Z historii lecznictwa na Kresach
Rodzinne strony Marcina Poczobuta, królewskiego astronoma, porzucamy chyba ze smutkiem – pamięć tutaj przegrała z czasem. Niestety, prosty lud zna wieś nie z tego, że obok był dwór, w którym urodził się znakomity uczony, a z tego, że na początku XX wieku mieszkała tu babcia lecząca okoliczny lud z wszelkich chorób ziołami i modlitwami przy zapalonej świecy. Nazywaną ją znachorką ze Słomianki. Chyba coś w tym było, bo nawet po jej śmierci przez jakiś czas ludzie jeszcze przyjeżdżali, przychodzili albo i przyczołgiwali się do tej wioski z nadzieją na cud.
Ziemia między Niemnem a Dnieprem nie szczędziła mieszkańcom chorób. Zbyteczna wilgoć nie chroniła stawów, a raczej groziła reumatyzmem. Zęby tak samo padały ofiarą paradontozy i próchnicy. Serce i naczynia krwionośne były zagrożone w znacznej mierze tymi samymi nałogami, co dzisiaj. Bagienny klimat znacznej części Wielkiego Księstwa Litewskiego działał niekorzystnie na płuca, na szczęście tabaki używano bardziej do wąchania niż do palenia. Choroby żołądka i jelit, wątroby i nerek były spowodowane sposobem żywienia, jakością wody, złą odzieżą i obuwiem oraz warunkami mieszkaniowymi.
Prawdziwą zmorą były jednak epidemie. Według obliczeń W. Gryckiewicza, autora książki "Z pochodnią Hipokratesa", w XVI-XVIII w. nie mniej niż 81 razy obecne ziemie białoruskie nawiedziły epidemie. Często były przynoszone przez żołnierzy różnych armii, idących tędy w różnych kierunkach. Jako przykład możemy przypomnieć lata 1497, 1570, 1580, 1610. 1654, 1709, 1710 i 1717, kiedy to choroby zakaźne zdziesiątkowały lud na Litwie i Rusi Białej. Szczegółowe dane wyglądały tak: Nieśwież – od morowego powietrza w 1625 r. umiera pół tysiąca osób; w 1708 r. Nowogródek traci połowę swych obywateli; Grodno jesienią 1710 r. staje się prawie puste w rezultacie epidemii przyniesionej przez wojska rosyjskie i szwedzkie. Walka z morowym powietrzem już w średniowieczu zaczynała się od osobistej higieny i utrzymywania w czystości własnych podwórek, wiosek i miast. Jednym ze sposobów dbania o higienę była łaźnia.
W średniowieczu w Wielkim Księstwie Litewskim nie istniała, rzecz jasna, państwowa służba medyczna, dlatego też przy klasztorach, kościołach i siedzibach magnackich zaczęto budować szpitale, w których kalecy, osoby starsze, niedołężne i schorowane otrzymywały opiekę i leczenie. Chyba pierwszy taki szpital na Grodzieńszczyźnie został zbudowany w Zelwie w 1508 roku. Według wspomnianego już autora książki, pana Hrynkiewicza, w obrębie dzisiejszych ziem białoruskich od XVI-XVIII w., czyli w czasach Rzeczypospolitej, naliczono ponad 350 szpitali. W Grodnie, na przykład, szpital zbudowali i obsługiwali bonifratrzy, którzy otoczyli opieką biedny lud z bruków miejskich ulic. Leczeniem w szpitalach w Szczuczynie (od 1753 r.) i Nieświeżu (w 1786 r.) zajmowały się siostry miłosierdzia. Za czasów starosty Antoniego hr. Tyzenhauza szpital w Grodnie był oceniany jako najlepszy w Księstwie, dzięki pracującemu tam Gilbertowi, francuskiemu uczonemu na służbie polskiej.
Lekarstwa w tych czasach kosztowały dużo. Na początku aptekarz sam je przygotowywał i sam leczył. Medykamenty kupowano w aptekach, do których dostęp stawał się coraz szerszy, lub u olejkarzy roznoszących różne zioła, maści, korzenie. Z czasem popularne stają się apteki jezuitów. Taka apteka w Grodnie działała od 1687 r. Zakładano je zazwyczaj koło klasztorów, kościołów lub rynków, czyli w najbardziej uczęszczanych miejscach miasta. Dodajmy jeszcze, że w czasach przedrozbiorowej RP w aptekach przygotowywano nie tylko lekarstwa, ale i trunki mocne - nalewki, likiery, miód. Lecznictwem zajmowali się również cyrulicy, którzy i brody golili, i pijawki stawiali, i krew puszczali.
[]