Pędząc w rozwoju cywilizacyjnym i gospodarczym ostatnich lat i dziesięcioleci zgubiliśmy po drodze ludzi, od których zależał rozwój człowieczeństwa – zgubiliśmy naszych własnych dziadków.
Jedno z najpiękniejszych przedstawień tzw „soft education” znajduje się na obrazie Antoniego Kozakiewicza „Lekcja historii”. Na wielkim wzorzystym fotelu siedzi starzec w podniszczonym jasnobrązowym kontuszu. Nogi, obute w miękkie kapcie spoczywają na futrze jakiegoś zwierza. Szerokimi ramionami otacza małego, ładnie odzianego chłopca, który z delikatną czcią dotyka trzymaną przez starca – tępą stroną do chłopca – szablę husarską. Przez otwarte drzwi w drugim pomieszczeniu widać grupę mężczyzn, wśród których zapewne jest ojciec dziecka. Czyszczą oni broń, być może gotując się na jakąś wyprawę, a może tylko polowanie. Całość uzupełnia wiszący wysoko portret hetmana Żółkiewskiego. W scenie tej ujmuje kilka spostrzeżeń. Pamiętajmy, że w dawnych domach – tak szlacheckich jak i włościańskich, żyli nie tylko rodzice z dziećmi, ale też dziadkowie, czasem stryjowie, ciotki, kuzynostwo a nawet osoby pozostające „na łaskawym chlebie” czyli „na gracji”. Wielopokoleniowe a nawet czasem wielorodzinne grupy, uzupełniały się w wielu powinnościach dnia codziennego. Każdy członek takiej minispołeczności nie tylko miał swoje ulubione zajęcia, w których dobrze się sprawdzał. Każdy też wnosił pewien wkład do wychowania młodego pokolenia. O ile jednak rodzice na ogół mieli głos decydujący w sprawach wychowawczych, o tyle ci pozostali – a szczególnie dziadkowie czy starzy wiarusi pozostający „na łasce” - pomagali w inny sposób. Gdy rodzic mówił synowi „pamiętaj – musisz służyć Ojczyźnie”, starzec pokazywał dziecku szablę i opowiadał niezwykłe historie. To co słyszane z ust ojca było mało zrozumiałym hasłem, które nawet mogło rodzić bunt – w ustach starca nabierało życia i autentyczności. Ale nie zawsze odbywało się to przez wojenne opowiadania. Codzienna atmosfera pełna była żartów, zabaw, poważnych spraw całkiem innego rodzaju. Czasem trzeba było coś naprawić, kiedy indziej pójść do kogoś, a to narwać jabłek, a to wybrać się na polowanie. W tych zwykłych czynnościach brali udział inni domownicy. Nawet w przygotowaniach do łowów brali udział wszyscy, jedni sprawdzając broń, inni przygotowując jedzenie, jeszcze inni siedząc w fotelu zajmując dzieci pokazywaniem husarskiej szabli. Drugim ujmującym spostrzeżeniem obrazu uwiecznionego przez Kozakiewcza jest fascynacja widoczna w postawie chłopca. Dziecko CHCE słuchać. Nie jest po prostu posłuszne. Nie jest po prostu karne. Nie rodzi się w nim bunt przed czymś nieznanym i narzucanym. Ono chce. Słyszy w głosie dziadka pasję, korci go ona. Autentyzm bije z ust i postawy. Starzec nie udaje. Jest sobą. Akceptuje delikatność i to że dziecko jest jeszcze nieświadome. Wsłuchuje się w malca, empatycznie stara się wyczuć jakie są jego zainteresowania – a jednocześnie całym sobą żyje tym co dla niego zawsze było najważniejsze.
