Album p0213a v3 - Marcin Poczobut Odlanicki.jpg Album p0213b - Marcin Poczobut Odlanicki.jpg Wśród mrowiska gwiazd na niebie, a w otoczeniu pięknych i od dawien dawna znanych konstelacyi, jak Lutnia, Herkules, Wężownik, Tarcza Sobieskiego i Orzeł, świeci świeższego nieco imienia mały gwiazdozbiór «Ciołek Poniatowskiego». Nieliczna to gromadka, bo złożona tylko z 16 gwiazd drobniejszych, a nazwana tak przez astronoma polskiego, znanego w nauce pod nazwą Poczobuta, którego żywot czytelnikom naszym choć w krótkości skreślić tu zamierzyliśmy. Był to z jego strony akt wdzięczności dla protektora i mecenasa nauk, jakim był król Stanisław Poniatowski, który mało jeszcze wówczas praktycznie uprawianą umiejętność rad widział sprowadzoną na tory już znacznie udeptane, zwłaszcza przez Francuzów i Anglików, i pozbywającą się szychu astrologicznego, którym ją przez długie czasy w braku godziwych szat odziewano i na pośmiewisko często wystawiano. Bo też przez długie wieki identyfikowano astronomię z jej nieprawą siostrzycą, astrologiją, — nią głowy na uniwersytetach zaprzątano, kontentując się materyałem, jaki starożytność po sobie p%stawiła, a nie dbając nietylko o jego praktyczne powiększenie, ale i sprawdzenie jego wartości. I zbyt długo, bo aż do połowy zeszłego wieku wlokły się u nas niemowlęce i naiwne lata tej nauki, lata płonne i bezowocne i aż dotąd rej wiodła astrologia i jej kapłani, o astronomach prawdziwych, prócz nieśmiertelnego Kopernika i Heweliusza w Gdańsku, o ich obserwacyach wzbogacających naukę, nic nie słychac ani w prastarej szkole Jagiellońskiej, ani w Warszawie, ani w Poznaniu. Ale bo też aż po te czasy brakowało dla niej prawdziwych opiekunów i mecenasów, brak jej było pomocy kraju i społeczeństwa, brak jej było, krótko mówiąc, odpowiednich dla jej rozwoju licznych a kosztownych narzędzi.
Rzecz pozostawiona niemal zupełnie prywatnym troskom, zabiegom i kieszeniom, dopiero po daniu znaku prawdziwego, poważnego życia, wywoływała chętnych, choć nielicznych protektorów. Tem większa więc zasługa takich, jak Poczobut, mężów, że jako pionierzy w pochodzie oświaty i umiejętności, nie szczędzili trudów i swych zasobów materyalnych, aby tylko doścignąć na tem polu ościenne narody, a przynajmniej zrobić tego początek; a choć ich praca nie była tak donośną i w owoce bogatą, jakby tego wymagał dzisiejszy stan nauki, to przecież, bacząc na ówczesne czasy i mechaniczne środki, zapewniła ich imieniu trwałe i poczesne miejsca w historyi tej wzniosłej umiejętności. Cześć im! Ksiądz Marcin Odlanicki, od Poczobudzia, majątku rodzinnego, Poczobutem zwany, urodził się w Słomiance, w powiecie Grodzieńskim, 30 października 1728 r. z ojca Kazimierza herbu Bożezdarz, oboźnego grodzieńskiego, i z matki Heleny z Hlebowiczów. W 10 roku życia swego oddany został na nauki do szkół jezuickich w Grodnie, a po 7-io letnim tu pobycie, czyli w 17 roku, czując w sobie popęd do pracy naukowej i stanu duchownego, wstąpił do zakonu Jezuitów w Wilnie i to wbrew życzeniu rodzica swego, który nim inaczej zamierzał pokierować. Tu przez pierwsze 6 lat poświęcał się głównie filozofii i retoryce, tudzież językom klasycznym, sposobiąc się do zawodu nauczycielskiego. Pierwsze kroki na tem polu, mając dopiero lat 23, zaczął stawiać w Płocku, gdzie przebywał przez 2 lata, przez 3-ci zaś rok w szkołach wileńskich. W r. 1754 Ks. Michał Czartoryski, Wielki Kanclerz litewski, a również wielki i hojny protektor nauk, ofiarował ze swej szkatuły kilkoletni fundusz i oddał go przełożonym zakonu Jezuitów na stypendya dla młodych ludzi, odznaczających się pilnością i zdolnościami, z warunkien wysłania ich za granicę, celem dalszego wykształcenia, głównie w przedmiotach ścisłych i przyrodzonych. Wybór zakonu