W początkach XIX stulecia było u nas wiele ruchu i bardzo dużo gorliwości na widowni wychowawczej, ruchowi jednak temu brakowało skupienia i jedności, brakowało skutecznego wpływu na ogół, już to z powodu ciągłych, a niepomyślnych zmian w Kraju, już też dla tego, że się nie zjawiał żaden wybitny talent pedagogiczny. Zarówno trochę szczęśliwszy układ stosunków politycznych, ułatwiających pracę nad wszystkimi szczegółami dobra powszechnego, jak i rzeczywisty talent pomogły Hofmanowej do pewnego zogniskowania rozstrzelonych usiłowań w sprawie wychowania kobiet, oraz skutecznego oddziaływania na umysły rodziców i na uczucia dzieci. Hofmanowa kochała społeczeństwo swe duszą całą, zadaniem swojem przejęła się serdecznie. Usposobienie jej najzupełniej harmonizowało z ówczesnemi wyobrażeniami ogółu; przemówiła do rodaków zrozumiałą dla nich mową serca, zyskała też posłuch, poważanie i uwielbienie. Odczuła życzenia wszystkich lepszych wtedy umysłów, wypowiedziała je z umiarkowaniem i powagą; wskazała błędy w wychowaniu kobiecem jej doby i podała środki do ich usunięcia; dostarczyła dziatwie obfitego pokarmu duchowego, pobudziła innych do działania w tymże kierunku, stała się niezmordowaną propagatorką zdrowych myśli edukacyjnych, które przez kilka pokoleń wpływowemi i żywotnemi były rzeczywiście. Od lat już wczesnych skłonność i zdolność pedagogiczna objawiła się w naszej niezapomnianej autorce. Urodzona dnia 23 listopada 1798 r. w Warszawie z ojca Ignacego Tańskiego i Maryanny z Czempińskich, rozwijała się z razu nie tyle pod okiem macierzyńskiem, ile wśród obcych, co prawda bardzo życzliwych osób. W czwartym roku życia powierzona została opiece pani Szymanowskiej, mieszkającej w Izdebnie, niedaleko Warszawy. Dom to był pobożny, skromny, patryotyczny, lubiący pracę i gospodarność, ale obok tych zalet panowała tu wada, silnie wówczas u nas rozpowszechniona, przekonanie o niezbędności francuzczyzny w wychowaniu. Sama pani Szymanowska czysto i niemal zawsze mówiła po polsku, lecz jej córki mówiły, pisały, korespondowały, modliły się po francuzku wraz z dwiema przyjaciółkami, mieszkającemi w blizkiem sąsiedztwie. Czytały nadzwyczaj dużo, zwłaszcza sentymentalne romanse, ale nigdy po polsku. Tańska dzieliła naturalnie ten tryb wychowania; przez całe dziesięć lat nie miała w ręku więcej nad dwie lub trzy książki polskie poważnej treści, z których mało co zrozumiała; jedynem wyższem ćwiczeniem w języku ojczystym było ciche tłumaczenie na polski modlitw, zawartych w »La journée du Chrétien,« dla skrócenia sobie zbyt długich nieraz chwil, jakie przesiadywać musiała w kościele. A nie tylko czytanie, lecz i nauka szła po francuzku. Dorota Szymanowska, najstarsza córka pani z Izdebna, z największym mozołem tłumaczyła »Historyę narodu polskiego« Naruszewicza, na język francuzki i dopiero w tej obcej szacie przedstawiała je młodszym siostrom i Tańskiej. Kończąc rok czternasty, dostała się Klementyna znowu do matki, do sióstr, do rodziny. Matka jej, obracając się ciągle wśród doborowego towarzystwa (np. w Puławach u książąt Czartoryskich), umiała, oczywiście, po francuzku, ale jako wychowana w staropolskim domu, jako żona dobrego obywatela i literata, mówiła i pisała chętnie w języku ojczystym; przytem mieszkała wraz z nią jej matka staruszka, Prowidencya Czempińska, pamiętająca wybornie czasy Augusta III i wcale nie rozumiejąca francuzczyzny. Prócz tego Klementyna musiała uczyć młodszą od siebie o lat sześć siostrę, do tej nauki używała dzieł francuzkich, ale wykładała po polsku, gdyż inaczej zrozumianąby nie była. Towarzystwo przyjaciół matki, księdza Woronicza i Michała Wyszkowskiego, nie mówiących z zasady po francuzku, pobudziło wychowankę Izdebna do czytania książek polskich i wprawiania się w pisaniu po polsku. Wymowny i rzewny »żal za polskim językiem« Kazimierza Brodzińskiego, zwrócił stanowczo Klementynę do polszczyzny, Atoli i pod względem pojęć, dom matki ważne sprowadził odmiany. »Matka mię nauczyła powiada Klementyna, słowami, obejściem, przykładem, całą sobą, że można być pobożną a razem wesołą, przyjemną, podbijającą; bo nie samo wieczne, ale i ziemskie szczęście jest w cnotach; ona mię przekonała, że staranność koło powierzchowności naszej jest obowiązkiem, bo od Boga mamy duszę i ciało, że można lubić i uprawiać nauki, ale będąc kobietą, nie trzeba kłaść nigdy na pierwszem miejscu, ani nie módz wyżyć dnia jednego bez książki, a nareszcie ona mi zaręczyła że wszystkie romanse to istne bajki, któremi wolno niekiedy się bawić, ale wierzyć im w czemkolwiek, broń Boże!