Dzisiejszy brak
Przyjęliśmy traktować programy typu "rodzina na swoim" jako dobrobyt. Każda młoda rodzina zaraz po ślubie chce się znaleźć „u siebie”. To przejaw wolności, dostatku. I rzeczywiście tak jest. Mamy cywilizacyjnie lepszy świat, więcej dóbr wyższej jakości i obfitości. Możemy pozwolić sobie na własne małe mieszkania. W efekcie jednak rozbiliśmy owe wielopokoleniowe wspólnoty. Niezwykle ograniczyliśmy nie tylko kontakt dziadków z wnukami, ale też zabraliśmy sobie samym szansę na pomoc w wielu codziennych obowiązkach. Dramatyczny efekt takiego dobrobytu widać w zlaicyzowanej Szwecji, gdzie starsi umierają w całkowitej obojętności i zapomnieniu. Dzieci nie przejmują się nawet zostawionym majątkiem. Czasem ciała zostają po śmierci w mieszkaniu wiele miesięcy, bo nikt nie zainteresuje się ich losem, a emerytura automatycznie spływa na konto z którego samoczynnie realizowane są wszelkie opłaty. Ale czy u nas jest wiele lepiej? Odwiedziny raz na pół roku, sztuczne życzenia składane przy okazji świąt, dezorientacja jak się zachować, kilka szybkich słów powiedzianych wnuczkom, gdy jeszcze są zbyt małe żeby mieć śmiałość wyrażać znużenie. Nie tak dawno w telewizji pokazywana była wzruszająca reklama o starszym mężczyźnie który uczył się słówek języka angielskiego. Jego celem było, aby gdy pojedzie do Anglii i spotka wnuka, móc wymienić z nim kilka zdań w zrozumiałym przez niego języku – w rodzinie, która już nie mówi po polsku. Czy ta rzewna reklama nie była jednocześnie niezwykle smutnym znakiem czasów?
Dwa systemy kształcenia
W procesie kształcenia można generalnie wyróżnić dwa systemy. Nazwać można je umownie edukacją twardą i miękką. Oba są potrzebne do tego aby kształcenie było pełne. Ta pierwsza - twarda - jest typowym działaniem wprost, takim jak spotkać można na wielu lekcjach. Uczeń otrzymuje regułkę a następnie musi poćwiczyć jej zastosowanie w przykładach. Ta druga – miękka edukacja - działa przeciwnie. Często stosowana jest w przedszkolach, klasach początkowych, domach kultury. Najpierw, przy okazji zabaw, obserwuje się liczne przykłady a następnie samemu wyciąga wnioski sprawdza czy inni myśleli podobnie. Właśnie to widać na obrazie Kozakiewicza. Jest tu ojciec, który uczy dziecko wprost, jest i ukochany dziadzio, zachęcający, pokazujący przykłady, inspirujący do własnych spostrzeżeń i odkryć. Ta pierwsza, twarda edukacja stosuje metodę dedukcji (od wniosku do przykładu). Ta druga - indukcji (od przykładu do wniosku). Kluczowa różnica nie polega jednak tylko na odwróceniu mechanizmu – ale na tym, że w drugiej każdy uczestnik ma szanse w swojej wolności obserwować świat bez deklaracji naśladowania go. Nic nie jest mu narzucane, ale będąc obserwatorem z boku może odkrywać fakty. Następnie sam wynajduje wniosek – co powoduje, że zapada mu on głęboko w pamięć i jest co do niego silnie przekonany. Może się z nim identyfikować, ale dalej, wciąż w wolności może się mu sprzeciwić. To metoda szanująca wolny wybór człowieka. Taka miękka edukacja, soft-education – a może nawet tander-education (czuła edukacja) jest zgodna z chrześcijańską, biblijną koncepcją człowieka, odkryciami pedagogiki przełomu XIX i XX wieku, nauczaniem Jezusa, życiem wielu świętych i cudownych wychowawców – takich jak Jan Bosko czy Janusz Korczak. Chrystus w zasadzie niewiele mówił wprost. Ewangelista Mateusz stwierdził nawet, że bez przypowieści nic tłumom nie mówił (Mt 13:34). Podobne stanowisko przedstawiały na początku XX wieku nurty tzw Nowego Wychowania. W podobny sposób powstało harcerstwo i „Biały Indianizm” Tomasa Ernesta Setona. Mówili o tym teoretycy progresywizmu amerykańskiego, filozofowie, pedagodzy tacy jak Wilhelm von Humboldt, Martin Buber czy Herbert Schnadelbach (reprezentujący tak różne źródła kulturowe). Niezwykle wartościową jest koncepcja Karla Rogersa który wskazuje co należy zrobić aby nawiązać dobrą relację z wychowankiem, co jest kluczem do przekazywania dobrych wartości. Rogers trzy cechy, które zostały już wspomniane prze opisie postawy starca tj.: autentyzm (wiarygodność postawy), akceptujące nastawienie (nie odrzucające za błędy, wierzące w dziecko, dające mu szansę) oraz empatia, która pozwala zrozumieć emocje i aktywnie słuchać.
Co robić?
