Rudowski nie przestawał niepokoić wojska, zatrzymywał dyliżansy, przejmował poczty, a gdy przeciw niemu wyruszyły wyprawy, przepadał gdzieś jak kamień w wodę. O nim nie mogli moskale dostać języka, gdyż wszyscy wiedzieli, jak okrutny los czeka zdrajców. Mimo to, po kilku nieudanych wyprawach major Tichockij, wysłany z Radomia z ruchomą kolumną, dnia 16. listopada spotkał się z Rudowskim w lasach opoczyńskich, wyparł go stamtąd i pędził do miasteczka Solca, przez kraj górzysty, poprzerzynany parowami, na przestrzeni 250 wiorst. Stanowczego jednak rezultatu nie osiągnął. Część oddziału Rudowskiego w ucieczce rozproszyła się, on sam zaś z resztą oddziału przeprawił się przez Wisłę do województwa lubelskiego.