Sopoćkinie - dzisiejsze Miasteczko wita katolickim krzyżem i budką białoruskiego pogranicznika. Strefa przygraniczna – na wjazd trzeba mieć pozwolenie. Zazwyczaj zdobycie przepustki nie sprawia trudności, chociaż jak zwykle mamy do czynienia nudnym „wołokictwem”. Może ten stan rzeczy ulegnie zmianie dzięki odnowieniu Kanału Augustowskego i udostępnieniu go do zwiedzania?
Miasteczko, jak i cała okolica, różni się od innych nie tylko zaprzęgiem koni - nie używają tu chomąta i dugi (drewniany kabłąk służący do przymocowania chomąta do hołobli), ale - co najważniejsze - świadomością narodową. Grodzieńscy naukowcy przykładają wiele starań, aby dowieść miejscowemu ludowi, że są oni „skatoliczonymi Białorusinami”, a nie Polakami. Jednak z tego, co widać, nie bardzo im się to udaje. Potwierdza się to już na pierwszym kroku wędrówki po miasteczku. Otóż nazwy ulic wypisane są w dwóch językach: białoruskim i polskim. Gdzie jeszcze na Białorusi znajdziesz, na przykład, ulicę Jana Pawła II?
W centrum miasteczka stoi karłowaty Lenin, któremu co jakiś czas mieszkańcy sprawiają figle. Mówią, że jegomość bardzo spragniony i kroczy do baru z piwem, a że przykuty do postumentu, nigdy tam nie dojdzie (jak i do komunizmu), więc nieraz, na pociechę, wkładają mu coś do garści, nawet własną głowę...
Przy widocznych dowodach polskości w Sopoćkiniach nie ma jednak polskiej szkoły, są tylko polskie klasy. Pierwsza z nich została zorganizowana w 1992 r. Działalność oddziału Związku Polaków jest marginalna, szczególnie od czasu dojścia do władzy w reżimowym ZPB „chłopców Baćki”, na czele z dziadkiem Osipem Łucznikiem.
Wielkim problemem miasteczka jest bezrobocie. Z 700 osób zdolnych do pracy, ponad sto rano nigdzie się nie spieszy. Wielu dojeżdża do Grodna. Młodzież ucieka w tym samym kierunku. Wyrwana z rodzinnego skupiska, zapomina o polskości i o miasteczku. Za parę dziesiątków lat skruszeją mieszkańcy uroczego miasteczka, czeka go status wioski. Chociaż już i teraz, przy liczbie poniżej 1500 mieszkańców, miasteczko ma rangę „gorodskogo posiołka” (osady miejskiej). Obywatele nie wiedzą, co prawda, z czym ten sowiecki produkt porównać. Z miasteczkiem sprawa była jasna. Wszystko pada, ostatnia nadzieja, kołchoz „Białoruś”, ma zostać przekazany grodzieńskiej fermie drobiu. A tyle lat twierdzili, że kołchoz jest własnością kołchoźników… Mieszkańcy zgadzają się jednak na to, aby tylko było lepiej. Najważniejsza, zdaniem mieszkańców Sopoćkiń, jest normalizacja stosunków między Polską a Białorusią. Od konfliktu najwięcej cierpi prosty człowiek. Wiadomo, że sąsiedzi powinni żyć w zgodzie.
Przy drodze, od razu za Sopoćkiniami, wzrok zatrzymują bunkry wybudowane przez Sowietów w 1940 r.
Za - http://kresy24.pl/showArticles/article_id/68/