Mieszkaliśmy w Oświęcimiu na Zasolu: mama Zuzanna, tata i nas czworo ich dzieci. Mama była bardzo religijna, pracowała w parafii przy udzielaniu pomocy ubogim. Od nich przywlokła gruźlicę, którą zaraziła mego brata Karola. Potem wycięto mu przez to część płuc.
W owym czasie był wielki głód. Nie mieliśmy co jeść. Ojciec pracował wprawdzie na kolei i przynosił wór pieniędzy, ale nic za nie można było kupić. Dostawaliśmy coś niecoś w sklepie u Żyda „na kreskę”. Potem przychodził on co jakiś czas i zabierał za to z naszego mieszkania co mu się podobało.
Mieliśmy wtedy kotkę, taką małą i niepozorną. A w pobliżu były stawy, gdzie hodowano ryby. Kotka chodziła nad te stawy, wyławiała dużą rybę i idąc tyłem ciągnęła ją za sobą do domu W ten sposób żywiła nas wszystkich, a sama też dostawała swą dolę. Niestety, pewnego razu dozorca strzegący stawów ją złapał i zabił. Zginęła nasz jedyna żywicielka.”
Bibliografia
autor: Matylda Habdas żona Jana Jaroszewskiego, nadesłał: Romuald Kromplewski