« Tym sposobem wpływ francuzczyzny i sentymentalności został zrównoważony wpływem otoczenia polskiego, i zdrowej treściwej atmosfery duchowej. Naturalna czułostkowość przemieniła się w uczuciowość, miarkowaną rozsądkiem; świat romansowy usunął się na plan drugi, a może i dalszy, ustępując pierwszego miejsca praktycznej ocenie potrzeb i wymagań życia rzeczywistego. Wymarzeni bohaterowie zstąpili ze swych piedestałów pod działaniem rozsądnego poglądu. Nie podobna jednak przypuszczać, aby w umyśle 20-letniej panny zaszła zupełna zmiana na korzyść wychowania staropolskiego. Naprzód, i otoczenie rodzinne, z wyjątkiem babki, należało już do pokolenia, wykształconego pod wpływem francuzkim, pod wpływem »wieku oświeconego;« a powtóre dziesięć lat wrażeń najwcześniejszych, nie mogło zniknąć bez śladu, choćby po siedmiu latach oddziaływania w kierunku wprost przeciwnym. Dla tego to, gdy w r. 1819 wystąpiła z pierwszym swym dziełem p. t.: »Pamiętnik po dobrej matce«, Tańska nie popiera bynajmniej wstecznictwa, lecz owszem wymagania postępowe czasu tego umiała w takiej wyrażać formie, że ńie wywołała protestu ze strony starszego pokolenia, a wśród młodszego zyskała poklask powszechny. »Pamiątka« odrazu zapewniła autorce swojej uznanie ogólne i stała się dziełem epokowem w historyi wychowania niewieściego w kraju naszym. Drugiem, niemniej od »Pamiątki« epokowem dziełem Tańskiej są »Rozrywki dla d7ieci.« Były one najzupełniejszą nowością w piśmiennictwie naszem, gdyż były pierwszem wydawnictwem peryodycznem dla wieku młodocianego. Układ ich odznaczał się wybornem zrozumieniem potrzeb tego wieku. Tańska nie goniła za zbyt wielką rozmaitością i słusznie, bo nie należy przyczyniać się do rozpraszania uwagi dzieci, owszem skupiać ją trzeba, o ile się to da bez uszczerbku w ich zainteresowaniu do pisma. Zajmowała młodych swych czytelników przedmiotami najwięcej ich obchodzącemi, wszystkie niemal artykuły dotyczyły kraju, jego literatury, dziejów, obyczajów. Według dewizy, powtarzanej na każdym zeszycie, starała się wzbudzać w sercach ochotę do czynów szlachetnych, zapełniać wyobraźnią malowidłami ludzi zacnych, wypadków podnoszących duszę. Przez pięć lat spełniała sumiennie i umiejętnie ten obowiązek; obudziła wielkie zajęcie i wywołała naśladowców, którzy poszli wskazanym przez nią torem. Trzecią wielką zasługą Tańskiej, jest stworzenie naszej belletrystyki dla dzieci. Dzisiaj, kiedyśmy już przywykli do tylu pięknych i artystycznych, nawet w tej dziedzinie, utworów, kiedy nam francuzkie i angielskie, a w pewnej mierze i polskie dziełka wskazały powabny sposób rozwijania wszystkich władz duchowych dziecka, kiedy malcy mogą się rozkoszować ślicznie ilustrowanemi pisemkami, w których moralność, fantazya, rozsądek i rozum: plastyka i zdolność kombinacyjna łączą się najściślej, dziś łatwo nam wykazywać braki, jakie w całości powiastek Tańskiej się znajdują. Ale kiedy potrzeba było dopiero stwarzać czytelnię dziecinną. kiedy wzory nowego kierunku wychowania jeszcze nie istniały, kiedy szło przedewszystkiem o zachętę do czytania i o wpojenie najważniejszych zasad moralności i narodowości; niepodobna było wymagać więcej po nad to, co Tańska dawała. Ona rozszczepiła w serce młodych pokoleń uczucia zdrowe, serdeczne, czysto ludzkie; ona wymownym głosem mówiła o chwale przodków i zachęcała do poznania kraju, języka i literatury własnej, ona wytworzyła ten ruch na polu piśmiennictwa dla dzieci, jaki do dziś dnia pomyślnie się rozwija. A pod względem czysto artystycznym nie należy zapominać, że pomiędzy jej powieściami dla młodzieży, znajdują się tak piękne, jak »Listy Elżbiety Rzewuskiej« i »Dziennik Franciszki Krasińskiej.