Wyrok nakazano wykonać 5 sierpnia o godzinie 9 rano na stoku cytadeli, o czem zawczasu ogłoszono w „Dzienniku powszechnym”. Wystawioną ogromną szubienicę z pięciu zwieszającymi się stryczkami, od rana otoczył wyznaczony w dzień dla egzekucji silny kordon wojska. Od świtu niemal tłumy ludu ciągnęły, pełne skupienia i w posępnym milczeniu stawały poza kordonami., a za nim silne oddziały żandarmerii konnej i piechoty, otaczające pięć czarno pomalowanych wózków, w których na wąskich ławeczkach siedzieli skazańcy, mając obok siebie modlących się zakonników. Na pierwszym wózku jechał Traugutt, na ostatnim Jeziorański; aczkolwiek razem osądzeni, u stóp szubienicy dopiero ujrzeli się oni po raz pierwszy i ostatni w życiu. Sprowadzono z wózków ofiary, ustawiono szeregiem i oficer audytorjatu drżącym głosem odczytał wyrok. Chwila była straszliwa w swej grozie. W dziesięciotysięcznym tłumie cisza panowała grobowa, bladość pokrywała twarze najbliższych, szable drżały w rękach konwoju… Skazańcy zachowali spokój zupełny. Po odczytaniu wyroku podano im długie białe koszule śmiertelne, które więźniowie sami z pomocą pachołków kata wdziewali na siebie. Wśród strasznego napięcie nerwowego tłumów i przerażającej ciszy, wśród której głucho, jak zabijanie trumny wiekiem, rozległy się ciężkie kroki ofiar i katów na pomoście szafotu, podprowadzono skazańców pod kołyszące się na lekkim wietrzyku stryczki. Napięcie ogółu doszło do szczytu … zaczęto zakładać śmiertelne sznury. Toczyski ucałowawszy stryk, założył go sobie pod krtań, Krajewski poprawił stryczek, wyciągnąwszy przyciśniętą nim czarną brodę, Traugutt złożywszy ręce, modli się szeptem z oczami wzniesionymi w górę. Nagle straszny, przejmujący duszę jęk tysięcy ludzi rozdarł powietrze, wszystek tłum padł na kolana… To kat wytrącił schódki z pod nóg Traugutta i biała postać odzianego od stóp do głowy białym całunem tajemnego Dyktatora powstania zawisła, kołysząc się lekko w powietrzu. Potem kolejno umierali inni. Żulińskiemu w ostatniej chwili obecna na egzekucji siostra zawołała „Bracie! Odwagi!” Jeziorański wysoki, tęgo zbudowany mężczyzna, mając źle założony stryk, szarpał się i rzęził, nim po kilkunastu sekundach nie skonał. Toczyski i Krajewski umarli bez męczarni. Tłum wciąż klęczał, modląc się za konających męczenników… Egzekucja ta straszne zrobiła wrażenie w mieście. Ulice niemal przez cały dzień były puste i ciche.
Opis egzekucji pochodzi z monografii "Rok 1863" Jana Grabca,wydanej w 1913 roku w Poznaniu nakładem Zdzisława Rzepackiego, książka ta nie posiada niestety bibliografii, jest owocem lat studiów autora, który wykorzystał w niej również wspomnienia weteranów "Strasznego roku", ilustracje pochodzą głównie, jak pisze autor, z bogatej skarbnicy Muzeum Narodowego w Rapperswilu