Ustanowienie Komisyi Edukacyjnej, doszłej na wniosek Joachima Chreptowicza, podkomorzego lit. w r. 1775, było może najdonioślejszym dla narodu naszego czynem działalności społecznej, zaszłym w ciągu całego wieku XVIII. Wspaniała ta instytucya, uposażona hojnie majątkiem pojezuickim, pomimo drapiestwa T. Massalskiego, A. Ponińskiego, W. Gurowskiego, Młodziejowskiego i innych zawsze jeszcze bardzo znacznym, i popierana gorliwie przez mężów najświatlejszych w narodzie, przez cały czas istnienia swego składała nieustannie dowody liczne dbałości pieczołowitej o rozwój nauki, tak potrzebnej krajowi, w którym szkolnictwo średnie wprawdzie już nieco wcześniej przez S. Konarskiego, Pijara, znacznie podźwigniętem zostało, ale w którym szkoły najwyższe z imienia tylko, rzec-by można, istniały. Tak świetna niegdyś w wiekach XV i XVI wszechnica krakowska, przedstawiała obraz najsmutniejszy rozprzężenia. zaniedbania i ogłupienia, o które wszelkie dobre chęci jednostek, chcących stan taki naprawić, rozbijały się zupełnie, albo zaledwie czasami drobne zmiany na lepsze zaprowadzić zdołały. Komisya Edukacyjna, rozumiejąc dokładnie wielka ważność tej głowy wszystkich szkół krajowych, postanowiła, nie szczędząc wysiłków, przywrócić jej przynależne, dawne znaczenie. Do spełnienia niełatwego zadania tego powołano światłego i energicznego ks. H. Kołłątaja, który też nie zawiódł pokładanej w nim nadziei i z chlubą dla siebie a z pożytkiem wielkim dla narodu reformę tę w r. 1780 przeprowadził, dobierając sobie do tego, jako wytrawny znawca ludzi, pomocników godnych siebie, tym samym, co i on, duchem ożywionych, a pod względem nauki wysoko stojących. W onej to dobie wystąpił na pole działalności publicznej mąż uczony a prawy, którego żywot rozpatrzeć teraz mamy, krzewiciel anatomii i ojciec chirurgii naukowej w kraju rodzinnym. Rafał Józef Czerwiakowski urodził się w dniu 24 października r. 1743[22] na Polesiu, w okolicy Pińska, gdzie ojciec jego Daniel przemieszkiwał na wsi. Szczegółów bliższych o rodzinie jego i pochodzeniu jej nie znamy. Oddany do szkół pijarskich w Pińsku wielkie czynił postępy, szczególniej odznaczając się zdolnością do języków starożytnych. Ponieważ czuł w sobie powołanie do zawodu nauczycielskiego, po skończeniu nauk wstąpił d. 17 października r. 1762 do zgromadzenia Pijarów lubieszowskich, a w d. 23 czerwca r. 1765 został wyświęcony. Młody kleryk po niewczasie przekonał się, że pociąg jego do stanu duchownego był tylko przelotnym, nadto pracując jako pomocnik w aptece, utrzymywanej przez Pijarów w Lubieszowie, nabrał zamiłowania do sztuki lekarskiej i do wykształcenia wyższego niż dotąd posiadane. Zwierzchnicy jego, ludzie światli, umiejący cenić naukę i kochający ją, widząc przytem w młodzieńcu niezwykłe zdolności wrodzone i coraz wzmagającą się niechęć do życia zakonnego, do którego się zbyt nierozważnie zobowiązał, oraz uwzględniając palącą go żądzę oddania się nauce lekarskiej, nietylko nie stanęli mu na zawadzie, lecz owszem postanowili użyczyć mu pomocy, by dotrzeć mógł do celu upragnionego. W roku tedy 1771 wyjechał do Rzymu w towarzystwie ks. Teofila Karolego, rektora szkół pińskich, a przybywszy do wiecznego miasta, całą duszą oddał się nauce, do której tak namiętnie tęsknił oddawna. Po pięciu latach pracy nieprzerwanej uzyskał w dniu 16 marca r. 1776 dyplom doktorski z filozofii i medycyny, nie spieszył jednakże zaraz z powrotem do