padł szczęśliwie na Poczobuta, który też rzeczywiście wysłany został do Pragi, dla gruntownego przedewszystkiem poznania języka greckiego, matematyki i astronomii. W Pradze zabawił atoli Poczobut tylko 2 lata, wojna bowiem 7-io -letnia zmusiła go w r. 1756 do powrotu do Wilna, gdzie przez następnych lat 4 ucząc języka greckiego, sam równocześnie zajął się odbyciem kursów teologicznych, które też wyświęceniem na kapłana w r. 1760 zakończył. Taż sama, co i przed 7 laty, hojna ręka Ks. Czartoryskiego ułatwiła znowu Poczobutowi chęć poznania obcych krajów. W r. 1761 wyjechał na zwiedzenie Niemiec, Włoch i Francyi. Zwiedził teraz Wiedeń, Wenecyę, Ferrarę, Bononię, Medyolan, Genuę, — a puściwszy się morzem do Francyi południowej, osiadł na dłuższy czas w Marsylii, aby tu w obserwatoryum, będącem pod kierunkiem X. Pezenasa, członka T. G. i hydrografa królewskiego, wyćwiczyć się w astronomii praktycznej. Jakoż wziął się z zapałem do wymarzonej przez się pracy, po raz pierwszy niemal spotkawszy sposobne ku temu przyrządy, wzniecona atoli przeciw zakonowi Jezuitów burza, która i Pezenasa zmusiła opuścić Francyę, stanęła znów Poczobutowi, po 2-u letniem blizko tu pobycie, w poprzek jego zamiarom. Zniewolony szukać spokojnego schronienia, znałazł je w Avignonie, należącym jeszcze wówczas do stolicy apostolskiej, gdzie wraz z Pezenasem w r. 1763 się udał i w tamecznem obserwatoryum, acz nie tak zasobnem, jak marsylijskie, przez 8 miesięcy nad dalszym ciągiem swych obserwacyi pracował. Niektóre z tych ostatnich ogłosił w dziele Ks. Pauliana «Traité de la paix entre Descartes et Newton par Aimé Henri Paulian; 2 vol in 8-o, Avignon 1763». Ponieważ prześladowanie Jezuitów we Francyi, wzmagające się coraz bardziej, nie dozwoliło Poczobutowi ani myśleć o zwiedzeniu Paryża i jego sławnych astronomicznych zakładów, w październiku więc 1763 r. popłynął do Neapolu, gdzie w kolegium jezuickiem znalazłszy znaczny zasób angielskich narzędzi astronomicznych, niedawno przez rząd zakupionych, prędko się z niemi zapoznał. Przy samym końcu tegoż roku pojechał na czas zimowy do Rzymu i tu zajął się studyami architektonicznemi, do których mu odwieczne miasto tysiące monumentalnych wzorów stawiało, ale tylko chwilowo, bo nadchodzące dnia 1 kwietnia 1764 r. zaćmienie słońca pociągnęło go znowu z powrotem do Neapolu. Na wyjazd ten z wielką tylko trudnością dostał Poczobut pozwolenie od generała zakonu, który, aby uniknąć podejrzeń i coraz więcej srożących się prześladowań jego członków, stanowczo zabraniał im wszelkich zmian miejsca pobytu. Przełamawszy szczęśliwie tę trudność, udało się Poczobutowi ostatecznie obserwować to zaćmienie w Neapolu, ale tylko w jego początku, bo na resztę chmury nie pozwalały, a wynik tej jego obserwacyi pomieścił w Efemerydach swoich na rok 1795 astronom wiedeński, Ksiądz Maks. Hell, członek T. J. Tu się kończy przygotowawczy okres życia Poczobuta, a zaczyna drugi, dwa razy dłuższy i o wiele mozolniejszy, okres służenia krajowi i społeczeństwu, spożytkowania zdobytej swą pracą wiedzy na ich i nauki pożytek. Odtąd także zaczyna się świt pożyteczniejszej dla młodego obserwatoryum wileńskiego działalności, które pod wprawną już ręką Poczobuta stosunkowo dość prędko jak na ówczesne czasy i stosunki, przy znojnych jego zabiegach i wytrwałości na zajętej przezeń placówce, doszło do sił męskich. Nim atoli o tem opowiemy, wspomnimy wpierw pokrótce, jaka była geneza tego obserwatoryum i jakich tam miał Poczobut poprzedników. Słynna na swe czasy Akademia Wileńska, której pierwszym opiekunem i kanclerzem był X. Waleryan Protasewicz (1504—1580) biskup wileński, powstała ze szkółki katedrałnej, przezeń po sprowadzeniu tam Jezuitów założonej. W r. 1579 akademia ta przywilejami