Dlaczego więc stosujemy ten miękki system w kształceniu niektórych tematów (np. edukacja wczesnoszkolna), a w innych gubimy i myślimy, że tylko edukacja twarda wprost, ma mieć rację bytu? W szczególności dlaczego nie używamy tych metod miękkich świadomie i planowo w takich tematach jak światopogląd? Dlaczego dziwmy się, że patriotyzm, tożsamość, dojrzałość przekonań giną – skoro odłączyliśmy od wnuków źródło autentycznej fascynacji – ich własnych dziadków? Czy nic się nie da zrobić? Czy mamy przyjąć nową koncepcję świata i nie szukać jak naprawić, obejść problem? Czy nie mamy jak odtworzyć lub zastąpić zerwanych więzów? Czy nie mamy jak dać przeciwwagi dla lewactwa nieustannie silnie stosującego te skuteczne metody? [imglewa]https://genealogia.okiem.pl/foto2/albums/userpics/12398/thumb_logo__duze.jpgReprezentuję Fundację, która od 20 lat ma w nazwie odtwarzanie – Fundacja Odtworzeniowa Dóbr Kultury i Dziedzictwa Narodowego – w skrócie Genealogia Polaków. Od 20 lat udowadniamy, że to możliwe. Prowadzimy programy edukacji miękkiej i czułej. Jednym z projektów jest wielki portal genealogiczny, który nie tylko zachęca i pomaga odtwarzać drzewa genealogiczne swojej własnej rodziny. Podchodzimy do genealogii tak, jak mówił o niej Jan Paweł II używając określenia „genealogia divina” – czyli pochodzenie źródeł człowieczeństwa. Nasi pradziadkowie, jeśli są tylko pozycjami na drzewie, to nic ich nie różni od tych „obcych”, do których przychodzi się tylko raz na święta. Sytuacja się jednak zmienia gdy poznajemy ich życie, marzenia, wystrój domu, zainteresowania, udział w pracach, życiu, ich uśmiech, ich złość, ich codzienną energię, krąg ich przyjaciół. Ludzie ci stają się naszymi bliskimi, a wartości w które wierzyli stają się dla nas zrozumiałe. Tak prowadzona genealogia to jeden z setek przykładów tego jak można prowadzić „czułą edukację”. Człowiek – jak mówił Karol Wojtyła – jest jedynym stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego. Tak też staramy się pogłębiać nasze relacje między sobą w Fundacji, oraz między nami i naszymi przodkami. Od 20 lat stykamy się też z wieloma ludźmi, którzy działają podobnie, prowadzą liczne społeczne procesy, aktywizując młodzież w swoich szkołach, świetlicach, grupach rekonstrukcyjnych. Problem jednak polega na tym, że mało kto prowadzi edukację patriotyczną jako edukację miękką – jako element dodany – taki który się obserwuje, powoli poznaje, odkrywa samemu obcując z kimś niezwykle autentycznym. Istnieje społeczne przekonanie że nauczanie historyczne, religijne i patriotyczne należy prowadzić wprost – podobnie jak prowadzi się wykłady na studiach. To owszem dobry materiał formacyjny, dla osób zdeklarowanych. Niestety to nie działa jako metoda zachęcania osób obojętnych. Wręcz przeciwnie. Im więcej będziemy tworzyć wielkich programów, im więcej będzie marszów w których „trzeba uczestniczyć”, efektownych prelekcji, książek, wielkich filmów które „trzeba zobaczyć” – im mniej będzie zwykłych ludzi żyjących wewnętrznym patriotyzmem ale interesujących się tysiącami różnych rzeczy – tam bardziej będzie następował w młodzieży opór, tym mniejsze będzie zrozumienie, tym słabsza chęć odkrywania. Funkcjonowało to naturalnie w czasach zaborów czy komuny, gdzie o tych sprawach nie można było mówić głośno. W chwili gdy zakaz ustał, ustało też „miękkie” przekazywanie patriotyzmu a rozerwanie pokoleń jeszcze bardziej proces ten pogłębiło. Podobnie rzecz wygląda z innymi cechami polskiej tożsamości – z kulturą, szacunkiem do innych, dojrzałością, troską, odpowiedzialnością. Cechy te są nakazywane, wpajane tak jak nauczał ojciec małego chłopca – wprost – ale brakuje owych dziadków – żyjących tymi wartościami. Prawie nikt nie prowadzi takich miękkich programów edukacyjnych. Szkoły prowadzą programy patriotyczne przez akademie, pokazy filmów, apele, uczestnictwa w uroczystościach i mają wrażenie, że to wystarczy. Tymczasem istnieją ludzie, którzy prowadzą