kraju, ale kształcił się jeszcze dalej przez czas pewien w zakładach klinicznych szpitala Św. Ducha in Saxia, w których już jako student pracował, i gdzie S. Tonci był głównym przewodnikiem jego. Zdaje się, że w tym właśnie czasie został też zwolnionym przez papieża Piusa VI od ślubów zakonnych; wnioskować o tem można z tego, że gdy w dyplomie doktorskim przed nazwiskiem jego spotykamy jeszcze dodatek «reverendus frater» albo «clericus regularis», w świadectwie z dnia 1 września tegoż roku, poświadczającem mu trzyletnie pilne uczęszczanie do klinik, już tego tytułu duchownego nie znajdujemy. Wieści o zdolnościach i postępach młodego uczonego dotarły tymczasem do ojczyzny i spowodowały, że biskup Massalski wezwał go do zajęcia katedry chirurgii w Wilnie. Czerwiakowski wezwanie przyjął w zasadzie, ale przeniknięty ważnością swego powołania przyszłego, uznał wiadomości swe dotychczasowe za niewystarczające i dlatego postanowił uzupełnić je jeszcze, zanim przystąpi do nauczania innych. W celu tym, opuściwszy Rzym, zwiedził uniwersytety w Neapolu, Florencyi, Bolonii, Padwie, Turynie i Wiedniu, poczem udawszy się do Paryża, w słynnej na świat cały akademii chirurgicznej tamtejszej doskonalił się w nauce, której miał zostać profesorem. Wracając stamtąd do kraju, zatrzymał się jeszcze w Berlinie, gdzie ukończył kurs sztuki położniczej. Tak przysposobiony stanął latem r. 1779 w Pińsku, gotując się do objęcia katedry wileńskiej. Inaczej jednak postanowili: ks. Michał Poniatowski, wówczas jeszcze biskup płocki, przewodniczący w Komisyi Edukacyjnej i ks. H. Kołłątaj, członek tejże, obaj dobrodzieje Czerwiakowskiego podczas pobytu jego za granicą. Odezwą Komisyi z dnia 5 listopada roku 1779 powołany został do nauczania w Szkole Głównej Koronnej: anatomii, chirurgii i sztuki położniczej. Nie namyślając się długo, przyjął tak zaszczytne wezwanie i pospieszywszy do Krakowa, już w dniu 16 listopada tegoż roku rozpoczął działalność swą od lekcyi wstępnej p. n. «Wywód o narzędziach cyrulickich» (tak!). Dnia 14 stycznia r. 1780 do praw i swobód profesorom służących przypuszczony, na mocy uchwały Komisyi z d. 15 września tegoż roku mianowany był profesorem rzeczywistym w wydziale lekarskim krakowskim. Nie rozkosznem było wtedy stanowisko profesora anatomii u nas, łączyło się nawet z niem niebezpieczeństwo wyrastające z ciemnoty i zabobonu, niestety, nietylko lud prosty ogarniającego. Doświadczył tego już wcześniej lekarz nadworny Augusta III, Henryk Loelhoeffel von Loewensprung, dziad słynnego historyka Joachima Lelewela, który z polecenia królewskiego, założywszy w Warszawie na Podwalu pracownię anatomiczną, rozbierał w niej z uczniami swymi ciała zbrodniarzy śmiercią ukaranych, czem tak oburzył na siebie ciemnotę, że pospólstwo, otoczywszy dom, chciało go zniszczyć, a samego wraz z uczniami ukamienować, co też byłoby się stało niewątpliwie, gdyby nie rychła pomoc marszałka nadwornego, przybywającego w sam czas jeszcze z siłą zbrojną na odsiecz. Zapobieżono wprawdzie dzikiemu wybrykowi podburzonej tłuszczy, lecz obawiając się ponowienia zajść podobnych, zaniechano dalszych wykładów anatomii praktycznej. Teraz, po czterdziestu kilku latach miał Czerwiakowski wznowić naukę anatomii, będącej główną podstawą wszelkiej wiedzy lekarskiej, a tak haniebnie u nas zaniedbaną, i natrafił na takie same usposobienie, jak niegdyś kolega jego w Warszawie. On to pierwszy «urządził