[Tomisław Rozwadowski - pamiętnik]
Cały oddział manewrował, a raczej toczył się wzdłuż granicy galicyjskiej aż do miejscowości Wołczek koło Baranich Peretok, gdzie kończy się sucha granica, a Bug zaczyna stanowić ja między Galicją, a Wołyniem. Szczupły oddziałek naszej kawalerii zebrał się cały i maszerował razem
w porządku, ale z konieczności zupełnie biernie. Dotarłszy do Buga, a naciskany przez wojsko rosyjskie postanowił Komorowski po krótkiej naradzie ze swoimi sztabowcami wkroczyć na powrót do Galicji, wojsko rosyjskie w sile może dwóch tysięcy ludzi następowało, ale niezbyt gwałtownie, posługując się głównie artylerią, granica galicyjska była obsadzona wojskiem austriackim, które przechodzących powstańców chwytało i rozbrajało. Oddział robił wrażenie mrowiska, falującego tłumu, a nie jakiejś wojskowej formacji. Widząc taki bezład porwał się jakiś oficer kozacki na czele może 100 jeźdźców, zaatakować piechotę i zupełnie ją rozbić. Wtedy wpadł na kozaków z boku, szybko, nagle i z wielkim impetem Jan Obertyński z 40-ma jeźdźcami naszego oddzialiku, reszta została w odwodzie dla pomocy w razie potrzeby. Niespodziewany atak zmieszał kozaków, zaczęli uciekać, nasi ścigali ich z półtrzecia kilometra, zrąbali kilkunastu i wrócili bez straty, wstrzymywani przez komendanta, żeby nie wpaść wpośród znaczniejszych sił rosyjskich.