Stefana Batorego zatwierdzona i Jezuitom w zarząd oddaną została. Po 2-ch blizko wiekach, w ciągu których przez różne przechodziła koleje, Jezuici, rywalizując z Akademią Krakowską i szkołami pijarskiemi, postanowili zbudować tam obserwatoryum. Pochop do tego dał X. Tomasz Żebrowski, T. J. profesor matematyki, wyjednawszy w r. 1753 na ten cel u Elżbiety z książąt Ogińskich Puzyninej, kasztelanowej mścisławskiej, znaczną sumę. Budowę gmachu rozpoczął on tegoż roku i niemal zupełnie ukończył, dla braku atoli dalszych funduszów wstrzymać się musiał z wewnętrznem urządzeniem obserwatoryum. Przy ciągłem jego kołataniu do możnych protektorów i miłośników nauki, zaczęło się ono jednak powoli zapełniać narzędziami astronomicznemi, z prywatnych darów pochodzącemi, jak od Księcia Michała Radziwiłła, biskupa Józefa Sapiehy, biskupa Massalskiego i t. d. Prócz matematyki wykładał Żebrowski i astronomię wraz z przywiązanemi do niej obserwacyami. Po nim zarząd obserwatoryum i wykłady matematyki objął X. Jan Nakcyanowicz, śladów jednak owej działalności żadnych po sobie nie pozostawił. Na taką to więc spuściznę wrócił Poczobut do kraju w. r. 1764, i zaraz objął w Akademii wykłady matematyki i astronomii, kładąc sobie zarazem na serce wzbogacenie narzędzi obserwatoryum i wyprowadzenie systematycznych obserwacyi. Jakoż na jego nalegania i prośby, już w rok po jego powrocie do Wilna sprowadzili Jezuici z Paryża sekstans 6-cio stopowy Canniveta, który mu posłużył do licznych obserwacyi, tudzież wyznaczenia położenia geograficznego Wilna. Prace te zjednały mu powszechny szacunek, ze strony zaś króla Stanisława otrzymał tytuł astronoma królewskiego. Tak ustaliwszy sobie imię, zaczął myśleć nietylko o uniknięciu groźnej dla obserwatoryum przyszłości wobec spodziewanej lada chwila katastrofy zakonu Jezuitów, który też rzeczywiście na mocy bulli papieża Klemensa XIV w r. 1773 zniesiony został, ale nawet i o zabezpieczeniu dlań pewniejszych i stalszych podstaw materyalnych. Idąc za radą Żebrowskiego, plany te Poczobuta wsparła donośnie wspomniana już powyżej księżna Puzynina, zapisując na utrzymanie obserwatoryum 6 tysięcy dukatów, które, oddane w depozyt biskupa Massalskiego, przynosiły 420 czer. złotych rocznego procentu; prócz tego zaś ofiarowała znaczną sumę na zakupno w Anglii dalszych narzędzi. Aby spełnić upragnione przez się dobroczynne zamiary tej szlachetnej fundatorki, wyruszył Poczobut w podróż do Anglii w r. 1768, a zwiedzając po drodze obserwatorya w Kopenhadze, Hamburgu, Amsterdamie i t. p., z końcem sierpnia zawitał do Londynu; tu u sławnych mistrzów optycznych, Dollonda i Ramsdena, zamówiwszy potrzebne narzędzia, aż do marca następnego roku pracował w najbogatszem już podówczas obserwatoryum w Greenwich, poczem, zwiedziwszy jeszcze Paryż i jego obserwatorya, wrócił do Wilna. Wkrótce po swoim przyjeździe wybrał się wraz pomocnikiem swoim X. Jędrzejem Strzeckim do Rewla, celem obserwowania przypadającego w d. 3 czerwca 1769 r. rzadkiego zjawiska przejścia Wenery przez tarczę słoneczną, a które się dopiero w r. 1874 powtórzyło. Daremną atoli była ta podróż, bo słota na żadne obserwacye nie dozwoliła, czem się zgryzł bardzo, wiedząc, że tego zjawiska w życiu swojem już nie zobaczy. W tym samym czasie zamianowany został członkiem Towarzystwa naukowego królewskiego w Londynie. Zamówione przez Poczobuta narzędzia w Londynie nadeszły do Wilna w r. 1770. Niepomierna wielkość niektórych z nich zmusiła go przedewszystkiem do stosownej rekonstrukcyi głównej sali obserwatoryum, co przeszkodziło obserwacyom jego aż do końca 1772 r. Czas ten spożytkował natomiast na przetłomaczenie geometryi Clairant’a, którą wydał tegoż roku p. t. «Początki geometryi etc.» w drukarni akademii. Wraz