i otworzył prosektornię anatomiczną w Krakowie, której tu dotąd nie było, i pierwszy zaprowadził w niej rozbieranie zwłok człowieczych, którego tu przed nim podobno nigdy jeszcze otwarcie, a, być może, nawet skrycie nie uskuteczniano, o czem mieszkańcy miasta najmniejszego wyobrażenia mieć nie musieli, kiedy w pierwszych chwilach jego nauczycielstwa w anatomii ściągnął na siebie z tego powodu oburzenie gniewu, od kilku zawistnych sobie i zaślepionych zagorzalców do tego nawet stopnia wzniecone, że ten w swojej zapamiętałości życiu jego zagrażał tak dalece, iż niejaki czas, chodząc po ulicach miasta, strażą wojskową od napaści zasłanianym być musiał (L. Bierkowski. Wstęp do anatomii. Kraków 1850, str. X). Człowiek mniej w nauce rozmiłowany i niezagrzany tyle szlachetną żądzą krzewienia oświaty wśród narodu swego, byłby się niezawodnie zraził początkiem takim i porzucił co prędzej zajęcie, narażające w tak wysokim stopniu osobiste bezpieczeństwo jego. Nie takim był jednak Czerwiakowski i dopiął swego. W wątłem ciele jego mieszkała dusza wielka, pałająca miłością bliźniego, tchnąca chęcią rozumnego służenia współobywatelom, nie cofająca się przed lada przeszkodą, lecz usuwająca ją umiejętnie, by dojść do celu dobrego, a do innych przez całe życie swe nie dążył nigdy. Postępując stanowczo i roztropnie, wyświadczając przytem liczne dobrodziejstwa ubóstwu i służąc wedle możności każdemu godnie i uczciwie, dokazał tego stopniowo, że nietylko pokonał zwycięsko sprzeciwiające się mu przesądy, ale pozyskał sobie szacunek, uznanie i miłość Krakowian. Stworzywszy, rzec-by można, z niczego, wszystko co było potrzebne do prawidłowego nauczania anatomii i poskromiwszy występujące przeciw niej przesądy, wykładał ją przez lat pięć, poczem tę część działalności swojej odstąpił profesorowi Wincentemu Szustrowi, godnemu siebie następcy, zachowując sobie nadal wykłady ulubionej chirurgii i położnictwa. Obejmując katedrę, nie znalazł nic prawie z tych urządzeń, bez których wykłady tylko pozór wykształcenia zawodowego dać mogą. Brakowało nietylko gabinetów, zbiorów, narzędzi, ale nie było przede, wszystkiem tak koniecznej kliniki chirurgicznej. Nie zraził się tem jednak dzielny i zacny profesor, zastawszy pustkę, postarał się o jej wypełnienie w jak najkrótszym czasie, a przyznać trzeba, że Komisya Edukacyjna popierała chętnie usiłowania jego. Zaczął od rzeczy najważniejszej, to jest od założenia kliniki i opatrzenia jej w narzędzia i przyrządy najpotrzebniejsze. Udało się to względnie prędko, urządził w tym celu oddany sobie szpital Św. Łazarza; była to klinika maleńka, zaledwie kilka łóżek licząca, ale stał na jej czele przewodnik światły, biegły i gorliwy, umiejący zagrzewać do pracy uczniów swych, więc też pomimo szczupłości środków umiał z nich wyciągać korzyści wielkie dla uczących się. Brak zupełny podręczników chirurgii wymowny profesor mniej dotkliwym czynił, zastępując je odczytami swymi umiejętnie i jasno ułożonymi, a żywem i serdecznem słowem wzniecał w słuchaczach zapał święty dla nauki, przez siebie z całej duszy ukochanej. Chociaż stale za główne zadanie swe poczytywał podźwignięcie chirurgii do godności nauki, w niczem nie ustępującej medycynie wewnętrznej, to jednak, jak już widzieliśmy, przez pierwsze lat pięć z równą starannością i dbałością zajmował się anatomią, powierzając jej wykład koledze dopiero wtedy, gdy mógł być pewnym, że jej istnienie