List otwarty A.E. Odyńca do redaktora Tygodnika Ilustrowanego
Szanowny Panie !
[blok]Kładziesz na mnie trudny, acz święty obowiązek, któremu nie wiem jak sprostać. Chcesz, abym do pisma twojego i to koniecznie z podpisem mego imienia, podał pośmiertne wspomnienie o ś.p. Adamie Suzinie, który od pierwszej młodości był zawsze jednym z najbliższych moich przyjaciół, a następnie wskutek tej przyjaźni, związał się ze mną najbliższemi węzłami powinowactwa, poślubiając rodzoną siostrę moją (...)
Syn obywatela ziemskiego, z dawnej szlacheckiej rodziny, urodził się Adam Suzin w r. 1800, w dziedzicznej wsi ojcowskiej Kulinowszczyznie , w powiecie kobryńskim. Ojciec jego Dominik był kapitanem artyleryi za czasów Stanisława Augusta, i podczas ostatniego jego pobytu w Grodnie pełnił czasowo przy nim obowiązki adiutanta. Matką była Eulalia z domu Rozenbaum. Młody Adam po ukończeniu nauk szkolnych w Świsłoczy, w r.1819 przybył na uniwersytet do Wilna. Był to czas najświetniejszego rozwoju naukowego i koleżeńskiego w nim życia. Suzin, z zapałem oddając się nauce, na wydziale fizyczno- matematycznym, zwrócił wkrótce na siebie szczególniejszą uwagę kolegów, przez usposobienie swoje i temperament (...)
Do najbliższych osobistych jego przyjaciół liczył się Adam Mickiewicz. W pismach jego zostały ślady przyjaźni tej i szacunku. Na jednym zaś z koleżeńskich wieczorków, w połowie roku 1824, w osobnej improwizacji do niego, poeta przemawiał jako tłumacz opinii, przyczem i sam swe własne uczucia wyraził. Żałuję, że nie mogę w całości wiersza tego tutaj powtórzyć, przytaczam wszakże parę strof, które pamiętam, a z których łatwo odgadnąć, jakie je uczucie natchnęło.
"Nim wkrótce może nasza drużyna
W świat się rozpierzchnie nieznany;
Wznieśmy, o bracia, zdrowie Suzina:
Niech żyje Suzin kochany!"
I potem dalej przy końcu:
"Lecz ten, w kim zawsze słodycz taż sama,
A duch się nigdy nie zgina:
W nim mamy bracia, obraz Adama,
W nim wierny portret Suzina".
Wspólność losu i dalszych przeznaczeń ściślej jeszcze złączyła imię jego nazawsze z imionami Tomasza Zana i Jana Czeczota, przewodników ówczesnej młodzieży wileńskiej, której kierunek i dążność określa piosenka pierwszego z nich, mówiąc:
"Próżniactwo, pychę i zbytek
Niech każdy przed progiem miota,
Bo tu ma tylko przybytek
Przyjaźń, nauka i cnota".
W lipcu 1824 roku Suzin, wraz z obydwoma nimi, wyjechał z Wilna do gubernii orenburskiej, gdzie przez pierwsze pięć lat sam w twierdzy Orsku, a przez dziewięć następnych w samem Już mieście Orenburgu razem z Zanem przebywał. Czeczot bowiem, po pięcioletnim też pobycie w twierdzy Uralsku, zamieszkiwał osobno w Uffie, stolicy gubernii orenburskiej. Tu i tam umiał Suzin zjednać sobie szacunek i względy ogólne, tak, że komendant twierdzy Orska, pułkownik Isajew, poruczył mu wychowanie swych synów; w Orenburgu zaś z rozporządzenia generał-gubernatora przyjęty został do służby rządowej, jako urzędnik przy komisyi pogranicznej, Komisya ta, oprócz handlowych stosunków z Azyą środkową, miała też sobie poruczony zarząd nad koczowniczemi plemionami Kirgizów, rozsiadłemi w stepach uralskich. Do wydziału właśnie Suzina należały stosunki z tymi ostatnimi, a ich ustawne między sobą kłótnie, z któremi się udawali, do władzy, nastręczały mu ciągle sposobność bliższego poznania się z nimi (...)
