Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Czy w Twojej rodzinie nie było żadnej wartościowej osoby?

5.10.2009 00:38
Chyba wstydzicie się swoich przodków? Czy wszyscy stawali po stronie Targowicy ? Czy wszyscy byli stronnikami króla Walezego? To skąd się wzięło Wasze zaangażowanie? Troska o losy społeczneństwa, narodu ? Skąd wzięło się zainteresowanie przeszłością ?

Galeria niniejsza nie ma być kolejnym zbiorem znanych chwalebnych bywalców pomników i postumentów. Chociaż też zawierać będzie znane nazwiska.

Członkowie Sejmu Wielkiego, powstańcy, błogosławieni ... nie zamykają listy wszystkich prawdziwych Polaków.

Są tam matki poświęcające kromkę chleba w czasach głodu dla przydrożnego dziada. Są nauczycielki wiejskie, są fundatorzy kaplic, lub ławek kościelnych, są ludzcy urzędnicy królewscy, carscy, są artyści tworzący garść rodzinnych poezji w duchu patriotycznym, są sklepikarze którzy wzorowo prowadzili sklep i nie przyklejali na drzwiach wezwań do daniny dla cara, są emigranci, którzy do końca życia uczyli swoje dzieci i wnuki języka polskiego ...

nie ma takich w Twojej rodzinie?

Napisz że był ktoś taki

.

Komentarze (15)

7.10.2009 18:10
Niestety Marcinie, myślę że ludzi po prostu nie obchodzi postawa prawdziwych Polaków.
Ludzie się wręcz wstydzą że w ich rodzinach byli tacy ludzie.
"Tak mój przodek był prawdziwym Polakiem ale nie chcę by mówi o mnie że jestem potomkiem ksenofoba."
7.10.2009 18:45
Chłopaki, myślę że powód jest inny.
Pokutuje jakiś taki styl że trzeba ukrywać to bo to tajemnica. Siedzimy jeszcze wciąż w latach komuny i zaborów. Przez 200 lat te postawy były zagrożone represjami w stosunku do całej rodziny. Wykształcił się więc styl że nie mówimy o tym głośno. To jest "nasze".

Dawniej było zupełnie inaczej - mówię o czasach przed zaborami. Prawdziwy Polak o ile wykazał się jedną z trzech uczciwych działalności
* był odważnym w boju
* był sumiennym urzędnikiem
* był dobrym gospodarzem ziemskim
Otrzymywał nobilitację, stawiano go na świeczniku, pokazywano, obnosił się z herbem, miała prawa głosować w imieniu innych, zabierać głos.

Jeśli chcemy coś odzyskać z tamtych czasów musimy takie postawy naszych przodków wystawiać na widok publiczny. No tylko obawiam się że moje gadanie to głos na puszczy.
7.10.2009 23:03
Witajcie!
Moim zdaniem pytanie nie jest właściwie sformułowane, odniesienie do "wartościowych osób" znaczy dla każdego z nas coś innego...
Czy "wartościową osobą" będzie moja prababcia ukrywająca w swoim domu dwójkę żydowskich dzieci, czy jej mąż który w tym czasie walczył na froncie i pisał do swojej żony niezwykłe listy, opisując widok płonącej Warszawy i przysięgając Bogu pomścić krzywdy wyrządzone Polakom?
Czy "wartościową osobą" będzie mój pradziadek, który mimo biedy, postanowił wykształcić wszystkie swoje dzieci i jako jedyny w Uszwi, małej wiosce, prenumerował wszystkie gazety i uczył czytać nie tylko swoje, ale i okoliczne dzieci?
Czy na miano "wartościowej osoby" zasługuje mój dziadek Jan Smolski, który przeżył Oświęcim, Mauthausen i mimo makabrycznej przeszłości wpajał swoim synom tolerancję i miłość do innych narodów?
Czy wartościowym człowiekiem jest mój tato, najuczciwszy ze znanych mi osób, wspaniały człowiek, wielki człowiek, choć nie fundował pomników, nie piszą o nim w leksykonach, dla mnie największy i najważniejszy...?
Ujęłam w cudzysłów "wartościową osobę", ponieważ uważam, że nasza ocena nie może być do końca obiektywna wobec tak sformuowanego pytania.
Każdy z nas wśród swoich najbliższych ma takie osoby które, uważa za wspaniałe i godne naśladowania.
Dla mnie moi najbliźsi załugują na miano "wartościowych osób" ponieważ znam ich dokonania (małe i duże), dla osób postronnych mogą się jawić jako zwykli ludzie...
8.10.2009 00:38
Pytanie jest nie bez kozery sformułowane jako "bycie prawdziwym Polakiem". Z jednej bowiem strony odpowiada się samemu sobie na pytanie kim jest Polak, i "jakie wartości w Polsce są najistotniejsze", z drugiej daje możliwość pokazania wszystkim że "mój dziadek był wspaniałym człowiekiem chociaż nikt mu pomników nie postawi".