z X. Strzeckim zabrał się zaraz Poczobut z początkiem 1773 r. do regularnych obserwacyi, których, nawiasem mówiąc, nazbierało mu się 34 tomów, przechowanych do dziś w Bibliotece wileńskiej. Ale nastały dlań równocześnie także i bolesne czasy, bo zniesienie zakonu Jezuitów i oddanie ich majątków, jako też zapisu księżnej Puzyninej w ręce Komisyi Edukacyjnej, zagroziły bytowi obserwatoryum. Nie opuścił atoli rąk Poczobut, lecz szukał ratunku u możnych. Na swoje prośby do króla Stanisława, otrzymał w darze od tegoż drukarnię pojezuicką, której przedtem zrzekli się byli Jezuici, w przewidywaniu swej klęski, na rzecz króla; dochód z niej miał posłużyć Poczobutowi na dalsze utrzymanie zakładu, na swoje własne i swych pomocników. Wsparty opieką królewską, rozpoczął nawet jeszcze w tym roku druk swych obserwacyj za rok 1773 i wydał je p. t. «Cahiers des observations astronomiques faites à l’Observatoire de Vilna en 1773», za którą pracę król polecił w r. 1775 wybić medal z jego popiersiem. Na gruzach powalonego zakonu Jezuitów i na jego uratowanym od grabieży majątku, powstała Komisya Edukacyjna, której zadaniem było ratować wszystko, co piękne i szlachetne. To też i ona, oceniając należycie pracę Poczobuta, udzielila mu w r. 1777 zapomogi 2 tysiące dukatów na dalsze zakupno narzędzi, za które też zamówiono w Londynie u Ramsdena t. z. kwadrans murowy 8-io stopowy z lunetą południkową na 6 stóp długą, prócz kilku innych mniejszych instrumentów. Nadszedł jednakże niebawem czas, kiedy nasz astronom pofolgować musiał swym pracom astronomicznym, za które i Akademia paryska w r. 1778 nawet swoim członkiem korespondentem go zamianowała. W r. 1780 bowiem zostawszy wybranym na rektora Akademii wileńskiej. zajął się gorliwie sprawami tej szkoły, a w r. 1782 wezwany wraz z Kołłątajem do Warszawy, pracował tam przez 7 miesięcy nad nową ustawą edukacyjną, równocześnie zaś także i nad odwróceniem planów dążących do zniesienia Akademii wileńskiej i zamiany jej na liceum, co mu się też udało przy pomocy Joachima Chreptowicza, podkanclerza W. Ks. L a jego wielkiego protektora. Ukończywszy te mozolne prace w Warszawie, wrócił stęskniony za swem obserwatoryum Poczobut do Wilna, uradowany, że oprócz utrzymania dawnej szkoły na stopie akademickiej, udało mu się jeszcze wydobyć fundusz 10 tysięcy zł. p. na wykonanie nowych zmian, niezbędnych w obserwatoryum do ustawienia oczekiwanych narzędzi. Do tego dołożywszy drugie tyle z własnej kieszeni, przy starym budynku postawił nowy, co ukończywszy w r. 1788, osadził tam nadeszłe tymczasem z Londynu narzędzia i rozpoczął niemi swoje obserwacye. Krótko przedtem, t. j. 15 czerwca 1787 r. obserwował on zaćmienie słońca, co spożytkował Laland, astronom paryski, przy obliczaniu długości g. różnych punktów ziemi, liczne zaś obserwacye Merkurego — do poprawienia pierwiastków biegu i obliczenia nowych tablic tego planety. Lecz ciągłe prace jego w obserwatoryum przerywane były publicznemi sprawami. Jeszcze w r. 1788 wezwano go znów wraz z Piramowiczem, Śniadeckim i innymi, do Warszawy, dla powtórnej rewizyi ustaw szkolnych, którą dopiero w r. 1790 ostatecznie ukończyli. Zaledwie stąd wrócił do Wilna, wezwany znów został na sejm do Grodna, gdzie przez 7 miesięcy wraz ze Śniadeckim pracował nad uregulowaniem funduszów szkolnych, co wymagało wielkiej pracy i trudów wobec wielu przeciwności i dolegliwej słabości, która trapiła jego zdrowie. Jeszcze w r. 1785, chcąc uwiecznić i na niebie zaznaczyć imię tak życzliwego na każdym kroku dla jego projektów króla, do kilku gwiazd, wyznaczonych przedtem przez Flamsteeda, dołożył inne, przez siebie wyznaczone, a których położenie w efemerydach berlińskich z r. 1785 ogłosił, i nazwał tę gromadkę Ciołkiem