Poznałem Go na początku 1947 r., kiedy Julian Tuwim angażował mnie do "Żołnierza królowej Madagaskaru", powierzając rolę młodego Mąckiego. Partnerowałem Mirze Zimińskiej i Ludwikowi Sempolińskiemu. Reżyserem przedstawienia, które miesiącami nie schodziło z afisza, był właśnie Janusz Warnecki. Jego nazwisko gwarantowało saukces i wysoki poziom artystyczny. To Jemu zawdzięczam, że rolę przyjęto życzliwie i z uznaniem. Praca z Nim była przyjemnością. Należało tylko słuchać Jego uwag i poddać się Jego sugestiom. Potem spotkałem się z Nim w latach 50. w Teatrze Nowym na Puławskiej, kiedy zaproponowano mi zastępstwo w reżyserowanej przez Niego nie najlepszej komedii muzycznej gruzińskiego autora pt. "Konkurenci". I znowu zrobił z niej znakomite przedstawienie, na które chodziły tłumy. Wcześniej podziwiałem Pana Janusza w sztuce "Pasażer bez bagażu" w Teatrze Studio na Karowej, kiedy zjechał na gościnne występy z Krakowa - jako tytułowy bohater był zachwycający, zachwycałem się Jego maestrią także w innych rolach, m. in. Millera w "Intrydze i miłości", za którą otrzymał Nagrodę Państwową. Wydarzeniem w skali międzynarodowej stała się Jego wielka rola Starego Aktora w sztuce telewizyjnej "Mistrz" - specjalnie napisanej dla Niego przez Zdzisława Skowrońskiego, a wyreżyserowanej przez Jerzego Antczaka w 1965 r., za którą uhonorowano Go Nagrodą Państwową I stopnia i Złotym Ekranem oraz Międzynarodową Nagrodą "Prix Italia". Grając tę rolę, był już ciężko chory po amputacji nogi. Oczarowana tą kreacją Irena Babel, dyrektorka Teatru Powszechnego w Warszawie, tak napisała do Niego: "...uległam dawno nie przeżywanemu wzruszeniu i fascynacji. Po tak zagranej roli wraca wiara w wielkość teatru i naszego zawodu".
[Witold Sadowy, "Janusz Warnecki - wspomnienie w 30. rocznicę śmierci", Gazeta Wyborcza, 7.04.2000.]