Dowodzący organizującymi się na nowo oddziałkami Cieleckiego (Orlika), Czarlińskiego i Gasztowtta, major Leneizo, stał dnia 10. października nad Działdówką w pobliżu Gałomina, mając prócz wspomnianych oddziałków także Cichorskiego, razem 300 piechoty i 60 ułanów. Tutaj zaatakowała go kolumna Kuleszowa, składająca się z 1 1/2 roty piechoty i pół szwadronu ułanów. Dzięki męstwu przedniej straży, złożonej z 32 ludzi z oddziału majora Orlika pod dowództwem Karola Millera, moskale, którzy cicho podsunęli się pod obóz, me zastali powstańców nieprzygotowanych. Uszykowawszy się do boju major Orlik otworzył ogień w las, skąd ukazywać się począł nieprzyjaciel, wkrótce jednak zaprzestał strzałów, widząc ich bezskuteczność. W kilka chwil potem ułani z kozakami przypuścili szarżę z tym skutkiem, iż całe lewe skrzydło oddziału bez wystrzału haniebnie pierzchnęło z pola, mimo wysiłków dowódcy i oficerów. Przeszedłszy przez rzekę i zebrawszy jako tako oddział, dowódca widząc zupełne rozprzężenie w szeregach, cofnął się w las, gdzie ocalił resztki skołatanego oddziału z którym zapuścił się w powiat lipnowski. Straty tego dnia wynosiły 60 zabitych i rannych, nadto kilkunastu w bezładnej ucieczce wziętych do niewoli. Ocalenie reszty zawdzięczali powstańcy męstwu Karola Millera i jego oddziału, który przy przeprawie przez mostek, sam prawie wytrzymywał parcie moskali, jakoteż dzielności oficerów Orlika i Gasztowtta. Moskale stracili tylko 7 ludzi, między którymi 1 oficera. Zameczek zaraz na początku walki ze swoim oddziałem, zajmującym prawe skrzydło, zrejterował.