W nocy z 24. 12. na 25. 12. stojąc w Gułowie koło Adamowa z eskortą swoją i jazdą majora Lutyńskiego, razem w 240 koni, generał Kruk otrzymał wiadomość, że moskale, idąc z Siedlec w sile 2 rot piechoty, 4 szwadronów ułanów i 2 secin kozaków, 50 dragonów i oddziału rakietników maszerują przeciw niemu, nie mając dostatecznych sił do odparcia nieprzyjaciela, opuścił o godz. 7. z rana 25. 12. Gułów w kierunku Kocka, w zamiarze przerzucenia się przez Wieprz. Ledwo powstańcy opuścili wieś, już moskale zdążyli podejść do zabudowań dworskich, z któremi rozpoczęli walkę na armaty. Wysławszy naprzód furgony i zabezpieczywszy się silną aryergardą ruszył Kruk kłusem przez las ku Charłejowu. Dwór gułowski, podpalony przez moskali, stał w płomieniach a za oddziałem powstańczym pędzili kozacy. Rozstawiwszy plutony Lutyńskiego na skrzydłach, cofał się Kruk dalej w porządku, wzmocniony w trakcie cofania się przez oddziały Pogorzelskiego i Grzymały w sile 160 koni. Przeprawa przez mosty i wsi oraz luzowanie rezerw odbywało się w dobrym porządku jak na niewyćwiczoną kawaleryę powstańczą. Porządek ten jednak nie dotrwał do samego Kocka, gdzie Kruk zamierzał zmienić front i stawić czoło ścigającym. Już o 3 km. od Kocka, koło Białobrzegów, pułkownik Grzymała, nie mogąc się utrzymać wobec kozaków i ułanów zabierających się do szarży, zażądał posiłków i wnet rozpoczęła się walka kawaleryi. Rezerwy nie dopisały i nie rozwinęły się na komendę Kruka, a szarża ułanów moskiewskich zmieszała szyki powstańcze. Wówczas kilku oficerów, stanąwszy przed szeregami, wezwało ochotnika do szarży i rzucili się na moskali, ale i ci nie ociągali się. Dopuściwszy szarżujących na 80 kroków, rzucili się do ataku i — powstańcy pierzchnęli w nieładzie. Popłoch raz rzucony nie dał się powstrzymać. Sformowane po obu skrzydłach plutony, rzucając się w rozmaitych kierunkach, uchodziły równocześnie z innymi. Przed samem miastem dopiero, zbytnio napierani przez ułanów zdołali się im oprzeć krakusi. Rozpoczęła się walka na szable, a cięto nieźle, kiedy przeszło 30 koni ułańskich dostało się w ręce powstańców a na moście kilku kozaków zepchnięto do Wieprza. Dziwny ten rodzaj ucieczki, gdy przeciwnicy walczyli piersią o pierś tak blisko siebie, że trudność nawet sprawiało wywijanie szablami i rażono się rękojeściami, — przeciągnął się przez cały Kock i dopiero na drugiej wiorście za miastem już krokiem zwyczajnym zdążano ku Kamionce.
Powstańcy stracili pod Kockiem w zabitych i rannych 79 ludzi, ale daleko większe straty ponieśli w demoralizacyi żołnierza, którego 160 poszło w rozsypkę, najwięcej z oddziału Lutyńskiego. Moskale mieli około 70 zabitych, w czem główną liczbę stanowił szwadron ułanów, przerzedzony w czasie pościgu. Między rannymi Polakami było kilku oficerów, jak Grochowski, dobijany w Charłejowie z konia przez kozaka szaszką tak długo, aż sam kozak kulą rewolwerową nie został powalony na ziemię, dalej podpułkownik Pogorzelski, który wraz z pułkownikiem Grzymałą, rotmistrzem Rylskim i porucznikiem Dulębą na czele garstki żołnierzy sami z dobytemi szablami rzucili się na nieprzyjaciela. Ponadto odznaczyli się w tej walce kapitanowie Zdzisław Rojewski, Józef Domański, Leon Kossak, podporucznik Leon Rojewski, i podoficerowie Artur Trzebiński, W. Święcki i Wacław O., posunięci przez Kruka na podporuczników. Polegli nadto dwaj dzielni Krzyccy, ojciec i syn.
Po bitwie powstańcy zatrzymali się pod Wolą Serocką, a zrobiwszy następnie marsz forsowny szesnastu mil, pod Częstoborowicami rozdzielili się. Lutyński ruszył ku Urszulinowi, gdzie w tym czasie uwijali się Poniński, Wróblewski i Szydłowski.