Poniatowskiego według jego herbu, za ogólną na to zgodą innych astronomów europejskich, chociaż przeciw woli królewskiej, objawionej w tym względzie w listach do Naruszewicza pisanych. Swoją drogą Poczobut odznaczonym został w tymże roku orderem Św. Stanisława, do którego po sejmie grodzieńskim król w nagrodę tylu jego prac i kłopotów dodał mu order Orła białego. Po przejściu kraju pod panowanie monarchów rosyjskich wypadło w r. 1795 Poczobutowi stanąć w Grodnie w obronie zagrożonej ponownie Akademii wileńskiej i innych szkół wraz z ich funduszami, co wymagało wielkiej przezorności i należytego przedstawienia rzeczy. Po blizko rok trwających zabiegach i staraniach udało mu się też rzeczywiście nietylko to, co dotychczas było, utrzymać i zabezpieczyć, ale nawet uzyskał wyrok najwyższy na całość i nietykalność funduszu edukacyjnego. Znękany pracą i wiekiem, rozgoryczony potwarzami, które rzucano na jego nieposzlakowane imię i uczciwość, po powrocie z Grodna do Wilna utracił jeszcze do tego w lutym 1797 r. najlepszego swego przyjaciela i towarzysza prac swoich naukowych, Jędrzeja Strzeckiego, z którym go dola i niedola łączyły tak długo. I odtądto zaczęły się już jego nalegania na Śniadeckiego, zajętego wówczas przy Akademii krakowskiej, aby się przeniósł do Wilna i zastąpił go w dalszych pracach astronomicznych, co też w parę lat potem nastąpiło. Po wstąpieniu na tron Pawła I witał jeszcze Poczobut w murach Akademii tego monarchę zwiedzającego swoje kraje, a który, ujęty sławą i zasługami sędziwego rektora, polecił, aby Akademia została w swym bycie i zaopatrzeniu nienaruszoną. Tę przychylność monarszą zostawił w spuściźnie po sobie Poczobut, sam bowiem, przez wzgląd na jego wiek i stargane siły, uwolniony został w r. 1799 od zarządu Akademią, aczkolwiek jeszcze nieraz wypadło mu ją reprezentować, jak np. w r. 1801, gdy w zastępstwie nowego a nieobecnego rektora przyjmował cesarza Aleksandra I, również wielkiego protektora nauk, od którego pierścień w darze po dwakroć otrzymał. Tak więc po 19 letnich trudach przy zarządzie Akademią, oswobodzony od kłopotów administracyjnych, odetchnął 71-letni już starzec, znalazłszy się wpośród tylko swych lunet i ukochanej przez się pracy. Wyrzekłszy się stanowczo wszystkich nowych dostojeństw, bo nawet wyrobionego sobie w Rzymie biskupstwa nie przyjął, wziął się z młodzieńczemi i jakby odżytemi siłami jeszcze do obserwacyi astronomicznych. Z tego to peryodu jego działalności czysto już naukowej, pochodzą liczne obserwacye planet Merkurcgo, Cerery, Pallady i Junony, które wykonał wspólnie z profesorem astronomii Reschką w latach 1802, 1803 i 1805. Są one pomieszczone w geograficznych efemerydach Zacha, a z jaką pilnością on je robił, dość przytoczyć słowa Zacha drukowane w roczniku za r. 1802, gdzie tenże pisze: «Dyrektor Poczobut, czcigodny starzec, jest jeszcze ożywiony takim zapałem dla swej umiejętności, że nie spoczął, póki Cerery nie odszukał. Mimo niepogody, która mu ciągle w pracy przeszkadzała, z taką wytrwałością i wysiłkiem szukał za tą nową gwiazdą i niezmordowanie obserwował, że kilkakrotnie mdlał przy pracy.» Prócz tych prac na obserwatoryum, napisał jeszcze Poczobut na zakończenie pracowitego życia i wydał w r. 1803 rozprawę w języku polskim i francuskim p. t. «O dawności Zodyaku niebieskiego w Denderach.» Napadany przez częste a niebezpieczne zawroty głowy, oddał wreszcie w r. 1807 cały zakład Janowi Śniadeckiemu, a po roku dolegliwych cierpień, wśród których zrywał się jeszcze do obserwacyi świeżo odkrytej w październiku komety, zmarł dnia 20 listopada 1808 r. w Dynaburgu, gdzie na parę miesięcy przed śmiercią, czując się już dla społeczeństwa nieprzydatnym, schronił się w zacisze klasztorne. Cześć jego pamięci!