Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Zmartchwchstanki-Alicja Kotowska i Stefania Antonina Sołtan

24.05.2008 16:40
O zakonie Zmartwychwstanek
m.Antoninie Sołtan
i błogosławionej
Alicji Kotowskiej

TYGODNIK NIEDZIELA

Edycja częstochowska 16/2003
W cieniu Zmartwychwstania
Rzecz o częstochowskich zmartwychwstankach
Piotr Stefaniak
[blok]Troska o wychowanie chrześcijańskie i nauczanie młodych stała u źródeł przeszczepienia Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstanek na grunt polski. Siostry w 1891 r. osiadły w Kętach (Galicja). Na teren Królestwa Polskiego, do Częstochowy, przybyły w 1899 r. Promotorami założenia placówki częstochowskiej byli: Szczęsna Noińska i o. Pius Przeździecki, paulin. Siostry znalazły się w Częstochowie konspiracyjnie, bez habitów, gdyż na terenie zaboru rosyjskiego istniał formalny zakaz tworzenia klasztorów katolickich. Tu zakupiły grunt przy ul. Starej 26 i rozpoczęły budowę domu.
Pierwsze dwie zmartwychwstanki - m. Maria Zubylewicz i m. Elżbieta Wyzińska pojawiły się w mieście już w lipcu 1899 r. W czerwcu 1900 r. dom został uroczyście otwarty, a m. Jadwiga Borzęcka wprowadziła do niego zakonnice. Pierwsza przełożona, m. Antonina Sołtan otworzyła szwalnię i pracownię haftu, gdzie dziewczęta obok wiedzy fachowej zaznajamiały się z katechizmem i były formowane w duchu patriotycznym. Przez wiele lat zakład ten znany był jako Dom Pani Sołtan. Prężny rozwój placówki następował w czasie, gdy przełożoną była m. Elżbieta Wyzińska, która w 1917 r. zakupiła dom przy Alei Najświętszej Maryi Panny, dokąd przeniosła klasztor, a w roku następnym otworzyła siedmioklasową Szkołę Przemysłowo-Handlową z internatem.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości siostry zmartwychwstanki wyszły z ukrycia i rozpoczęły szeroko zakrojoną działalność edukacyjno-wychowawczą. W 1933 r. podjęły pracę pedagogiczno-dydaktyczną w uruchomionej siedmioklasowej Szkole Powszechnej cieszącej się od 1938 r. uprawnieniami publicznymi. Także Szkoła Przemysłowo-Handlowa w 1936 r. przekształciła się w czteroletnie Żeńskie Gimnazjum Kupieckie i dwuletnie Liceum Handlowe z prawami szkół państwowych. Obie szkoły miały wysoki poziom kształcenia. Obok szkół i sporego internatu (ok. 40 miejsc) siostry prowadziły od 1933 r. przedszkole.
Owocną działalność zniweczyła II wojna światowa, podczas której zakonnice w duchu religijnym i patriotycznym podjęły konspiracyjne dzieło przetrwania i obrony polskości przed nazizmem. W Szkole Podstawowej siostry zmartwychwstanki prowadziły tajne komplety z zakresu szkoły średniej. Od 1943 r. działała "Izba Zajęć", z której korzystali studenci Tajnego Uniwersytetu Ziem Zachodnich, związani ze Stołówką nr 2 prowadzoną przez Siostry.
Bezcenną działalność podejmowały zakonnice z przełożoną m. Zofią Szulc w ramach Rady Głównej Opiekuńczej. Prowadzono Kuchnię Główną, Stołówkę nr 2 i dożywianie więźniów. Zatrudniały także liczny personel pomocniczy przy RGO, aby uchronić młodzież przed wywózkami do Rzeszy. Bardzo zaangażowana w sprawy konspiracyjne była m. Zofia Szulc (ratowanie więźniów, uprzedzanie ludzi zagrożonych aresztowaniem, dożywianie partyzantów, praca z AK itp.), współpracująca z burmistrzem Częstochowy Stanisławem Rybickim.
Zmartwychwstanki prowadząc w ramach RGO liczne stołówki (w tym dla inteligencji), wniosły niebagatelny wkład w pomoc zubożałemu wojną społeczeństwu Częstochowy.
Dzieła te podejmowały siostry mimo iż same w maju 1942 r. zostały wysiedlone ze swego klasztoru do nieprzystosowanego budynku zastępczego przy ul. Jasnogórskiej 62.
Po wojnie, w styczniu, zakonnice wróciły do swego zdewastowanego domu i natychmiast rozpoczęły pracę szkolną trwającą do czasu zaboru gmachu szkolnego przez komunistyczne władze w 1963 r. Chodzi tu o istniejącą do 1956 r. szkołę średnią, którą stopniowo od 1953 r. władze PRL-u zaczęły likwidować. Od 1957 r. do 1962 funkcjonowało pięcioletnie Technikum Gospodarcze, które ministerstwo przejęło wraz z budynkiem i wyposażeniem w 1962 r. Rok wcześniej zamknięto przedszkole. Wobec ewidentnych szykan totalitarnego reżimu względem Kościoła siostry otworzyły w 1953 r. (istniejące do 1962 r.) Studium Prawno-Administracyjne z internatem, którego słuchaczkami były różne zakonnice.
Gdy siostry zmartwychwstanki w myśl światopoglądu realnego socjalizmu zostały odsunięte od działalności dydaktyczno-wychowawczej, podjęły prace na rzecz Kościoła lokalnego jako parafialne katechetki, pracownice Kurii Biskupiej i Niższego Seminarium Duchownego. Część domu zakonnego służyła jako miejsce schronienia dla pielgrzymów przybywających na Jasną Górę oraz zakwaterowania dla grup rekolekcyjnych.
Przeżywszy ciężkie czasy totalitaryzmu, w których groziło siostrom nawet zlicytowanie ich klasztoru (1952 r.), wspólnota częstochowska rozpoczęła nowy etap rozwoju w warunkach wolności politycznej. W rozbudowanym zespole klasztornym zgromadzenie powołało w 1989 r. koedukacyjną szkołę powszechną, która po ostatniej reformie edukacyjnej dzieli się na podstawową i gimnazjum. Szkoła nosi imię Matki Zofii Szulc, wybitnej zmartwychwstanki, która w okresie okupacji wpisała się w dzieło ratowania Polaków.
Przeszło stuletnie dzieje częstochowskiej wspólnoty Sióstr Zmartwychwstania Pana Naszego Jezusa Chrystusa niech będą dla nas punktem odniesienia, jak można kształtować własne życie w duchu działalności na rzecz człowieka. Praca ta jest podejmowana z perspektywą Bożą, ludzkie potrzeby są zaspokajane w imię Miłości, która Zmartwychwstała.
http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedz ... 0316&nr=26

