Mój ojciec Jan Mróz, przed samą wojną służył w 5 Pułku Strzelców Konnych w Dębicy. Stamtąd Pułk wyruszył pod Częstochowę, gdzie rozpoczął kampanię wrześniową. Ranny pod Tomaszowem Lubelskim, wraz z innymi, został wywieziony do obozu jenieckiego w Hemer (Niemcy), przebywał w Stalagu VIA. Oficerów zabierano do oflagów, zaś szeregowi, często niepiśmienni polscy, rosyjscy i inni żołnierze byli właśnie, miedzy innymi tam. Mój ojciec, nie mający wykształcenia prosty żołnierz, potrafił przekazać nam w jak okrutnych warunkach przyszło wszystkim wegetować, z narażeniem na śmierć każdego dnia. Niemcy wiedząc, że nie mają do czynienia z oficerami, którzy może coś opiszą, złożą apelację, na zwykłych żołnierzach wyżywali się na całego. Mój ojciec cudem Bożym przeżył.
Czegoś się dowiedziałam o sobie samej i o nas Polakach z poszukiwań internetowych. O obozie w Hemer są linki w kilku europejskich językach, istnieją internetowe stowarzyszenia rodzin więźniów - zamieszcza się tam wiele wspomnień byłych jeńców. Można coś znaleźć w każdym języku tylko nie w polskim. Dołączyłam więc do ugrupowania Francuzów, którzy mieli przodków w Stalagu VIA podobnie jak ja. Wymieniamy między sobą zdjęcia, informacje, planujemy wspólny wyjazd do obozu. Na jednym ze zdjęć rozpoznaliśmy naszego rodzinnego bohatera ojca i dziadka. Chcę założyć taką polską stronę, już próbowałam, ale nie potrafię jej obsłużyć. W Hemer było ponad 3 tys. polskich cichych bohaterów, o których my potomkowie milczymy. Ot świąteczna refleksja Elżbieta Puchnarewicz