziwionego, że nie odwiedzam miejsca gdzie żyłem prawie 40 lat …….ALE 20 LAT "poza nim" i to jest fantastyczne …. POZA NIM !!!! …… skwitował : ty jesteś "pierdolnięty" … Hahaha ...