S. Alicja Kotowska (1899-1939)

Jej słowa trafiały do serca.
[blok]Gdy rankiem 11 listopada 1939 roku na dziedziniec więzienny wejherowskiego więzienia wjechały ciężarówki Aleksander Jankowski przywarł do okienka swojej celi. Widział jak opróżniano kieszenie więźniom, zezwalając na zatrzymanie im tylko chusteczek do nosa, a następnie popychając załadowano ich do ciężarówek. Siostra Alicja Kotowska dołączyła do tej grupy jako ostatnia. Zanim wepchnięto ją na pakę, otuliła ramieniem grupkę wystraszonych żydowskich dzieci dodając im otuchy. Ten ludzki odruch, w tak dramatycznym momencie, zrobił na Aleksandrze Jankowskim ogromne wrażenie. Scenka ta jest najbardziej znaną z życia wejherowskiej zakonnicy, którą 12 czerwca br. podczas uroczystości w Warszawie papież Jan Paweł II wyniósł do godności błogosławionej. Jak dowodzą historycy w jej niespełna 40-letnim życiu miało miejsce wiele wydarzeń, które wskazywały nie tylko na jej wyjątkową pobożność i zapatrzenie w Chrystusa, lecz także na niemal krystaliczny charakter, nieprzeciętną osobowość i gotowość poświęcenia się dla innych.

