W Roku 1621 z okazji zwycięstw Chodkiewicza pod Chocimiem odbyła się procesja z Wilna do Trok (ok 26 km.).
Brał w niej udział młody wówczas duchowny Maciej Kazimierz Sarbiewski - później jeden z największych polskich poetów.
Opisał tę procesję po łacinie w sposób wierszowany, przedstawiając oprócz rozważań także opis zwyczajów, jak też i wygląd okolicy.
Tra wiodła przez Ponary,
Misjonarkę,
Afindziewicze,
Wakę Kowieńską, Piotuchowo,
Landwarów do Trok (ob. Stare Troki)
Poniżej całość opisu w tłumaczeniu Tadeusz Koryłowskiego SJ
[wyd. PAX 1980]DO NAJJAŚNIEJSZEGO PANA JANUSZA SKUMINA TYSZKIEWICZA, WOJEWODY TROCKIEGO, STAROSTY JURBORSKIE NÓWOWOLSKIEGO (?), BRASŁAWSKIEGO itd,
CZTERY MILE NAJŚWIĘTSZEJ PANNY
czyli publiczna uroczysta procesja do kościoła Najświętszej Panny w Trokach
PIERWSZA MILA, CZYLI PONARY
Pójdziemyż? Czy też darmo pierzchła zima,
Doliny kwiecień w strój odział radosny
I strojna w zieleń lśni niwa rodzima
Uśmiechem wiosny?
Idziem. Strojnymi sztandarami Panny,
Choć czoła w słońce nie podniosły jeszcze,
Sprężając sznury wietrzyk nieustanny
Głośno szeleszcze.
Już łzą niejedno zrosiło się lico,
Chorągwi ruszył las, rzesza szczęśliwa
Wzburzonych morza fal Ciebie, Dziewico,
Gwiazdą nazywa.
Tyś Matką — śpiewa — Panno nad pannami,
Świętego wstydu, jaki nieci cnota,
Otwierasz ziemi, którą wina plami,
Niebiosów wrota.
Tobie z anioła ust radosną dano
Nowinę słyszeć, przez Cię się spodziewa
Pokoju ziemia; dawnej zmieniasz miano
Ty — lepsza Ewa.
Ty grzechu ciężkie rozrywasz nam pęta,
Dzień jasny wracasz, rozpraszając cienie,
Zło dobrem zmógłszy, smutnym dłoń twa święta
Śle pocieszenie.
Niech się okaże w pełnym blasku moc twa,
O Matko Boga, niech naszych próśb w niebie
Ten słucha, który, jak chciały proroctwa,
Zrodził się z Ciebie.
Panienko wdzięczna i nad wszystkie cicha,
Od zbrodni ludzkość ramieniem broń swojem,
Spraw, niech niewinnej pierś ziemi oddycha
Błogim pokojem.
Zwróć na nas, Matko, swe lica dziewicze,
Spraw, niechaj życia nie kazi nam wina,
Daj śmierć szczęśliwą, a po niej oblicze
Zjaw święte Syna.
Te pienia trzykroć podnosząc na przemian;
Grzbiet Ponar ujrzym, słońcem ozłacany,
Spowite w szmaragd łąk zagrody ziemian
I kwietne łany.
DRUGA MILA, CZYLI WAKA
Ile twa postać niepojętych kras ma,
Pieśnią rozgłosim, o Panno bez winy,
Tam, gdzie zielonych wzgórz ścieśniają pasma
Widnokrąg siny.
Po trzykroć Matkę wśród leśnych tych wzgórzy
Wysławi echo, toń Wilii tęczowa
Sławiące Marię po trzykroć powtórzy
Litanii słowa.
Usłyszą wzgórza głos i mroczne czoła
Pochylą z dala, nad kwiecistą błonią
Drgną ciche sosny, skroń korną dokoła
Topole skłonią.
Wprzód jednak Ojca, Ducha Stworzyciela
I Ciebie, ludzkich rozkoszy serc, Chryste,
Wezwiemy, Trójcę, co hojnie rozdziela
Skarby wieczyste.
Potem po trzykroć, śpiew wznosząc wytrwały,
Świętą Cię nazwą zastępy pielgrzymie:
Powtórzą gaje odbite od skały
Maryi imię.
