Łojki - Budynek gminy
Prawie pośrodku wioski znajduje się wielka inwestycja z czasów polskich, czyli murowany budynek gminy, twardo do dziś stojący na fundamencie. Wzniesiony na planie prostokąta, z żółtej cegły, dwukondygnacyjny, z zagospodarowanym poddaszem. Co prawda, obecnej władzy on niepotrzebny, widać to po jego zaniedbanym stanie. Po wojnie, za „drugich Sowietów”, w budynku gminnym przez dłuższy czas mieściła się szkoła. Z dziećmi było krucho, młodzież uciekała do Grodna, starsi nie mogli tego problemu udźwignąć. Szkołę zamknięto i dzieci przeniesiono do pobliskich Kiełbasek, budując współczesny budynek z obowiązkowymi dla szkoły obiektami.
Przez długi okres woźną w szkole była pani Anna Mackaluk, nazywana popularnie "Paniusią". Według pamiętających ją starszych ludzi, jej mąż, oficer, zginął podczas Kampanii Wrześniowej, syn Stanisław, gimnazjalista, poległ w obronie Grodna z rąk bolszewików w 1939 r. Losy kresowe... Ostatnim wójtem gminy Łojki był pan Ginecki, sołtysem Jan Puszkiewicz, który 10 lat spędził „na białych niedźwiedziach”. Wójta, człowieka starszego, taki los umiłował.
Łojki i Kiełbaski już się połączyły. W końcu Kiełbasek kołchozowe podwórko z zabudowaniami gospodarczymi dawnego pańskiego dworu. Wyróżnia się kamienna obora z kłutego polnego kamienia i z cegły, z dwuspadowym dachem. Wybudowana na początku XX w., gotowa służyć i dzisiaj. Seniorka wioski, pani Michalina Oleszczyk, która już dobija ostatnią dziesiątką do setki, długo męczyła się, aby nam powiedzieć imię dziedzica, ale nic na to. Pamięć ludzka, jak widzimy, zawodzi, kamenie - nieme. Archiwa grodzieńskie nie mają dokumentów o tym regionie.
Niegdyś był to Powiat Augustowski. Niewielkie majątki za polskich czasów posiadali w tych osadach panowie Czaplicki, Strusiński i Ejsmont. Ślad po ich dworkach zaginął, nie licząc omszałych fundamentów schowanych w trawiastej kądzieli. Niedaleko wioski za małym ruczajem zachowały się podmurki i staw pana Hubelta. Komunizm pożerał nie tylko istoty ludzkie, ale także ich materialną spuściznę. Miejscowi wspominają trzech chłopców pana Hubelta: Antoniego, Tadzika i Wacława. Ten ostatni był nauczycielem za „pierwszych, chyba, Sowietów”. Uczył ponoć dzieci wierszyka "Idziem do kołchozu". Niektórzy ten utwór pamiętają do dziś. Pamiętają też, jak nauczyciel na lekcji sprawdzał zadanie, a już następnego dnia był zorganizowany kołchoz, a pana Wacława aresztowano jako „klasowego wroga”. Powiadają, że wszyscy Hubeltowie przeżyli, dzięki Bogu. Po dziś dzień wspominają ich tutaj ludzie dobrym słowem.
Kiełbaski znajdują się po prawej stronie od naszego szlaku; mogłyby być przedłużeniem Łojek lub odwrotnie. W końcu wioski pozostałości po gospodarczych zabudowaniach pańskich. Są obory, pomieszczenie młyna uruchamianego silnikiem diesela, piękna stodoła z kłutego kamienia wzniesiona w 1909 r. Wszystko należało do pana Nowika, który na stałe mieszkał w Warszawie i zjawiał się raz na miesiąc, aby wypłacić pensje pracownikom. Zarządzał tu sprawnie pan Wojciechowski.
Za - http://kresy24.pl/showArticles/article_id/68/