Habit zamiast białego fartucha.
[blok]Maria Kotowska była już na trzecim roku medycyny, gdy postanowiła wstąpić do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Zmartwychwstania Pańskiego. Duży wpływ na tę decyzję miało spotkanie z najbliższą przyjaciółką z gimnazjum Marią Przybyłowicz, która zdecydowała się na ten krok o rok wcześniej. Ta szokująca decyzja zaskoczyła również rodziców Maryli, ale ojciec, jako człowiek głęboko wierzący, potrafił zrozumieć i uszanować krok swojej ulubionej córki. Jako początkująca aspirantka Domu Nowicjatu w Kętach koło Bielska, do którego wstąpiła 29 lipca 1922, wybrała sobie imię Alicja. Od samego początku wyróżniała się skupieniem, przestrzeganiem klasztornego regulaminu i tolerowaniu zewnętrznych niedogodności. Łagodna i wyrozumiała dla otoczenia, nie miała litości dla siebie, robiąc sobie wyrzuty z powodu błędów, których doszukiwała się w swoim postępowaniu. Wielkie wyciszenie i zapatrzenie w Chrystusa, którego uznawała za Miłość Najwyższą, towarzyszyło jej przez całe życie.
Na studia powróciła jako zakonnica za zgodą przełożonej m. Antoniny Sołtan, z którą utrzymywała korespondencję, konsultując wszystkie swoje poczynania. Między innymi dlatego zamiast medycyny dokończyła chemię. 30 kwietnia 1929 r. obroniła pracę magisterską z chemii poświęconą badaniom ebulioskopowym. Otrzymała pracę w Seminarium Nauczycielskim w Sewerynowie, które potem przeniesiono na Żolibórz. Dwa lata później zdaje egzamin komisyjny i zostaje dyplomowanym nauczycielem szkół średnich.
Pracując kilka lat na Żoliborzu po niespodziewanej śmierci dyrektorki seminarium s. Amaty Kossowskiej w 1934 roku siostra Alicja przejęła na krótko jej obowiązki. Na krótko, gdyż niespodziewanie mianowano ją dyrektorem Prywatnej Szkoły Powszechnej i Żeńskiego Gimnazjum Ogólnokształcącego w Wejherowie, gdzie powierzono jej również kierowanie Prywatnym Przedszkolem i internatem dla dziewcząt.

Siostra dyrektor.
[blok]W ciągu 5 lat pracy w Wejherowie s. Alicja dała się poznać jako znakomity dyrektor i pedagog, a także niedościgniony wzór cnót moralnych a wizytacje kuratorskie potwierdzały wzrost poziomu nauczania w kierowanej przez nią placówce. Wiosną 1938 roku rozpoczęła budowę trzypiętrowego skrzydła gimnazjum, które w lipcu 1939 roku, choć gmach nie był jeszcze dokończony, poświęcił ks. prałat Edmund Roszczynialski.
Siostra Alicja organizowała swoim uczennicom i siostrom klasztornym różnego rodzaju imprezy i wycieczki. Pewnego razu zdecydowała się nawet na lot samolotem z lotniska w Rumi, podczas którego przelatując nad klasztorem w Wejherowie wyrzuciła bilecik we woreczku obciążonym piaskiem z pozdrowieniami z przestworzy. Wyrzucony przedmiot zauważyli marynarze z wejherowskiego batalionu, przeszukali ogród klasztorny i znaleźli [tajemniczą] korespondencję z podpisami 9 sióstr.
Siostra Alicja na co dzień skupiona i wyciszona potrafiła również bawić się i śpiewać, co przyjmowano z pewnym zdumieniem. Na jej niezwykłą osobowość zwróciły uwagę przybyłe do Polski ze Stanów Zjednoczonych dwie postulantki mające odbyć nowicjat w Kętach, a które przebywając w Gdańsku odwiedziły Wejherowo. Jedna z nich Virginia Lelewicz tak napisała w swoim liście o siostrze Alicji:
"Przyglądałam się z uwagą s. Alicji przez całą godzinę. Jej oczy i wyraz twarzy ujawniały głęboką duchowość i świętość. Była w niej łagodność i pogoda. Trudno mi było odwracać od niej wzrok i przysłuchiwać się toczącej się rozmowie. Patrząc na nią doznawałam wewnętrznego pokoju..."
Niestety, za swoje wymagania wobec siebie, s. Alicja płaciła kłopotami zdrowotnymi. Jak wiadomo z jej korespondencji, po bardziej nieprzyjemnych zajściach w szkole miewała ataki wątroby.
We wakacje 1939 roku s. Alicja po raz ostatni odwiedza rodziców mieszkających w Cieszynie. Jan Kotowski z dumą i rozrzewnieniem patrzył na swoją Marylkę, która przed powrotem nad morze odwiedziła Kęty i Jasną Górę.

