Portal w trakcie przebudowywania.
Niektóre funkcje są tymczasowo wyłączone, inne mogą nie działać poprawnie.

Malessa Emilia ps. Marcysia

20.04.2010 20:31
Izdebska Emilia zam. Malessa ps. Marcysia Emilia Malessa pseud. Marcysia, Miłasza, Maniuta (ur. 26 lutego 1909 w Rostowie, zm. 5 czerwca 1949) – polska żołnierz, członek Armii Krajowej, powstaniec warszawski, kawaler orderu Virtuti Militari V klasy. Córka Władysława Izdebskiego i Marii z Krukowskich. Obaj dziadkowie byli powstańcami styczniowymi.

Po przyjeździe do Polski w 1924 roku ukończyła Szkołę Handlową Polskiej Macierzy Szkolnej w Łucku.

Po ukończeniu szkoły handlowej w Łucku, pracowała w miejscowym Urzędzie Wojewódzkim i Komunalnej Kasie Oszczędności. Po śmierci ojca przeniosła się do Warszawy i zatrudniła się w Głównym Urzędzie Statystycznym.

1 września 1939 r. zgłosiła się do pracy w Ochotniczej Służbie Kobiet. Pełniła funkcję szofera-zwiadowcy i organizatora lotnych punktów dożywiania i punktów sanitarnych przy 19. Wileńskiej Dywizji Piechoty gen. Józefa Kwapiszewskiego.

Po klęsce wrześniowej Emilia Malessa wstąpiła do konspiracji. Od października 1939 r. organizowała komórkę łączności zagranicznej przy Komendzie Głównej Służby Zwycięstwu Polski, którą kierowała następnie w Związku Walki Zbrojnej
i Armii Krajowej aż do końca okupacji niemieckiej. Zadaniem placówki, działającej pod kryptonimami: "Zenobia", "Łza", "Załoga" i najbardziej znanym, ustanowionym w kwietniu 1944 r. - "Zagroda", było utrzymywanie łączności między podziemiem w kraju a władzami RP i Naczelnym Wodzem na obczyźnie. Starannie przygotowane trasy kurierskie były pomostem między Polską a Francją, a potem Anglią. Na przełomie 1943/1944, a więc w okresie największego rozwoju, "Zagroda" dysponowała 120 ludźmi w całej Europie. "Pani na Zagrodzie", jak ją nazywano, zorganizowała też nowoczesny system przygotowania i ekspedycji poczty, bazujący na osiągnięciach techniki fotograficznej (mikrofilmowanie). Komórka łączności przyjmowała także cichociemnych zrzucanych do walki w kraju z alianckich samolotów.

Kiedy w nocy z 7 na 8 listopada 1941 r. pod Skierniewicami został zrzucony do kraju- jako pierwszy cichociemny - major Jan Piwnik, przejmowała go właśnie Emilia Malessa - jako łączniczka Komendy Głównej AK.

Cezary Chlebowski w wydanej w ub.r. książce "Ponury" - major Jan Piwnik" napisał: "Na przełomie 1941 i 1942 roku poznał por. Emilię Malessę »Marcysię«, kobietę nie tylko wielkiej urody, ale i takiej samej inteligencji, jak i wpływów".

Ślub wzięli prawdopodobnie dwa lata później - w listopadzie 1943 r. w kościele ewangelickim w Warszawie (z pierwszym mężem Stanisławem Malessą, poślubionym w 1935 r., rozwiodła się po dwóch latach). Mjr Jan Piwnik - oficer przedwojennej Policji Państwowej, żołnierz Września, dowódca II odcinka "Wachlarza", szef największego zgrupowania Kedywu - Okręgu Radomsko-Kieleckiego Armii Krajowej i Świętokrzyskich Zgrupowań Partyzanckich - zginął pół roku po ślubie z Emilią - 16 czerwca 1944 r. - w czasie zdobywania niemieckich umocnień pod Jewłaszami na Nowogródczyźnie. Chlebowski: "W upalne popołudnie w końcu lipca 1944 roku do zacienionej rozłożystą gruszą kuchni małego domku we wsi Janowice w Górach Świętokrzyskich weszła przystojna młoda niewiasta. Była to Emilia Malessa »Marcysia« - żona »Ponurego«. - Nic nie mówiła, proszę pana - opowie mi 22 lata po wojnie osiemdziesięciodwuletnia wtedy Zofia Piwnikowa, matka majora »Ponurego«. - Ale gdy po powitaniu siadłyśmy w pokoju, wyjęła z torby coś zawiniętego w białą szmatkę i położyła na stole. Odwinęłam, a tam były takie trzy wielkie klucze. Z tego więzienia, co to Janek przyjaciela swego uwolnił i zawsze je na szczęście nosił w mapniku. Wtedy pojęłam, że już go nigdy nie zobaczę".