« Jeżeli do tych trzech wielkich zasług Tańskiej, dodamy jedną mniejszą, ale nader wpływową, jaką położyła przez ogłoszenie »Wiązania Helenki« (1826), początkowej książki do czytania, mogącej zarazem służyć za przygotowanie do niego, to będziemy mieli w skróceniu obraz tego, co w dziełach naszej znakomitej autorki było nowością w stosunku do istniejących u nas wtedy zasobów i środków pedagogicznych, służących do wykształcenia młodych pokoleń w ogóle, a dziewcząt w szczególności. W uznaniu tych zasług, Komisya Oświecenia powołała Tańską r. 1825 na »eforkę« czyli damę honorową dozoru szkół i pensyi żeńskich w Warszawie. W roku następnym wezwała ją na nauczycielkę do Instytutu guwernantek, świeżo wtedy założonego; wykładała tu przez lat sześć naukę obyczajową dla kobiet. Wyszedłszy w początkach roku 1829 za mąż za znanego ze swych prac historycznych i publicystycznych, Karola Hofmana, zaprzestała wydawnictwa »Rozrywek« i w ogóle pisała z razu niewiele. Gdy atoli nie doczekała się dzieci i zmuszona była opuścić Warszawę, chęć do tworzenia obudziła się w niej na nowo. Podczas pobytu w Dreznie i przejazdu przez Niemcy nazbierała spostrzeżeń, które miały posłużyć jej następnie do opracowania dzieł, zaznajamiających ogoł ze skarbami sztuki nagromadzonemi w stolicy aksonii (»Drezno i jego okolice«), oraz z obyczajami, zwyczajami, krajobrazami różnych ziem niemieckich (»Opis przejazdu przez Niemcy«.) Osiadłszy na stały pobyt w Paryżu, zamierzyła wskrzesić »Rozrywki« ale zaczęła je wydawać, nie zeszytami miesięcznemi, jak poprzednio w Warszawie, tylko tomami kwartalnymi. Nowe te »Rozrywki« paryzkie pod niektóremi względami były wyższe od dawniejszych, szersze w nich bowiem rozwinęła autorka widnokręgi, lecz pod względem żywotności ustępowały warszawskim. Hofmanowa potrzebowała żyć wśród dzieci, ażeby pisać dla nich; a temu warunkowi niepodobna było zadość uczynić w obcem mieście. Próbowała ona wprawdzie założyć pensyonat dla dzieci polskich, ale zamiar się nie powiódł, nie wielką jeno liczbę wychowanek i to starszych, miała przy sobie. Dla nich to układała niektóre dziełka dydaktyczne, jak npp.: »Próbki dobrej literatury wieku XVI,« »Historya Powszechna dla płci żeńskiej,« »Encyklopedya doręczna dla panien i t. p. Nie mogąc pisać dla dzieci, zaczęła Hofmanowa pisać powieści dla osób starszych i tak powstały trzy jej utwory tego rodzaju: »Karolina« (1839 r.), »Krystyna« (1841) i »Jan Kochanowski w Czarnolesiu« (1842 r.). Najpiękniejszą z tych trzech powieści, najwięcej prawdy i życia w sobie mającą jest »Krystyna,« w której na tle życia własnego wystawiła siebie samą w owej chwili kiedy, nie spodziewając się wyjść za mąż, tworzyła sobie ideał starej panny, nie śmiesznej i kapryśnej, ale pożytecznie działającej, kochanej i poważanej. Do roku 1833 Hofmanowa cieszyła się doskonałem zdrowiem i pomimo wątłej budowy ciała, odznaczała się pełną twarzą i dostatkiem sił. Dopiero w dacie wymienionej utworzył się jej po raz pierwszy gruczoł w prawej piersi, który trzeba było wyciąć. Operacja powiodła się szczęśliwie, lecz ją powtórzyć musiano w r. 1841, a rezultaty okazały się wtedy mniej pomyślnemi. Hofmanowa doznawała coraz częstszych bólów gardła, i coraz wyraźniejszych symptomatów astmy. Ponieważ cierpienia znikały w porze letniej, a wracały zwykle w porze zimowej, lekarze radzili zmianę klimatu. To było jednym z powodów przedsięwzięcia w czerwcu w roku 1844 podróży do Włoch. Wróciła do Paryża w maju 1845 r. wielce osłabiona. W końcu lipca przeniosła się na wieś do Ossy, gdzie w dniu 19 września zgasła na ramieniu ukochanego całą duszą małżonka, nie okazawszy najmniejszego znaku boleści. Ciało spoczęło w Paryżu na cmentarzu Père Lachaise naprzeciwko grobów Lafontaine’a i Moliera, gdzie wdzięczność spółrodaków wystawiła jej pomnik. Trwalszym i wspanialszym od niego jest ta cześć i miłość, jaką zostawiła w sercach, które tak gorąco ukochała, wszystkie dzieci polskie stały się jej dziećmi.
Z portretu współczesnego w litografii Villain’a w Paryżu. Ze zbiorów A. Szpadkowskiego. Album p0211b - Klementyna z Tańskich Hoffmanowa.jpg Piotr Chmielowski.