Folwark Żylicze pojawił się na miejscu dwóch wsi (Żylicze Wielkie i Żylicze Małe), które nie wiadomo kiedy i dlaczego przestały istnieć. Od XIX wieku aż do ostatniej wojny stanowił on własność de Virionów h. Leliwa. Dom mieszkalny murowany zbudował tu Kazimierz de Virion, czwarty syn Jana Tadeusza i Marianny z baronów Brunnow, który urodził się w roku 1837 w Krynkach - Krynki - Szkołę średnią ukończył w Mitawie, a następnie wstąpił na uniwersytet w Dorpacie. Po dziale majątkowym pomiędzy braćmi przypadł mu majątek Żylicze, w którym się osiedlił. Odznaczał się łagodnością charakteru i bardzo miłym obejściem tak, że ogólnie był lubiany. Kawaler. Zmarł w Żyliczach w roku 1878. Pochowany w Krynkach, w grobie rodzinnym przy kościele parafialnym. Po jego śmierci majątek Żylicze przeszedł na własność jego brata, Mieczysława. Tak opisuje Żylicze w okresie międzywojennym Zygmunt Jeżewski, syn właścicielki sąsiedniego majątku Górka:
Stary dworek parterowy, obrośnięty winem, przed nim łąka opadająca do wąwozu, a w nim strumień, za nim zdziczały park przechodzący w olszynę porośniętą na bagnach, przez którą przepływała rzeczka Nietupa. (...) Żylicze odznaczały się wyjątkowo ładnym położeniem i tonęły w zieleni. Stanowiły one własność Mieczysława de Virion. (...) Pan Mieczysław szybko umarł, a wdowa po nim powtórnie wyszła za mąż i wyjechała z Żylicz, pozostawiając na gospodarce swą matkę Wandę Rymwid-Mickiewicz, czarującą kresową matronę, która cudownie umiała postępować z często odwiedzającymi Żylicze komornikami. Zaczynała: "Kochanieńki, potem interesy, a teraz napijemy się własnej roboty naleweczki, a jak żona, dzieci ? ". W rezultacie do opieczętowania nigdy nie dochodziło, wreszcie pani Wanda postanowiła majątek wydzierżawić. Któregoś popołudnia, na łące położonej tuż przy dworze wylądowała awionetka z Aeroklubu w Poznaniu, która wystartowała dwie godziny wcześniej z łąki położonej przy parku pięknej posiadłości jednego z najbogatszych ziemian poznańskich, pana Dębskiego. Z awionetki wysiadła bardzo ładna i zgrabna panna Marysia Dębska i przystojny pan Jacek Korytowski, (pochodzący ze zubożałej rodziny ziemiańskiej) i zameldowali się pani Wandzie jako dzierżawcy Żylicz. Okazało się, że rodzice panny Marysi nie chcieli słyszeć o jej ślubie z panem Jackiem, więc ją porwał i niezwłocznie wzięli ślub. Zaczęły się ciężkie lata dla "wychuchanej" panienki z bogatego dworu. Gotowała obiad paląc drzewem pod blachą, obrządzała krowę i dwie świnie i pielęgnowała ogród. Pan Jacek pracował na polu na równi z fornalami. Bardzo się z nimi zaprzyjaźniłem i podziwiałem, jak ich wzajemna miłość, opromieniała ich ciężkie codzienne życie."
Po wojnie zabudowania folwarku przez pewien czas użytkował PGR, mieszkały tu dwie rodziny. Nie remontowane budynki uległy jednak dość szybko zniszczeniu, ludzie się wyprowadzili i przez wiele lat było to miejsce opuszczone i dzikie. Przed kilku laty ktoś kupił posiadłość z zamiarem prowadzenia tu pensjonatu.
[Na podstawie - " Polska egzotyczna: przewodnik " - Grzegorz Rąkowski]