programy miękkie, jednak praktycznie nie mają żadnego wsparcia. Nie prowadzą efektowych uroczystości, nie budują pomników – więc nie wspiera ich rząd. Nie prowadzą spektakularnych akcji – więc społeczność nie bije im brawo. Nie mają produktów które można sprzedać – więc brakuje im jakiegokolwiek przychodu. Ludziom tym opadają skrzydła, ręce, poziom wszelkiej energii. Są nierozumiani, lekceważeni – spotykają się tylko z obojętnością a często ironią od przeciwników. Jeśli radykalnie nie zmienimy sytuacji w tym zakresie – jeśli państwo polskie nie umożliwi wsparcia dla tych indywidualnych wspaniałych osób – to Polskę czeka upadek. Nie naprawimy świata, nie uratujemy nawet naszego społeczeństwa. Zostanie ono pokonane kulturą obcych państw, „kulturą” międzynarodowych mafii, „kulturą” swawoli i lekceważenia. Piszę to z pełną świadomością wagi słów: nasza kultura zginie jeśli nie nauczymy się cenić i wspierać działań niepozornych. Gdy Polska była już chrześcijańska, ale lud wciąż jeszcze praktykował pogańskie zwyczaje, to cystersi za pomocą miękkich metod faktycznie upowszechnili chrześcijańskiego ducha. Budowali wsie, upowszechniali nowoczesne rolnictwo, lepsze gatunki hodowlane, prowadzili nawet zakłady metalurgiczne czy kopalnie, a jednocześnie organizowali skryptoria, szkółki, realizowali przestawienia teatralne o tematyce świątecznej. Poprzez zainteresowania zwykłymi tematami ludność miała okazję obserwować dobre życie według dobrych wartości.
Gdy Polska podnosiła się po 123 latach zaborów w każdej rodzinie znano po imieniu i nazwisko najbliższych weteranów Powstania Styczniowego. Ich nimb, ich życie było znane powszechnie. Na pamiątkę wybuchu w noc 22 stycznia ustanowiono po cichu przed zaborcą Dzień Dziadka a w przeddzień Święto poświęcone babciom, tym, które jako młode dziewczęta żegnały idących w bój ukochanych. Wspaniałe podwójne święto miłości do siebie, miłości do historii, miłości do Ojczyzny było pięknym elementem miękkiej patriotycznej edukacji. Były w tym czasie też i inne dzieła – czasopisma dla dzieci takie jak „Mały Światek” gdzie wielu dobrych pisarzy publikowało ciekawe historyjki, były karty do nauki alfabetu oparte na pięknie polskich rzek kresowych, było wiele programów „przez zabawę do nauki” albo „w zdrowym ciele zdrowy duch”, były towarzystwa rekonstrukcji historycznej, kursy gospodarcze, biblioteki wiejskie. Część z podobnych projektów prowadzimy w Fundacji Odtworzeniowej – z powodzeniem i świetnymi efektami lecz z niesłychanie mizernym budżetem. Dzisiaj też możemy tworzyć podobne miękkie programy, ale żaden nauczyciel czy społecznik sam nie udźwignie finansowo i formalnie podobnych działań. W latach 2015-2020 napisaliśmy łącznie 21 wniosków grantowych z których ani jeden nie uzyskał finansowania, gdyż był za mało … „twardy”. Zresztą ci społecznicy, to zazwyczaj osoby o duszy artysty, którym ciężko przychodzi borykać się ze względami formalnymi. Każdy taki człowiek powinien mieć wsparcie w postaci menadżera, który pomoże mu znaleźć fundusze, napisać wniosek, złożyć pisma, raporty. Powinny istnieć kursy tego jak tworzyć miękkie programy edukacji patriotycznej, historycznej religijnej. Powinno się wykorzystywać szerzej takie miejsca jak domy parafialne, gdzie księża umożliwialiby prowadzenie dobrej działalności. Powinny być też programy coachingowe, które uczą seniorów jak lepiej i ciekawiej wykorzystywać czas z wnukami. Państwo powinno mieć program specjalnego nagradzania osób realizujących działania miękkie a w społeczeństwo ten typ działań powinien być lepiej zrozumiały. Tak właśnie powinien wyglądać sektor działań odpowiedzialnych za krzewienie właściwych postaw patriotycznych i człowieczeństwa. Tak aby każde dziecko, każdy młody człowiek mógł w wolny sposób zapoznać się z pięknem polskiej tożsamości, zrozumieć jej sens i wybrać czy chce w tym uczestniczyć czy nie. Czy jest szansa aby to się zmieniło?
Artykuł został wydrukowany w Kurierze WNET - 2021/2