Bohaterski major Jan Piwnik został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych i Virtuti Militari. Jego żona nie mogła być gorsza. W Powstaniu Warszawskim "Marcysia" otrzymała order Virtuti Militari za bohaterską służbę kurierską podczas walk w Śródmieściu, w Batalionie Szturmowym kpt. Kazimierza Bilskiego "Ruma", do którego przeszła na własną prośbę (miała przydział do odwodu sztabu KG AK). Po kapitulacji Powstania uciekła z transportu do Rzeszy i przedostała się do Krakowa, gdzie odbudowała kanały łączności między AK a Zachodem. Tam również przygotowała przerzut do kraju kpt. Jana Nowaka-Jeziorańskiego, ostatniego emisariusza komendanta głównego AK.

Ten ostatni, w książce "Kurier z Warszawy", wspominał: "Całe archiwum »Łzy« spłonęło doszczętnie w czasie Powstania.
Z zespołu łączności zagranicznej pozostały dwie kobiety o nieprawdopodobnej energii i odwadze: »Marcysia« i jej pomocnica »Zo«". Za całokształt działalności konspiracyjnej Emilia Malessa została awansowana do stopnia kapitana. Po rozwiązaniu AK pozostała w podziemiu, najpierw w organizacji "NIE" (jej dowódca - August Emil Fieldorf, jeszcze jako pułkownik, polecił jej zorganizować szlak kurierski z kraju na Zachód), potem w Delegaturze Sił Zbrojnych, w końcu w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Była członkinią ścisłego sztabu, a przede wszystkim nadal kierowała komórką łączności zagranicznej.

W połowie października 1945 r. "Marcysia" zgłosiła chęć odejścia z WiN. Zamierzała wyemigrować. Przyczyny były dwojakie - chciała rozpocząć normalne życie (zamierzała wziąć ślub z Michałem Pobochą z Narodowych Sił Zbrojnych, który po wojnie też nie złożył broni), przede wszystkim jednak była żołnierzem, a WiN pod wodzą Rzepeckiego chciał prowadzić głównie działalność polityczną (o czym niżej). Z zamiarem wycofania się z konspiracji nosiła się już wcześniej, ale ciągle zatrzymywały ją pilne zadania. 20 października uzyskała zgodę prezesa WiN, płk. Jana Rzepeckiego na zwolnienie
z dotychczasowych funkcji. Zaczęła przekazywać obowiązki wyznaczonemu następcy. Wtedy właśnie - 31 października 1945 r. - została aresztowana. 5 listopada ubecy przyszli po Rzepeckiego i drugiego członka kierownictwa - płk. Antoniego Sanojcę, a później po następnych przywódców organizacji. WiN istniał zaledwie od dwóch miesięcy…W areszcie ujawniła przywódców WiN-u. Powód? Pułkownik Józef Goldberg-Różański, szef Departamentu Śledczego MBP, ręczył jej "oficerskim słowem honoru", że żadna z ujawnionych osób nie zostanie aresztowana i osądzona. Różański przekonywał, odwołując się do jej patriotycznych uczuć: "Tylu już Polaków niepotrzebnie zginęło, trzeba z tym skończyć". Jeśli nie pójdzie na ugodę - argumentował dalej ubek - "będzie odpowiedzialna za mordownię". "Marcysia" uwierzyła, wychowana w świecie wartości,
w którym słowo honoru coś znaczyło. Ruta Czaplińska (kierowała łącznością Komendy Głównej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego, ps. Ewa, po wojnie aresztowana i skazana, jedna z dużego grona kobiet męczonych przez UB) w książce
"Z archiwum pamięci. 3653 więzienne dni" napisała: "»Marcysi« zawdzięczam to, że ułatwiła ujawnienie się mojej siostry, która ukrywała się pod zmienionym nazwiskiem po ucieczce spod łap bezpieki. Także dzięki niej przyjęto dla mnie koc, który przysłała matka Cezarego z Anglii. Ogromny, ciepły, czysto wełniany koc. Było to coś wspaniałego!".