Moja babcia nie uratowała świata, stoczyła walkę ... z myszami (panicznie się ich bojąc gotowała obiad w czasie wojny w opuszczonym domu siedząc na stole a myszy biegały po podłodze),
mój pradziadek nie był generałem ... podrabiał w czasie zaborów dokumenty i został za to zesłany na Sybir
itp, itd.

Prawdziwi Polacy, zwykli, nasi, bliscy, odważni codziennością, sumiennością, wrażliwością, wiarą, choć czasem zmęczeni, leniwi, wredni, porywczy ...

Nie bez kozery jest tu jednocześnie ankieta "cechy prawdziwego Polaka" i miejsce żeby tych naszych bliskich opisać.

Zróbmy to. Niech ta galeria będzie świadczyć o tym jaka była Polska. Że nie była gnuśną papugą narodów, że nie było kopalnią ksenofobów, zaborczą wyzyskiwaczką klas robotniczych. Że we wszystkich grupach społecznych, byli ludzie całkiem przeciętni, jedni z licznych, i że o każdym z nich możemy powiedzieć że byli niezwykli.

Tylko zdaje mi się, że jakoś w to nie wierzymy. Jakoś wciąż uważamy że te zabory były słuszną karą za naszą postawę chrześcijańskiego fanatyzmu, dewocyjnego patriotyzmu i szlacheckiej prywaty. Że nie ma w naszych rodzinach nikogo kogo moglibyśmy nazwać "Wielcy Niepozorni - Prawdziwi Polacy"
8.10.2009 00:47
Czy "wartościową osobą" będzie moja prababcia ukrywająca w swoim domu dwójkę żydowskich dzieci, czy jej mąż który w tym czasie walczył na froncie i pisał do swojej żony niezwykłe listy, opisując widok płonącej Warszawy i przysięgając Bogu pomścić krzywdy wyrządzone Polakom?
Czy "wartościową osobą" będzie mój pradziadek, który mimo biedy, postanowił wykształcić wszystkie swoje dzieci i jako jedyny w Uszwi, małej wiosce, prenumerował wszystkie gazety i uczył czytać nie tylko swoje, ale i okoliczne dzieci?
Czy na miano "wartościowej osoby" zasługuje mój dziadek Jan Smolski, który przeżył Oświęcim, Mauthausen i mimo makabrycznej przeszłości wpajał swoim synom tolerancję i miłość do innych narodów?
Czy wartościowym człowiekiem jest mój tato, najuczciwszy ze znanych mi osób, wspaniały człowiek, wielki człowiek, choć nie fundował pomników, nie piszą o nim w leksykonach, dla mnie największy i najważniejszy...?


