Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Trudny powrót do domu

7.07.2022 17:36
Z kuferka prababci cz. II

Opowiadanie z książki z serii "Z kuferka prababci" - cz. II (powtórzone w nr VII)
Rok wydania 2020
Autorami są dzieci ze szkoły w Grzegorzewie na Litwie
Wydanie sfinansowane przez Fundację "Orlen"

Z kuferka prababci - o projekcie i spis wszystkich numerów.

Trudny powrót
do domu

Autor: Wiktoria Bielak (14 l.), 8 kl. gimnazjum w Grzegorzewie

Piotr Gościewicz Młoda rodzina mojego pradziadka Piotra [Gościewicza] krótko cieszyła się szczęściem. Stało się tak, ponieważ nastąpił najstraszniejszy czas w dziejach ludzkości - wybuchła II wojna światowa, która dotknęła okolice Oszmian, obecnej Białorusi (wtedy była to Polska). Właśnie tam żył mój pradziadek ze swoją rodziną.
W 1938 roku odbyło się wesele moich pradziadków: Piotra i Maryi. Żyli oni spokojnie razem przez rok do września 1939 roku, do wybuchu wojny. Wówczas pradziadek został powołany do wojska i jako ułan został skierowany na służbę do Warszawy.
Rodzina Piotra Gościewicz - najmłodsza Maria Po długich i krwawych walkach wojsko polskie zaczęło się cofać pod naporem wojsk niemieckich. Kiedy już nie było szans na pokonanie wroga, oddział został rozwiązany. Początkowo dziadek z kolegami ukrywali się w lesie, zbierali gałęzie i palili ognisko. Kiedy okazało, że Polska poniosła klęskę i nie ma już szans na uratowanie Ojczyzny spod jarzma okupanta, pradziadek wraz z kolegami postanowili wrócić na ojcowiznę. Była to trudna decyzja, a powrót ciężki i niezmiernie niebezpieczny. Wracali ponad cztery miesiące. Najpierw musieli się przeprawić przez Wisłę na drugi brzeg, gdyż wszystkie mosty były silnie strzeżone przez niemieckich okupantów.
Było to o tyle łatwe, że w 1939 roku zima zawitała wyjątkowo wcześnie była bardzo mroźna. Rzeki były skute lodem. Również i Wisła była zamarznięta, dzięki temu mogli chyłkiem przez nią przebiec. Niestety, zostali zauważeni przez niemieckich żołnierzy, którzy otworzyli do nich ogień. Na szczęście serie z karabinów maszynowych nie były celne. Jedyną stratą była trzykrotnie przestrzelona czapka mojego pradziadka, a poza tym nie doznali nawet najmniejszego zadraśnięcia. Podczas strzelaniny rozbiegli się w trzy różne strony i już z tego miejsca, każdy swoją drogę pokonywał samodzielnie. Dopiero po pewnym czasie ludzie dowiedzieli się, że Czesław wrócił do domu, a Stanisław został złapany i dostał się do niewoli, natomiast po wojnie wyjechał do Anglii.
Po długiej drodze pradziadek znalazł domek we wsi polskiej i poprosił tam o nocleg. Przyjęli go, lecz w nocy musiał uciekać, gdyż córka gospodarza powiedziała mu, że jej ojciec chce nasłać na niego policję. Pradziadkowi udało się niezauważenie uciec. Biegł w stronę swego rodzinnego domu. Mimo że skończył tylko cztery klasy, wiedział w jakim kierunku ma uciekać, bo orientował się według gwiazd.
Szedł przez lasy, aby go nikt nie zauważył. Wkrótce pradziadek zobaczył kolejny dom i poprosił, żeby gospodarz domu przyjął go do siebie. Ten zgodził się na to, tylko postawił warunek, by pomagać mu w pracach gospodarczych. Pradziadek mieszkał u niego dosyć długo, ale i ten dom musiał opuścić, bo gospodarz dłużej nie mógł go u siebie gościć. Pomógł dostać się pradziadkowi Piotrowi bliżej miejsca, do którego on tak długo szedł. Podwiózł go wozem do lasu cieszkańskiego (tak był nazywany przez miejscową ludność) koło Turgiel, skąd pradziadek pozostałą drogę szedł sam.
Mój krewny dotarł do stron rodzinnych, lecz nie mógł wrócić do swego domu, ponieważ wiedział, że bardzo szybko by go znaleźli. Dlatego pradziadek, dopóki nie było bardzo zimno, żył w ziemiance w pobliskim lesie, a gdy nastąpiły chłody, przeniósł się do znajomej Eweliny, która mieszkała w tej samej wiosce, co on. U Eweliny była skrytka między dwiema ścianami. Tam dziewczyna pozwoliła ukrywać się pradziadkowi i jeszcze dwóm innym mężczyznom.
W czasie pobytu u Eweliny pradziadek Piotr nocami biegał do swej rodziny, by pomagać bliskim uprawiać rolę i utrzymywać gospodarstwo. Tak żyjąc, ukrywał się około trzech lat. W tym okresie u moich pradziadków urodziła się pierwsza dwójka dzieci: Gienia - w 1941 roku i Józef - w 1943 roku.
Po zakończeniu działań wojennych, władza radziecka wchłonęła wschodnie tereny Polski i podzieliła je na kawałki. Dziadkowie zostali w regionie grodzieńskim w Republice Białoruskiej. Pradziadek musiał iść do wojska rosyjskiego, lecz nie chciał tego robić i nie zrobił dzięki swemu znajomemu o nazwisku Śnigiriow. Pradziadek dostał Wojenny Bilet, który uwolnił go od tego obowiązku.
Po takim długim upływie czasu pradziadek Piotr mógł znowu żyć spokojnie razem ze swoją rodziną. Wstąpił do kołchozu. W tym czasie urodziło się jeszcze czworo dzieci, wśród nich, moja babcia Krystyna, która opowiedziała mi tę historię. Sam dziadek urodził się w 1911 roku, a zmarł w 1981 roku, na Białorusi.
Bardzo lubię słuchać opowieści o przeszłości; dowiaduję się z nich o tym, o czym dotąd nie wiedziałam a to mnie po prostu zachwyca!
Dopóki jeszcze mogę, staram się korzystać z każdej chwili, by wypytywać dziadków o to, co było dawniej w naszej rodzinie. Kiedyś będę opowiadała te historie swoim dzieciom, żeby nikt nie zapomniał o swych przodkach.