Tyś Rodzicielką jest Boga-Człowieka,
Panno nad panny: rodzicielką zwie Cię,
Kto zbożnie żyjąc chce minąć z daleka
Burzy zamiecie.
Miłością piękną Ty ziemię bogacisz,
Nadziei Matko i żyjących Ewo,
Przez Ciebie buja wśród Edenu zacisz
Żywota drzewo.
Tyś prawdy domem; przed Tobą podwoje
Otwarłszy, zorzą się niebo spurpurza,
Wieczyste, w lica zapatrzone twoje,
Wzdychają wzgórza.
Syońskiej ziemi nieśmiertelna chwało,
Broniąca zbiegów Tyś Dawida wieża,
Tyś domem, w którym Bóstwo zamieszkało,
Arką Przymierza!
Nad szkła kryształy cudniejszy blask zsyła
Tęcza cnót, jakie sławią w Tobie wierni,
Uroku pełną jesteś, Panno miła,
Lilią wśród cierni.
Tyś Gedeona cudowną tą wełną,
W którą rzęsisty deszcz zgoła nie wsiąka,
Choć wokół rosy srebrzystej jest pełną
Kwiecista łąka.
Ty w błękit nieba jasne wznosisz czoło,
Jak krzak, co żarem spłomienia ogniście,
W pożogi szumie potrząsa wesoło
Prątki i liście.
Jessego rodu Tyś cudnym jest tronem,
Tyś wieża z kości słoniowej i złota,
Co błękit czołem bodąc rozjaśnionem
Blask rajski miota.
Twą słodycz, Panno, sławią wonne miody
Rozlane w plastrach, mozołów plon pszczelich,
I źródło w sadzie, nad którym kwiat młody
Gnie wdzięczny kielich.
Twe imię wietrzyk wysławia, co płynie
Wśród kwietnych jarów, kędy czysta fala
Strumyka, w gajów skrytego gęstwinie,
Szeleszcze z dala.
Wielbi Cię rzeka, z pluskami katarakt
W łąk bujnych pełne doliny płynąca,
I śmiech Zefiru, co skryte w traw szmaragd
Fijołki trąca,
Tyle z niebiosów, Panno, darów spływa
Na Ciebie, tylu łask niesie rząd długi
Hojności Bożej rzeka nieleniwa
Bystrymi strugi.
Tyś łodzią świętą, która dary Boże
Z dalekich niebios przywozi nam co dnia,
Ty rankiem płoniesz, jak wieszcząca zorze
Gwiazda przedwschodnia!
Podobnaś Zorzy, gdy nad cichą falą,
Brzask niecąc, z modrej powstaje kołyski,
I w cudnych pląsach mknąc wokół się palą
Różane błyski.
Cudnaś jak księżyc, kiedy tarczę pełną
Rozświeci srebrem, jak słońce, co wschodzi
Albo zapada nad morskich pian wełną
W blasków powodzi.
Podobnaś gwiazdom, spowitym w mrok szary,
Co w szafirowym niebie cicho suną,
Gród rajski jawiąc tysiącznymi szpary,
Płonący łuną.
Jakimże nowym, Panno nieskalana,
Tytułem wieniec twej chwały upiększym?
Wszechmogącego tronem jesteś Pana,
Nad niebo większym.
O, jakimkolwiek Cię mianem zaszczyca
Pobożnych rzesza, wziętego na ręce
Synaczka nakłoń, by ku nam swe lica
Zwrócił dziecięce.
Niech Ten, co łaską ubogacił Ciebie,
Od pierworodnej zachowując winy,
Próśb naszych przez Cię usłyszy głos w niebie,
Syn twój jedyny.
Gdy anioł Ciebie witając najmilej,
Głosi, że z Ducha Zbawcę poczniesz światu,
Nie tracąc zgoła przez dziwny przywilej
Dziewictwa kwiatu,
Gdy twardy wyrok Ciebie nie dotyczy
Śmierci i grobu — i śpiewem wielbiona
Anielskim, w przystań mkniesz rajskich słodyczy,
Do niebian grona,
Baranka, który wśród cudnych przestworzy
Gwieździstych, których pleśń żadna nie plami,
Miluchno pląsa w promienistej zorzy
Między liliami,"
Racz zjednać: Niechaj głowę, którą swojem
Brzemieniem winy nas wszystkich znękały
Obróci ku nam i błogim pokojem
Świat darzy cały.