DOKŁADNIE dla Ciebie największy i najważniejszy

Po prostu przedstaw każdego. Chyba w takiej galerii nie będzie im wstyd ?
8.10.2009 01:03
a ja się zgadzam z Darkiem. W mojej rodzinie są tylko jakieś echa udziału. Prawdopodobnie prapradziadek musiał uciekać do innego zaboru po powstaniu i zmienił nazwisko. Nikt o nim nie mówił. Rodzina wstydziła się. Niektórzy wujkowie pracowali dla partii, nic z nich nie można wyciągnąć. Większość rodziny głosi poglądy że lepiej być "emigrantem i zapomnieć język niż Polakiem którzy zabijali Żydów i gnębili chłopów pańszczyźnianych"
9.10.2009 11:42
no ... i potem jak się pyta ludzie "masz w rodzinie prawdziwego Polaka to milczą - co widać po tym że tylko Marcin opisał tu kogokolwiek.
6.11.2009 11:57
A jednak galeria się zapełnia - to świetnie
Jak będzie 20 osób zaczniemy robić promocję galerii. Przy okazji jestem otwarty na wszelkie pomysły
13.11.2009 10:19
Witajcie
Trudność polega chyba na tym, że właśnie dla nas są najważniejsi, nie potrafimy (przynajmniej ja) utrzymać dystansu i trochę głupio nam epatować innych swoimi uczuciami, bo może fakty dla nas drogie i ważne, dla innych będą zbyt zwyczajne.
W mojej rodzinie roiło się od niespokojnych duchów i to zarówno z lewa jak i z prawa. W każdym pokoleniu któryś z moich przodków chciał ulepszać świat. Niespecjalnie dobrze kończyło się to dla delikwenta jak i dla całej rodziny. Jeden zginął w warszawskich kanałach inny po wojnie siedział na zamku lubelskim a inny dla równowagi, działając w PPS zginął na Cytadeli w 1905 r. Jednak rekord pobił mój prapradziadek Mateusz, który po upadku powstania styczniowego ukrywał się pod przybranymi nazwiskami aż do 1867 r. Kiedy go wreszcie złapano - skazano na katorgę i dożywotnie osiedlenie na Sybirze. W owym czasie przodek mój nie był już najmłodszym jak na owe czasy człowiekiem, liczył sobie bowiem pięćdziesiątkę. Będąc w tak „zaawansowanym” wieku odrobił nieborak 15 lat katorgi przykuty w kopalni do taczki, po czym ponapawawszy się jeszcze przez 20 lat pięknem syberyjskiej przyrody (miał już 85 lat) zbiegł do Ojczyzny, gdzie przeżył jeszcze lat 14, dożywając prawie setki! To był materiał genetyczny! Podobno przy życiu trzymała go wiara (swoją drogą jaka była jej siła). Po powrocie ufundował w ramach wdzięczności Matce Bożej kapliczkę, którą zresztą do dziś odwiedzają ludzie w beznadziejnych sytuacjach i ponoć modlitwa u jej stóp czyni cuda.
Pozdrawiam, Ewa
13.11.2009 10:49
Myślę że ów prapradziadek Mateusz jest świetnym przykładem osoby o której warto napisać szerzej - (nowy wątek) obok Traugutta i innych.
Proszę się nie bać i to zrobić - może się przypatrzyć jak opisany jest np. Traugutt lub Franciszek Stryjas - to dobrze napisane notki pod względem technicznym.
Myślę że na prawdę warto pokazać taką osobę jako przykład Polaka, który wiele wycierpiał a jednak się nie załamał.
27.12.2011 18:43
Jak Pięknie napisał p.Marcin , prawdziwym POLAKIEM/POLKĄ była moja śp. Mama ZOFIA GRABKOWSKA z domu RUDNICKA która w czasie wojny jak kilku letnia dziewczynka uciekała ze wsi Świdniki.kol. na Wołyniu przed bandami UPA .zaginęła w tym czasie, rodzina myślała iż nie żyje.Trafiła do Warszawy , tam wychowywała Ją nieznana mi osoba.Trafiła do obozu pracy wraz ze swoją Opiekunką .Odnaleziona przez Czerwony Krzyż powróciła do rodziny .
28.12.2011 02:37
Piękna historia i piękna osoba - bardzo proszę opisać ją dokładniej w osobnym wątku w tym dziale.
3.01.2015 15:41
Być może miałam w swojej rodzinie kogoś wartościowego, ale wojna i PRL zrobiło swoje... Babcia wie tylko, że mój prapradziadek zginął na wojnie bolszewickiej - nic więcej, bo "za komuny" się o tym nie rozmawiało. Z kolei prapradziadek po innej linii (na którym utknęłam przy tworzeniu drzewa genealogicznego) zmarł w więziennym szpitalu w Warszawie w 1917r. Ojciec próbował się dowiedzieć za co tam siedział, ale powiedziano mu, że po II wojnie światowej zaginęło lub zostało zniszczone tak wiele dokumentów, że sprawdzenie jest niemożliwe. Może był po prostu zwykłym przestępcą, ale mógł też tam być z powodów politycznych (nie wiemy dlaczego był w Warszawie, skoro pochodził z okolic Kalisza)
17.01.2015 15:17
Niekoniecznie przestępcą - rok 1917 Warszawa - to zapewne sprawy polityczne - tylko w którą stronę - hmm.
13.05.2017 23:37
Chciałabym w tym wątku opowiedzieć o moich ulubionych osobach z sąsiedztwa, które jako dziecko miałam okazję poznać.
Byli to Ludmiła z Grabskich Całkosińska i jej mąż Aleksander. Bardzo lubiłam zapach dobrych cygar, które palił gospodarz domu. Dom był pełen zabytkowych mebli i książek. Pani Ludmiła udzielała mi lekcji francuskiego i bardzo lubiłam z nią rozmawiać. Pan Aleksander ciągle coś piszący, ale miły i pogodny. Nie znałam wtedy ich historii, ale uważałam za osoby bardzo pozytywne i godne szacunku.
