Leona Kozłowskiego wspomina Maria Supryn, autorka znakomitej książki "Archeologia zamku w Janowcu" (2008, s. 9-10):
"2 lipca 1975 zamek ożywił się i zapełnił ludźmi. Wśród nich byłam i ja. Powód był niecodzienny. Zamek zmieniał właściciela. Otóż z rąk prywatnych, w imieniu Państwa, wykupiło go Muzeum Kazimierza Dolnego. Rozpoczęła się właśnie uroczystość symbolicznego przekazania kluczy. Stoły rozstawione były na wielkim dziedzińcu. Na honorowym miejscu w fotelu, pod parasolem przeciwsłonecznym siedział p. Leon Kozłowski, obok niego, reprezentujący nowego właściciela, dyrektor Muzeum Jerzy Żurawski, władze Janowca, ksiądz proboszcz, zaproszeni goście. Na trawie w strojach ludowych siedziały panie spiewające piosenki ludowe. Stoły były zastawione, czym? - zapamiętałam maliny. Było uroczyście, podniośle, po słowach p. Żurawskiego skierowanych do Kozłowskiego - serdecznie, gdy doszło do do przekazania symbolicznego klucza - wzruszająco. Biesiada zbliżała się ku końcowi. Goście zaczęli się już rozchodzić. Wtedy dostrzegłam p. Kozłowskiego, ktory w tym momencie zupełnie sam, siedział na krześle w cieniu, pod krzakiem zarośli. Elegancko ubrany na tę uroczystość, wyprostowany, jedną dłonią wspierał się na lasce, drugą, bodajże, przytrzymywał na kolanie kapelusz. Patrzył prosto przed siebie, na mury zamku. Ale był jakoś dziwnie nieobecny. Na pewno w sprawie zamku dokonał przed chwilą posunięcia najbardziej racjonalnego z możliwych, ale co wtedy czuł? Ten obraz ogromnie mnie poruszył i pozostał w pamięci."
Panią Marię Supryn poznałem w zeszłym roku, podczas mojego krótkiego pobytu w Janowcu. To ona zaprowadziła mnie na grób Leona Kozłowskiego i to dzięki niej mogłem zajrzeć do księgi pamiątkowej, do której wpisałem się górnolotnie w 1974 roku. Tak bardzo pragnąłem ten wpis zobaczyć! Owa księga, założona przez "księcia pana" chyba jeszcze w latach dwudziestych, to jest, trzeba przyznać, wielka osobliwość. I któż się też do niej nie wpisywał?! Jacyś arystokraci (hrabia von Norden z Berlina), Żydzi, hitlerowcy, AK-owcy, sowieci, funkcjonariusze UB, księża, mininistranci, jacyś "dwaj koledzy Stachy", zwolennicy i przeciwnicy reżimu ("Precz z Moskalami!"). Jeszcze przed wojną pewien malkontent napisał: "Po co tu te narty i ten kask afrykański. Wołowicz". Zapamiętałem też piękny wpis z czasów stalinowskich: "Uczcie się młode pokolenia szanować tradycję i historię Polski Bezprzymiotnikowej. 3 VIII 52". Ale karty z moim wpisem nie było. Musiała wypaść i przepadła. Bywa!