Skończywszy modły te, zorzą świetlaną
Tęczące w polu zatrzymamy znaki
I zbożne rzesze nad modrymi staną
Strugami Waki.
Chorągwie wietrzyk tarmosi figlarnie,
Nas uczta wzywa. Tłum z wrzawą wesela
Tobołki składa i zielone darnie
Płótnem zaściela.
Dobędą prosty pokarm: ten niewielki
Zawitek soli wyjmuje z koszyka
Ów kubek stawia i z winem butelki
Raźnie odmyka.
Bogatsi, w braku wygodniejszych kwater,
Na trawie stare rozstawiają srebra,
A nurt im Waki chłodzi wina krater
Miast wody cebra.
Ci strawę, tamci roztruchan bogaty
Zielenią wieńczą, mnie w skwarze dotkliwie
Palącym listek orzeźwia sałaty
Zmaczan w oliwie.
TRZECIA MILA, CZYLI PIOTUCHOWO
Już późna pora dłuższej nam biesiady
Zabrania. Wstańmy, w drogę ruszyć trzeba:
Promienne zorze wieczór gasi blady
W przestworach nieba.
Wsta jem. Do ręki chwytamy na nowo
Zatknięte w polną darń chorągwie Panny,
Rozwiewa sploty wstęg lśniących tęczowo
Wiatr nieustanny.
Głosem, co nabrał po spoczynku siły:
„O Matko, której dość nigdy nie można
Wysławić, witaj!" podejmie śpiew miły
Rzesza pobożna.
Jak Waki nurtów kryształowa tęcza
Z niebiosów modrych lazurów blask chłonie,
Tak Tobie Matko swą sławę zawdzięcza
Pól tych ustronie.
Te oba wzgórza i stromy ten parów
Pomnikiem twojej, o Panno, są chwały,
Bo za twą sprawą uzyskan Tatarów
Pogrom widziały.
Jakiejże liry godnie wsławi klawisz
Lub jakie usta nad Gelonem Litwy
Rozgłoszą triumf, jaki światu jawisz
Przez swe modlitwy?
Gdy pod opieką twą, o Matko Boża,
Podnosząc oręż Witold, mąż bez trwogi,
Zwycięsko dumne Proponckiego Morza
Pokruszył rogi,
Z jakąż on mocą pod cieniem puklerza
Zakrył Europę, przed burzą, co w szale
Z pól Azji sunąc, na modre uderza
Dunaju fale!
Jak gdy bałwany spienione prą na skał
Urwiste zręby, a one niezbłagan
Nurt w bryzgi łamią, tak Wschodu miecz strzaskał
Rycerz bez nagan.
Wśród tłoku bitwy zapylon kurzawą,
Jakże on piękny, choć o tym sam nie wie,
Gdy siejąc przestrach wokół, z szablą krwawą
Gna w męskim gniewie.
Tak zimą lica Oriona migocą,
Gdy złote światło w tysiące tęcz pognie,
Miecz wyrwie z pochwy i iskrzące z mocą
Rozrzuca ognie.
W dalekie Bessów on zagnał się niwy,
Hen, gdzie wśród stepów chłodna płynie Wołga,
W pellejskie łany i kędy leniwy
Fazys się czołga.
Zwycięzca łuków tatarskich stos cały
W twych, Panno, zwiesił świątyniach i srodze
Pogiętych w boju scytyjskich tarcz zwały
Oddał pożodze.
Zna Krym, Sarbaku wieżyc dotąd jeszcze
Ruiny pomną, jak szturmem obozy
Biorąc, wśród trackich szyków ślepej dreszcze
Obudzał grozy.
A kiedy w gradzie strzał skrzących świetlanie
Żelazem wrogów łamał krwi łakomem,
Ty, Panno, w srebrnych obłoków rydwanie
Spowita gromem,
Z daleka widna na niebie przez burze
Zmroczonym, wsparta na ognistej łuny
Purpurą krwawą zrumienionej chmurze,
Słałaś pioruny.