i rozwój dalszy pracą swą zapewnił. Również troszczył się nieustannie o polepszenie sztuki położniczej, będącej w zaniedbaniu strasznem i uprawianej wyłącznie tylko przez baby nieuczki, wyobrażenia o jej zasadach naukowych nie mające. Pomimo tylu i tak trudnych zajęć, niezmordowany profesor, zaraz po przybyciu do Krakowa, wziął na siebie nadto obowiązek lekarza ubogich studentów i spełniał go przykładnie przez lat 19. Nie zadawalając się kształceniem uczniów dobrowolnie na uniwersytet przybywających, przemyśliwał jeszcze nad tem, żeby ich liczbę pomnożyć, ponieważ gnębiła go myśl, że ilość lekarzów w kraju jest zbyt małą, i że zatem tylu chorych bez pomocy rozumnej cierpieć musi. W chęci zapobieżenia brakowi temu wypracował podanie do Komisyi Edukacyjnej, które znalazłszy uwzględnienie wywołało dwa uniwersały królewskie, w latach 1784 i 1785 wydane, nakazujące, żeby wszystkie miasta i miasteczka koronne wysłały swoim kosztem w terminie oznaczonym do Krakowa po jednym, odpowiednio przygotowanym młodzieńcu, mającym kształcić się na lekarza albo chirurga; po ukończeniu zaś nauk mieli stypendyści ci osiadać w miastach, które na nich łożyły i wykonywać w nich swą sztukę. Pomysł ten, rzeczywiście bardzo dobry i rozumny, pomimo, że znalazł poparcie rządu, nigdy w całości swej urzeczywistnionym być nie mógł, stanęły temu na zawadzie wypadki polityczne. Król Stanisław August, umiejący cenić ludzi nauki i nagradzać ich zabiegi, udzielił Czerwiakowskiemu w dniu 18 kwietnia r. 1785 godność archiatra i konsyliarza nadwornego, a w r. 1791, wraz z listem bardzo łaskawym, ręką własną J. K. Mości pisanym, przesłał mu ustanowiony przez siebie złoty medal zasługi. W czasie wojny r. 1794, przez Naczelnika siły zbrojnej narodowej mianowany lekarzem naczelnym w głównym lazarecie przy Św. Piotrze w Krakowie, prawdziwie po ojcowsku zajmował się licznymi rannymi, nie czyniąc różnicy żadnej pomiędzy swoimi a obcymi, widząc w nich tylko bliźnich, pomocy jego potrzebujących. Nie zapomniał też przy sposobności tej o słuchaczach swych, starając się, aby pomagając mu w pracy około ranionych, ćwiczyli się w chirurgii, nabierając w wykonywaniu jej wprawy większej. Sterane wieloletnią pracą siły, zaczęły coraz częściej niedopisywać wątłemu od urodzenia profesorowi, spełnianie obowiązków wielorakich stawało mu się coraz trudniejszem, z żalem więc rozstać się musiał z zajmowaną przez lat 26 katedrą, ustąpił z niej d. 4 maja r. 1805, otrzymując emeryturę całkowitą. Przywykły od lat tylu do pracy nieustannej, nie umiał inaczej zużyć stanu spoczynku, jak na pracę dalszą, w inny tylko sposób wykonywaną. Jako profesor obarczony tylu zajęciami i zupełnie oddany uczniom swym nie znajdował dawniej nigdy dosyć czasu do zabawiania się piórem, a przynajmniej do wykończania i wydawania prac swoich, dlatego też z okresu owego posiadamy tylko dwie rozprawy jego drukiem ogłoszone, okolicznościowe, krótkie, ale pełne treści. Teraz, mając czasu wolnego aż nadto, zajął się uporządkowaniem rękopisów dawniejszych i wykończeniem obszernego dzieła, wykład całej chirurgii obejmującego, chcąc w ten sposób trwałą po sobie zostawić pamiątkę i dać w ręce młodzieży mniej biegłej w językach obcych możność uczenia się w mowie ojczystej. Poświęciwszy ostatnie lata życia pracy tej, rozpoczął druk części pierwszej p. n. «Narząd opatrzenia chirurgicznego». Gdy tom jej piąty opuszczał prasę, znakomity uczony