Zdrajca otrzymał wybaczenie.
[blok]Pod koniec sierpnia po wspólnej modlitwie na wejherowskim cmentarzu s. Alicja, na ogół nie skłonna do zwierzeń, uczyniła jednej z zakonnic wyznanie:
"... Miałam dzisiaj dziwny sen. Znalazłam się wobec cierpiącego Chrystusa. Zapytałam Go: - Panie, kiedy ja umrę? Pan odpowiedział: - Jak do tego domu będzie dobudowany dom. I dodała: Dom już dobudowany, może więc właśnie teraz ?..."
Po wejściu wojsk niemieckich do Wejherowa s. Alicja nakazała siostrom przebrać się w ubrania cywilne i poukrywać się. One jednak nie posłuchały swojej przełożonej i wolały trwać przy niej.
Wobec licznych aresztowań wśród wejherowian, grabieży i terroru s. Alicja nie podejrzewając swojego woźnego Franciszka Prangi o współpracę z Niemcami powierzyła mu ukrycie w ogrodzie skrzynki z cenniejszymi przedmiotami kultu. Niestety woźny wskazał to miejsce Niemcom, którzy odnalazłszy skrzynkę zagrozili jej aresztowaniem. Do ucieczki z klasztoru i ukrycia się namawiała ją Anna Scheibe, matka jednej z uczennic, która przypadkowo dowiedziała się, że grozi jej natychmiastowe aresztowanie.
- Nie mogę ratować siebie cudzym kosztem - odpowiedziała Annie Scheibe s. Alicja dziękując jej za informację. Następnego dnia 24 października ok. godz. 15 przyjechało po nią Gestapo. Mieszkający w budynku klasztornym niemiecki kapitan Wermachtu zapytał gestapowców co im zawiniła.
- Wystarczy, że jest Polką - usłyszał w odpowiedzi. Gdy prowadzili s. Alicję, już jako aresztowaną, na jednego z SS-manów spadł niespodziewanie wazon stojący od lat u nóg figury św. Józefa. SS-man przestraszył się, ale czynił swoje. Jedna z sióstr chciała pójść w jej miejsce lub choćby jej towarzyszyć, ale Niemcy nie zgodzili się.
- Ona ma dostateczną opiekę - odparł ironicznie jeden z gestapowców. Zanim wsiadła do wojskowego samochodu zatrzymała się na chwilę i spojrzała ciepło w stronę zakonnic swoimi łagodnymi oczyma nie wypowiadając słów pożegnania. Ostatnie słowa, jakie wypowiedziała wsiadając do samochodu, brzmiały: "Wszystko wybaczam Franciszkowi".
Wielkość tych słów zrozumiały tylko same siostry zakonne, które odnalazły w tym stwierdzeniu analogię do chrystusowego wyznania na krzyżu: [Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą co czynią].
O uwolnienie s. Alicji zabiegano bezskutecznie. We więzieniu odwiedziły ją córka Wacława Zygmanowskiego - Wandzia i była uczennica sióstr - Irena Muller. S. Alicja przekazała najpierw pozdrowienia dla sióstr zakonnych, z zapewnieniem, że we więzieniu jest jej dobrze i poprosiła tylko o swój i ulubiony krzyżyk. W następnej informacji oprócz pozdrowień przekazała, że w nocy często ją budzą i zapalają światło. Aleksander Jankowski widział ją często modlącą się z różańcem w ręku, a gdy rozmawiał z nią zapytała czy ma coś do pocerowania. Często ją widziano z igłą w ręku. Rozstrzelano ją w Piaśnicy 11 listopada 1939 roku w Święto Niepodległości Polski. Za 9 dni miała ukończyć dopiero 40 lat.