Poznał cię Euksyn, radośnie gród Warny
Zadrżał, chrzęst skalne wydały urwiska,
Po trzykroć w łunie widomy nurt czarny
Meotu błyska.
Poznał Don modry i trwogą przejęty
Do samych źródeł fal zmącił zwierciadła,
I złotonośne tocząca odmęty Fazys pobladła.
Tak wrogom naszym często, Panno święta,
Potęgę jawisz swą, krusząc ich siły.
Spraw, by nad Wilią dobroć tę wnuczęta
Późne sławiły!
Niech nad daleką Okką hufce wraże
Władysław dzielny zetrze i ze złota
Ulane złoży na twoje ołtarze
Dziękczynne wota.
Gdy taki rzesza kurzawą okryta
Śpiew wznosi, tęcze kwiecistych mozaik
Rozsnuwszy, cieniem gościnnym ją wita
Zaciszny gaik.
Cóż to? Czy błogiej złudy pastwą jestem?
Lub olchy cichą pieśń nucą z daleka
I wdzięcznym tonom jej miłym szelestem
Wtóruje rzeka?
Pochwalne pienia, Panno, olchy ślą Ci,
Hołd Tobie pluskiem rzeczułka oddaje
I ciszą, której zgiełk żaden nie mąci,
Sławią Cię gaje.
CZWARTA MILA, CZYLI TROKI
Ostatnia praca zostaje nieduża,
Gaj przebyć cichy, z rozjaśnionym czołem
Okrążyć stawy i ożywić wzgórza
Pieniem wesołem.
Teraz, o Panno, niegdyś Salomona
Pełnymi wdzięku wygłoszona słowy,
Zaślubin świętych pieśń pomknie natchniona
W leśne parowy.
Z sercem, co żarem rajskich ekstaz płonie,
W radości tonąc nadziemskiej beze dna,
Całować Dziecię, śpiące na twym łonie,
Ty możesz jedna.
Od pachnącego wonniejszą Falerna
Pierś Mu podajesz, kiedy rączki obie
I oczy, w których lśni miłość bezmierna,
Wzniesie ku Tobie.
Dokoła Ciebie tysiąc pląsa woni,
Dziewico święta, groźna piekieł bramom,
Balsamy wdzięczne kostu ziele roni
I bujny amom.
Lecz Ty, w swe Dziecię wpatrzona jedynie,
Nad wszystko tego oddech wolisz żywy,
Którego imię milej dla Cię płynie
Od strug oliwy.
Choć przed oczyma twoimi odsłoni
Swe tajnie piwnic królewskich głębina,
Królewskie piersi Ty nad pełne woni
Przedkładasz wina.
Choć cudne nardy woń wdzięczną Ci niosą
I Króla świetna przyzywa biesiada,
Nard jeden Tobie, rajską lśniący rosą,
Dań milszą składa.
Choć kwiaty mirry, wśród zacisznych alej
Zerwane, mile błyszczą na twej szacie,
Do piersi tulon pęk mirry wspanialej
Rozbłyska dla Cię.
Chociaż Cię słodkie nęcą winogrona
Z niw żyznych Cypru, strojnej w urok młody
Nad wszystkie jednej Tyś, Panno, spragniona
Winnej jagody.
Choć pożądany cień rzuca z wysoka
Od słońca broniąc natrętnej spiekoty
Sosna i spiętrza dąb miłe dla oka
Gałęzi sploty,
Twe skronie, Panno, milej w skwarze pieści
Jabłoni drzewo, w białe strojne kwiecie,
Na którym kiedyś wśród ciężkich boleści
Twe z wiśnie Dziecię.
Gdy tak śpiewamy, z daleka nam Troki
Swe wieże zjawią nad wzgórzem trawiastem,
Dziewicy miłym, i kościół wysoki
Błyśnie nad miastem.
Pielgrzymów rzesza pada na kolana
I trzykroć: „Witaj!" — woła, wznosząc ręce,
Po trzykroć z tumu Panna nieskalana
Skinie w podzięce.
Teraz, dziewczątek i chłopców gromadko,
Zwieńczywszy skronie, Dzieciątko sław Boże
I Pannę, piosnki wyśpiewując gładko
We wdzięcznym sporze.