i wielki obywatel zgasł d. 5 lipca r. 1816, tom szósty odbito w roku następnym. O dalszych sześciu tomach, mających objąć choroby chirurgiczne szczegółowo opracowane, rozumie się, już nie mogło być mowy, nawet zdaje się, że rękopis zaginął. Wydana część pierwsza w sześciu tomach, na 1992 stronicach zawiera: desmurgię, akiurgię w najszerszem słów tych pojęciu, oraz krótki wykład działania i skutków leków wewnętrznych; 36 tablic rytych na miedzi podług rysunków Wiktoryna Rybickiego i Jerzego Klimkego, uczniów autora, służyć miało do objaśnienia tekstu. Nakład, na koszt autora wytłoczony, obejmował 2000 egzemplarzy, a mimo to dzieło należy dziś do wielkich rzadkości bibliograficznych, ale, niestety, nie dlatego, że rozchwytane zostało, lecz że po śmierci autora zapomniane leżało w drukarni uniwersyteckiej, i, jak powiada L. Bierkowski, «całkiem na widok publiczny nie wyszło, a później zupełnie prawie na makulaturę zniszczone zostało.» — Taki los spotkał znakomitą pracę jednego z najzasłużeńszych uczonych naszych. Ktokolwiek miał sposobność przeglądania dzieła Czerwiaowskiego, na swe czasy rzeczywiście wybornie napisanego, nie pojmie nigdy niedbalstwa, które spowodowało zmarnowanie jego. F. Skobel, wiedzący, widocznie coś o tem, mówiąc z goryczą, tak się odzywa: «O przyczynach tej niczem niepowetowanej straty, tego niesłychanego zdarzenia w piśmiennictwie tegoczesnem przemilczeć wolę» (Roczn. wydz. lek. w uniw. Jagiel. T. I, 1838, Od. I, str. 73). Szkoda wielka, że znając ich, nie napiętnował sprawców tak wielkiej krzywdy, wyrządzonej zarówno cieniom zasłużonego autora, jako też licznym lekarzom, mogącym z dzieła jego czerpać naukę prawdziwą. Dziwna to rzecz: J. I. Woźniakowski uczcił zmarłego pochwałą rozwlekłą i napuszoną na posiedzeniu prywatnem Towarzystwa naukowego Krakowskiego, w d. 15 grudnia r. 1816 wypowiedzianą; małżonka, Maryanna z Małoszyńskich wystawiła nieboszczykowi nagrobek marmurowy z szumnym napisem łacińskim, ułożonym przez Jacka Przybylskiego, a o utrzymaniu wspaniałego pomnika, wystawionego samemu sobie przez Czerwiakowskiego nikt nie pomyślał! — jest to niesłychanie smutne i przygnębiające. Kogo za to obwiniać? dojść trudno dzisiaj, to tylko jest pewnem, że wina żadna nie ciąży na dwu synach, byli bowiem zbyt młodzi jeszcze w chwili, gdy ich ojciec osierocił, żeby mogli zapobiedz potwornemu wandalizmowi, stokrotnie gorszemu od postępków rozhukanej, ciemnej tłuszczy, występującej przeciwko zacnemu profesorowi w pierwszych chwilach jego działalności krakowskiej. Oprócz wymienionego wielkiego dzieła pozostały po Czerwiakowskim jeszcze liczne rękopisy, stanowiące cały szereg podręczników: anatomii, chirurgii, położnictwa i innych części wiedzy lekarskiej — o wydaniu ich wtedy, kiedy było jeszcze na czasie, nikt niestety nie pomyślał. Bibliotekę swą, składającą się z przeszło 500 dzieł wyborowych i z górą 1000 rozpraw pomniejszych, w różnych językach, jako też zbiór narzędzi i przyrządów chirurgicznych zapisał uniwersytetowi, którego ozdobą prawdziwą był przez ćwierć wieku przeszło; zresztą po sobie majątku prawie żadnego nie pozostawił, ponieważ, chociaż cieszył się praktyką rozległą i dochodną, świadczył zbyt wiele dobrodziejstw ubóstwu, żeby módz wiele dla siebie i swoich odłożyć. Podług portretu, dołączonego do tomu I Rocznika Wydz. Lek. w Uniwers. Jagiellońskim. Album p0143b - Rafał Czerwiakowski.jpg Dr. med. Józef Peszke.