To też gdy w r. 1834, osłabiony na zdrowiu, udał się w stepy, za poradą lekarzy, dla używania tamże kuracyi kumysowej, uprzejmość z jaką go przyjął sułtan Baj Muhamed, jeden z najpierwszych naczelników plemienia, przypomniała mu, jak sam nieraz powiadał, najserdeczniejszą naszą rodzimą gościnność. Ciekawy opis tej gościny pt. "Wycieczka w stepy kirgizkie", drukowany był przed dziewięciu laty w wychodzącej w Warszawie "Kronice Rodzinnej". Pełna wdzięku prostota i barwność tego opowiadania budzą słuszny żal w czytelniku, że autor w podobnyż sposób dalszych swoich wspomnień nie skreślił. (...)
Po czternastoletnim oddaleniu, Suzin wrócił do kraju w r. 1838. Pierwsze wszakże dwa lata po tym powrocie nie były dlań. zgoła pomyślne. Wzdychał do wiejskiej ciszy i swobody, a mimowolnie znowu rok przeszło musiał zamieszkiwać w Kijowie. Wreszcie, oddawszy dobrowolnie dwom starszym od siebie siostrom w dożywocie poojczystą wioskę w Kobryńskiem, sam w końcu r. 1841 udał się do Wilna, dla szukania posady i pracy, i tam znowu spotkał się z Zanem. Niewielu dawnych przyjaciół znaleźli jeszcze mieszkających w Wilnie, a Suzin z nimi tylko żyć pragnął. Ztąd wynikło pierwsze poznanie i w rok potem małżeństwo z najmłodszą siostrą moją Karoliną, która przy mnie wtedy mieszkała, Zan był jego drużbą przy ślubie, tak jak w kilka lat później Suzin bratnią ręką zamknął powieki i oddał ostatnią posługę Czeczotowi, zmarłemu w Druskiennikach w r. 1847. Losy tych ludzi łączyły się jakoś zawsze w najważniejszych życia wypadkach (...)
Po jednorocznym gospodarowaniu na wsi w pobliżu Wilna, Suzin otrzymał posadę w administracyi dóbr po-Radziwiłłowskich, będących naówczas w posiadaniu księcia Ludwika Wittgen-Steina, jako męża ostatniej ich dziedziczki i ojca jej dzieci. Ogromne te dobra, rozsiane na przestrzeni między Bugiem i Dźwiną, a przewyższające obszarem niejeden kraj udzielny w środkowej Europie, podzielone były naówczas na wielkie, osobne dzierżawy i oddawane w wieloletnią posiadłość pojedynczym prywatnym dzierżawcom (...)
Ostatnie pięć lat życia Suzin wraz z żoną przepędził w Warszawie, ażeby być w pobliżu jedynej swej córki i wnucząt. 0 rodzinnych jago uczuciach i pożyciu w kółku domowem zbytecznem byłoby mówić po tem, co się już. rzekło o stosunkach jego z obcymi, Nie mogę wszakże pominąć milczeniem, że dom jego, serce i ręka były zawsze równie otwarte dla potrzebujących dachu, opieki lub pomocy, tak krewnych jak powinowatych, i że wielu z nich jemu wyłącznie dalszy swój los i pomyślność zawdzięcza. A i nie same tylko węzły pokrewieństwa były pobudką jego uczynności. Doznał jej zawsze każdy, kto możliwego sprawiedliwie żądał Wzglądem zwłaszcza kształcącej się młodzieży Suzin wypełniał święcie obowiązek, zalecony na pierwszem miejscu w prawidłach "Przyjaciół cnoty"; nie odmówił jej nigdy dobrych rad lub wsparcia. Nakoniec dodam jeszcze to jedno, że we wszystkich tych pojedynczych objawach, czy hartu duszy, czy dobroci serca, przeważny zawsze udział przy szczęśliwem usposobieniu z natury, miała w Suzinie prosta, szczera, bogobojna wiara. Nie rozprawiał on o niej nigdy, lecz się nią we wszystkiem kierował. W ostatniej zwłaszcza przedśmiertnej chorobie, trwającej prawie dwa lata, był on prawdziwie budującym wzorem pokornego poddania się woli Bożej i chrześcijańskiej ufności w miłosierdzie Jego z jaką się wciąż do wieczności w myślach swych i przez wielokrotne przyjmowanie Sakramentów świętych gotował. Ostatnie też chwile jego słusznie możnaby nazwać uwieńczeniem całego życia, tak się w nich całe to życie w najpiękniejszych swych barwach odbiło. Niezachwiany, cichy, łagodny, zasnął w Panu spokojnym snem sprawiedliwego, 11 grudnia 1879 roku.
A. E. Odyniec