Dziewczęta:
Inni śmiertelne swoje czoła wieńczą
Kwieciem więdnącym po chwilach niewielu:
Na twoim krasą lśni młodzieńczą
Kwiecie Karmelu.
Chłopcy:
Innych skroń zdobi korona ze złota
Strzeżona pilnie, wokół twojej głowy
Cudniejsze stokroć, Jezu, światło miota
Rozblask tęczowy.
Dziewczęta:
Kto widział, Panno, kędziory twe, zwłaszcza
Gdy wiatr je lekki tchnieniem pieści chyżem,
Ten widział zwoje królewskiego płaszcza
Zdobione spiżem.
Chłopcy:
Kto widział, Jezu, przy wietrzyka pląsie
Nad śnieżną szyjką rozwiane twe włoski,
Temu palm kępy nad zacisznej śnią się
Wzgórzami wioski.
Dziewczęta:
Jak w jasny ranek tęcz cudnych ozdobą
Dwie Hesebonu rozbłyskują studnie,
Tak się do Synka, co pieści się z Tobą,
Uśmiechasz cudnie.
Chłopcy:
Jak śnieżny gołąb, co raźny krąg toczy
Nad falą, w nurt jej wpatrzon nieustannie,
Tak Tyś, o Jezu, jasne utkwił oczy
W przeczystej Pannie.
Dziewczęta:
Do czego Panny przyrównamy lica?
Do punickiego jabłka, co młodzieńczą
Rozbłyska krasą i oko zachwyca
Barw cudnych tęczą.
Chłopcy:
Do czego cudne lica przyrównamy
Dziecka? Do wstęgi łąk, wśród których wiosną
Uroku pełne, pod niebem bez plamy,
Kwiatuszki rosną.
Dziewczęta:
Jak z dala kwieciem nęcąca wzrok młodem
Ateńska róża płoniesz purpurowa,
Gdy wśród uśmiechów, Panno, szczerym miodem
Twe płyną słowa.
Chłopcy:
Do lilii, Jezu, śnieżnego kielicha
Podobnyś, który rozsiewa tęcz krocie,
Gdy wonią mirry pierś twoja oddycha
W miłym szczebiocie.
Dziewczęta:
Jak umocniona przez liczne warownie
W promieniach słońca wieżyca rozbłyska,
Tak Matki-Panny pierś płonie czarownie
Przy Dziecku z bliska.
Chłopcy:
Jak mile wiosną lśni kwiat na Hymecie,
Jak palestyński miód wdzięczne śle wonie,
Tak słodkim wdziękiem Boże nęci Dziecię
Na Matki łonie.
Dziewczęta:
Jakiej to rosy łzą niepostrzeżenie
Twe dłonie, Panno, spłynęły dokoła?
Spłynęły mirrą, którą wiatru tchnienie
Rzuca na zioła.
Chłopcy:
Jakiż to hiacynt błyska, niby perła,
W twych rączkach, Dziecię? Hiacynt pełen krasy,
Co zdobić będzie korony i berła
Po wszystkie czasy.
Dziewczęta:
Ani na Krecie, ni w Cypru krainie
Tak raźnie nie mknie bezcennych win rzeka,
Jak z piersi, Panno, twych matczynych płynie
Obfitość mleka.
Chłopcy:
Ani hyblejskich łąk kwietne kobierce,
Ani cylickie nie wydają wioski
Tak wdzięcznej woni, jaką śle twe Serce,
Zbawco nasz Boski.
Dziewczęta:
Wstęga, co płaszcz twój podpina bogaty,
O Panno, lilij kwieciem błyska białem,
Cudniejszym jednak panieństwa Cię kwiaty
Zdobią kryształem.
Chłopcy:
Wstęga, co wdzięcznie spowiła twe biodra,
O Zbawco, kiedy we fałdy się pognie,
Szafirów cudne, jak nieba toń modra
Rozrzuca ognie.
Dziewczęta:
Kiedy w sandałach, odziana w blask złoty,
Dziewica kroczy przez gwieździste sale,
Rzekłbyś, że strojne w spiże idą roty
W triumfu chwale.
Chłopcy:
Gdy, Jezu, w szkarłat miecący skier krocie
Kolana strojąc, nad rzeszy rój tłumny
Skroń wzniesiesz, zda się, że wsparte na złocie
Dwie lśnią kolumny.