Fragment rozmowy o. Piotra Kycia z o. Włodzimierzem Łozińskich pokazuje jak w Malinie Polacy odzyskali kościół i plebanię. Rozmowa była przeprowadzona w 2005 roku. O. Włodzimierz Łoziński wspomina:
Na Ukrainie mam swoich krewnych. Pod koniec lat 80 wyjeżdżałem tam i spędzałem wakacje. Od tego czasu każde wakacje spędzałem w Żytomierzu i okolicach. Zgłaszałam się do Żytomierza i tu dostawałem dyspozycję, kiedy i gdzie mam jechać. Wyznaczano też dyskretną osobę, która prowadziła mnie lub wiozła gdzie była potrzeba. Odprawiałem tam Mszę Świętą, udzielałem sakramentów, w tym regularnie sakramentu pokuty. Czasem jednego dnia byłem w kilku miejscach z podobna posługą. W czasie jednych z kolejnych moich wakacji na Ukrainie zmarł ks. Stanisław Szczypta, proboszcz w Żytomierzu. Ówczesny wikary ( obecnie biskup) został wówczas proboszczem. Zaczął mnie wysyłać regularnie w teren z posługą duszpasterska, zaczęły się bowiem zmniejszać restrykcje wobec Kościoła. Ks. Purwiński znał tereny na których mieszkali moi krewni i tam mnie często wysyłał, a ja chętnie jeździłem. Tam właśnie w Buczkach przed upadkiem komunizmu , przewodnicząca kołchozu poleciła rozebrać kościół zbudowany z cegły, a cegły wykorzystać do budowy obory. Wybudowaną oborę z cegły z kościoła można jeszcze do dziś oglądać.
Z początkiem lat dziewięćdziesiątych o. Wł. Łoziński uzyskał pozwolenie przełożonych i przeniósł się na Ukrainę na stałe. W 1991 roku po krótkim pobycie w Żytomierzu przeniósł się do Malina. Wspomina:
Malin przed wojną była to największa parafia miedzy Kijowem a Żytomierzem. Miała tu miejsce siedziba dekanatu. Ludzie pamiętają jeszcze słynne organy w tym kościele. Obecny kościół jest z 1882 roku.
Do dzisiejszego dnia jest tam duże skupisko Czechów. Są tam od trzech pokoleń. Przydzielono im dawniej lasy, które mieli karczować i uprawiać. Byli jednak zmuszani do przyjmowanie prawosławia. Stanowili oni potężną grupę etniczną, byli solidni i pracowici. Za czasów komunistycznych mieli własną szkołę, jeszcze dzisiaj rozmawiają e sobą po czesku. Do dziś też stanowią większą część parafian. W Malinie byli też Niemcy i Żydzi. Są tam cmentarze niemiecki i żydowski. Polacy byli w Malinie i okolicach. Kościół był polski, a wokół niego polski cmentarz. Do dziś jest cmentarzem parafialnym.
Początkowo Msza św. Była odprawiana na cmentarzu lub w mieszkaniu czeskiej rodziny, u której później zamieszkałem, z posługą duszpasterską przyjeżdżał ks. Jan Purwiński z Żytomierza, lub ks. Jan Kraparz z Kijowa. W czasie „odwilży” wierni dostali od kołchozu suszarnię – szałas, którą w miarę możliwości uporządkowano. Kołchoz za to dal wiernym dość duży plac pod kościół. Zaczęto myśleć o budowie świątyni. Ks. Aleksander Milewski, wikary z Żytomierza, zasugerował jednak ludziom, aby nie stawiali nowego kościoła, ale by upomnieli się o oddanie budynku kościelnego, który zajmowała szkoła. Zaczęto od zbierania dokumentów i podpisów ludzi. Dotarliśmy do Archiwów , aby znaleźć dokument własności. W kościele była urządzona sala sportowa, a również magazyn na zbędne rzeczy. Wokół kościoła był prawdziwy śmietnik. Dyrektor szkoły był bardzo przeciwny oddaniu budynku kościelnego. Ludzie zaczęli natomiast coraz śmielej przypominać, ze wokół kościoła był cmentarz, wskazywali nawet dokładnie miejsca gdzie byli pochowani ich rodzice, krewni, księża. Na tych miejscach składali kwiaty, a także na oknach budynku kościelnego i pod drzwiami. Przed drzwiami kościoła odmawiali różaniec. Po długich staraniach wyrażono zgodę na odprawianie Mszy św. w budynku kościoła w niedzielę o godzinie 10. Pierwsza Msza św. w już całkowicie odzyskanym kościele została odprawiona 3 listopada 1991 roku o 14 –tej. Kościół jeszcze przed poświeceniem był własnymi siłami remontowany, zmieniono elektryczność, pomalowano wnętrza. Na Ukrainie wszystko było wtedy na kartki. Kiedyś pojawiły się w sklepie krzesła. Mimo, że w Malinie jest dobra fabryka mebli było to niezwykłe. Okazało się, że można kupić cztery krzesła na osobę na kartki. Szybko poinformowałem parafian, a ci przyszli z kartkami i wykupili wszystkie krzesła z myślą o kościele.
Boje o oddanie budynku plebani trwały dwa lata. Próbowano twierdzić, ze budynek w przeszłości nie był plebanią, ale domem rodzinnym jakiegoś pisarza. Udało się jednak zdobyć w archiwum w Żytomierzu odpowiednie dokumenty pisemne i zdjęcia świadczące o własności kościelnej budynku. Plebanie oddano bardzo zdewastowaną. Oświadczono, że ma służyć jako pomieszczenie dla księży i dla szkoły języka polskiego dla dzieci i dorosłych.
Posługa duszpasterska o. Łozińskiego obejmowała wiele mniejszych i większych miejscowości w okolicach Malina. W każdą niedziele bywał w Potijówce ( 30 km od Malina), gdzie kaplica była przerobiona ze starego sklepu, a mieszkańcy to głównie przesiedleńcy ze strefy czarnobylskiej i to zasadniczo wdowy. Co dwa tygodnie jeździł do Huty Potijowskiej, gdzie Mszę św. sprawował w prywatnym mieszkaniu. Z różną częstotliwością jeździł do takich miejscowości jak: Horbuliw, Łuki, Klitnice, Buczki, Wyrzew, Szczerbatiwka i Eliwka. Spędził w Malinie 10 lat i tam obchodził 20 lecie kapłaństwa. Po opuszczeniu Malina pracował krótko we Lwowie i Haliczu. Przełożeni zaniepokojeni stanem Jego zdrowia polecili powrócić do kraju. Po powrocie do zdrowia zamieszkał w Kalwarii Pacławskiej, gdzie i tu służy pomocą pielgrzymom i turystom z Ukrainy.