Pani Ludmiła była córką Stanisława Grabskiego i Ludmiły Rożen, urodzona w Lozannie 6 maja 1900 r., zmarła w Sulejówku 21 września 1982 r. Pochowana jest na miejscowym cmentarzu. Jej dziadkiem był Władysław Dominik Grabski (1874-1938) – polski polityk narodowej demokracji, ekonomista i historyk, minister skarbu oraz dwukrotny premier II RP, autor reformy walutowej. Pani Ludmiła mieszkała początkowo razem z mężem, profesorem Aleksandrem Całkosińskim w Kępnie, a potem od 1973 r. do śmierci w Sulejówku. Była tłumaczem z języka francuskiego i krytykiem literackim. W wolnych chwilach pisała wspomnienia rodzinne i krótkie formy literackie. http://sulejowek.netgaleria.eu/?ludmila-calkosinska,51
Załączam też notatkę poświęconą pamięci Pana Aleksandra opracowaną przez doktora Adama Piechowskiego.
Pan dr Aleksander Całkosiński żył w latach 1895-1987. Jego rodzicami byli Aleksander i Maria Kazimiera ze Staniewskich. "Ekonomista, niesłusznie zapomniany, choć ważny działacz spółdzielczy okresu II RP, którą przeżył o niemal pół wieku. Od początku związany z wielkopolską spółdzielczością bankową, wyznawał liberalny model kooperatyzmu wywodzący się z tradycji Schulze-Delitzscha i Banków Ludowych byłego zaboru pruskiego, opierający się o zasady konkurencyjności na rynku i nieingerencji państwa w sprawy spółdzielni. Po studiach był asystentem na wydziale prawno-ekonomicznym Uniwersytetu Poznańskiego (opublikował wówczas pracę o inflacji w Niemczech), lecz w 1925 r. rozpoczął pracę w poznańskim Związku Spółdzielni Zarobkowych i Gospodarczych, głównym filarze Unii Związków Spółdzielczych ks. St. Adamskiego, w której sam w latach 1930-1935 piastował stanowisko sekretarza. W 1936 r. został dyrektorem Związku, a rok później powierzono mu funkcję przewodniczącego Państwowej Rady Spółdzielczej – naczelnego organu spółdzielczego, w którym zasiadali zarówno przedstawiciele ministerstw, jak i wszystkich organizacji spółdzielczych. Całkosiński był pierwszym reprezentantem spółdzielczości na tym wysokim, o ministerialnej randze stanowisku, na którym pozostał po wybuchu wojny. W latach okupacji Rada nie została zlikwidowana, lecz ściśle podporządkowana niemieckim władzom, a jej rolą był nadzór nad spółdzielniami różnych typów pozostawionymi przez okupanta jako aparat aprowizacji, ściągania kontyngentów czy administracji zasobami mieszkaniowymi. W 1940 r. przeniesiona została, jak wszystkie instytucje centralne Generalnego Gubernatorstwa, do Krakowa, a na jej czele postawiono komisarza, Niemca z Wołynia, gruppenleitera Leopolda Platenika. Dotychczasowe polskie kierownictwo mogło pełnić tylko funkcje doradcze i pomocnicze. Całkosiński – nawiązawszy kontakt z Delegaturą Rządu na Kraj i uzyskawszy jej zgodę – przystał na tę propozycję, łącząc od tej pory pracę w oficjalnej strukturze z zadaniami konspiracyjnymi, w jakie włączała się polska spółdzielczość. Według relacji sam brał udział w ukrywaniu i załatwianiu legalnej pracy ukrywającym się działaczom podziemia i Żydom. Wszedł w skład zorganizowanego z inicjatywy M. Rapackiego tajnego Komitetu Spółdzielczego przygotowującego program dla polskiej spółdzielczości po zakończeniu wojny. W 1945 r. Całkosiński powrócił do Poznania. Wywodząc się z „niesłusznego ideologicznie” nurtu kooperatyzmu nie miał szans na kontynuowanie pracy organizacyjnej, działał tylko krótko jako członek Rady Nadzorczej kępińskiej spółdzielni „Rolnik”. Udało mu się też znaleźć zatrudnienie jako wykładowca Akademii Handlowej w Poznaniu, później na Uniwersytecie Wrocławskim i w tamtejszej Wyższej Szkole Handlowej, gdzie nawet otrzymał tytuł profesora i kierował katedrami spółdzielczości. Jednak po 1951 r., gdy odmówił wykładania ekonomii marksistowskiej, uniemożliwiono mu dalszą pracę dydaktyczną, a nawet jakąkolwiek umysłową. Zamieszkał w rodzinnym Kępnie, zmuszony został do pracy fizycznej w gminnej spółdzielni w pobliskim Podzamczu. Dopiero po 1956 r. mógł powrócić na stanowisko pracownika umysłowego niskiego szczebla (referenta ds. transportu, potem szkolenia) w kępińskim Powiatowym Związku Gminnych Spółdzielni. Po przejściu na emeryturę w 1962 r. pozostał aktywny, uczył języka niemieckiego, prowadził zajęcia na spółdzielczych szkoleniach, napisał historię parafii w Kępnie i swoje wspomnienia (obie prace nie doczekały się wydania). Ostatnie lata życia A. Całkosiński spędził wraz z żoną w domu córki w podwarszawskim Sulejówku. Pochowany został na tamtejszym cmentarzu."

są to osoby, które zawsze mile wspominam...
viewtopic.php?f=41&t=32018
viewtopic.php?f=37&t=32017