Różański słowa jednak nie dotrzymał, rozpoczynając aresztowania WiN-owców. Po latach winę zrzucał na innych - twierdził, że jego honor ma swoją wagę, ale zwolnieniu aresztowanych kategorycznie sprzeciwił się Bierut, który - dodatkowo - zarzucił mu uleganie drobnomieszczańskim przesądom. Z kolei radziecki doradca MBP - płk NKWD Jurij Nikołaszkin zdziwił się ponoć: "Co to znaczy, że ty dałeś słowo honoru? Jeśli dałeś, to znaczy ono było twoje, a jak było twoje, to możesz je odebrać".
W więzieniu, oszukana i zrozpaczona Malessa, w akcie protestu, podjęła pierwszą głodówkę. Wiele wskazuje jednak na to, że decyzję o ujawnieniu uzgodniła wcześniej z kierownictwem organizacji. Działała na wyraźne polecenie swojego dowódcy, płk. Jana Rzepeckiego (a także płk. Antoniego Sanojcy), co w wojsku oznaczało ni mniej, ni więcej tylko rozkaz. Według relacji Rzepecki nie pozostawił "Marcysi" wyboru: jeśli nie ujawni swoich współpracowników, zaszkodzi im znacznie bardziej. Obaj pułkownicy mieli to potwierdzić w rozmowie z historykiem Cezarym Chlebowskim. Jeśli tak, oznacza to, że Rzepecki przerzucił całą odpowiedzialność na Malessę. W procesie trzynastu wyroki zapadły następujące. Po miesiącu procesu - 3 lutego 1947 r. ogłoszono wyrok. Najwyższą karę - KS - otrzymał Marian Gołębiewski. Leski i Żuk dostali po 12 lat, Rybicki i Muzyczka - po 10, Rzepecki - 8, Szczurek - 7, Sanojca - 6, Jachimek - 4. Najłagodniej potraktowano Emilię Malessę, skazując ją na dwa lata.

Ruta Czaplińska wspominała "Marysię": "Mimo, że w procesie dostała tylko dwa lata i była ułaskawiona przez Bieruta (mogła być natychmiast zwolniona), nie chciała opuścić więzienia. Cały czas była namawiana na wyjście z obietnicą zwolnienia pozostałych aresztowanych. Ale ona uparcie trwała przy swoim. Wyszła wreszcie parę miesięcy potem i swoją walkę prowadziła już na wolności, wierząc, że będzie mogła więcej osiągnąć. Prowadziła liczne pertraktacje z Ministerstwem Bezpieczeństwa Publicznego, przypominając bezustannie o wszystkich przyrzeczeniach wypuszczenia na wolność ujawnionych osób, wymieniając wszystkich z nazwiska".

Emilia Malessa domagała się po prostu dotrzymania słowa honoru, które dał jej Józef Różański. Zabiegała o wizytę
u Bieruta, pisała listy do ministra bezpieczeństwa publicznego Stanisława Radkiewicza (obszerny memoriał pozostał bez odpowiedzi).

Na wiosnę 1948 r. listy z nazwiskami aresztowanych i okolicznościami ich ujawnienia wysłała też do placówek dyplomatycznych. Świat jednak milczał. Prócz interweniowania u władz, "Marcysia" pomagała też aresztowanym i ich rodzinom. Odwiedzała koleżanki z celi, wysyłała paczki. Świadczyła na rzecz swoich kolegów z konspiracji, zeznając z wolnej stopy podczas ich procesów. W kwietniu 1949 r. Malessa napisała list do Różańskiego: "Po wyczerpaniu na przestrzeni trzech i pół lat wszystkich środków dla uzyskania zwolnienia pozostałych ujawnionych, donoszę Panu Pułkownikowi, że od 9 kwietnia podjęłam głodówkę [przechodnie na ul. Rakowieckiej widzieli ją skuloną pod więziennym murem - TMP], jako ostatni
z mojej strony akt protestu przeciwko niedotrzymaniu umowy dotyczącej akcji ujawniania WiN i grupy »Liceum«. Mając za sobą wypełnienie wszystkich obowiązków wobec mego kraju w okresie okupacji oraz w pierwszym okresie niepodległości przez dokonanie aktu ujawniania, mam niewątpliwie prawo oczekiwać od władz bezpieczeństwa, a w szczególności od Pana Pułkownika jako głównego inicjatora akcji ujawniania, decyzji, która zapobiegnie mojej śmierci
i dalszemu więzieniu lojalnie ujawnionych wobec państwa ludzi".

Bezsilna, obarczona poczuciem winy, bojkotowana i odrzucona przez część środowiska byłych żołnierzy Armii Krajowej, które oskarżało ją o zdradę i "wsypanie" kolegów, 5 czerwca 1949 r. popełniła samobójstwo. Miała 40 lat.

krukowski

za http://www.ponury.com/marcysia.html , autor Paweł Kubiak