Nad jej mogiłą.
[blok]Nie mając dowodów śmierci siostry Zmartwychwstanki do końca wierzyły, że może s. Alicji udało się jakoś uniknąć śmierci. W 1944 r. podczas modlitwy nowicjatek w Bukowinie Tatrzańskiej mistrzyni zakonu s. Regina Gostomska modląc się zaczęła głośno przemawiać: "Alicjo, zawsze byłaś taka posłuszna, powiedz nam gdzie jesteś?" Nagle, jakby na jawie, ujrzała klęczącą postać s. Alicji z rękoma złożonymi na krzyż wypowiadającą wyraźnie słowa: "I wyrok został wykonany"
Gdy s. Regina opowiedziała to zdarzenie przełożonej s. Salomei Solarz, obie uznały, że był to znak, iż s. Alicja nie żyje i trzeba zaprzestać jej poszukiwań.
Po wojnie w grobie nr 7 znaleziono duży czarny różaniec, jaki nosiły przy pasku siostry zmartwychwstanki. Na tej podstawie domniemano, że właśnie w tym miejscu mogła zostać pochowana siostra Alicja.
Podczas spotkania przy jej grobie w pierwszym dniu po beatyfikacji sylwetkę s. Alicji wspominały dwie siostry pamiętające ją z domu wejherowskiego - Michalina i Cecylianna oraz jej uczennica z gimnazjum - Helena Makurat z Wejherowa.
- Już za jej życia mówiono o siostrze Alicji, że jest święta - mówi s. Cecylianna, która słyszała to będąc jeszcze dziewczynką myślącą dopiero o powołaniu zakonnym. Siostra Michalina widziała moment aresztowania s. Alicji i upadek wazonu spod figury św. Józefa na ramię jednego z SS-manów.
- Siostra Alicja była bardzo uduchowiona, ciepła, cicha i niemal krystaliczna. Nigdy nie podnosiła na nas głosu. A jeśli już coś komuś powiedziała, to bardzo delikatnie. Jej słowa trafiały do serca - mówi Helena Makurat.
Wspomniany w tekście Aleksander Jankowski, który przed wojną był kucharzem, jakimś cudem uniknął rozstrzelania w Piaśnicy i gdy siostry zmartwychwstanki wróciły po wojnie do Wejherowa zrelacjonował im wszystko, to co widział w wejherowskim więzieniu.
* * *
[blok]Ks. Andrzej Pradela napisał na ATK pod kierunkiem ks. dr Ernesta Kleinerta pracę magisterską pt. "Sługa Boża s. Alicja Kotowska (1899-1939). Męczennica. Studium Historyczno-Prawne". Wydarzenia z życia s. Alicji zinwentaryzowała s. Maria Beata Bieniek, wicepostulatorka w jej procesie beatyfikacyjnym. Życiorys s. Alicji znajduje się w "Bedekerze Wejherowskim" Reginy Osowickiej, Wejherowo 1996. Więcej na jej temat można przeczytać w książce s. Teresy Matea Florczak pt. "Jak kropla wody w oceanie" wydanej w czerwcu 1999 r. przez Zgromadzenie Sióstr Zmartwychwstanek w Poznaniu, skąd autor zaczerpnął większość informacji.

Henryk Połchowski
S. Alicja - reprodukcja z obrazka
Fot. Henryk Połchowski

http://www.wejherowo.pl/new/index.php?c ... towska&p=0

Nad. Jerzy