Jeden z serii małych wypadów pikiet wysyłanych przez Padlewskiego. Pięcioosobowy konny patrol, pod dowództwem Benedykta Teresińskiego, miał za zadanie przejęcie kasy podleśnictwa w Udrzynie koło Broku. Wracając wpadli pod Feliksowem w zasadzkę kozacką. Teresiński zginął. Jednemu z oddziału - Ludomirowi Benedyktowiczowi zabito konia, co spowodowało że musiał uciekać pieszo do lasu ostrzeliwując się. W chwili, gdy złożył broń przy oku do strzału, nieprzyjacielska kula trafiła go w lewą rękę, strzaskała obie kości i ugodziła w bok. "Padłem omdlały na ziemię i długo leżałem bezprzytomny. Do odzyskującego powoli czucie i pamięć, lecz bezsilnego i o wyglądzie trupim, przystąpili plądrujący pobojowisko moskale i zadali mi kilka pchnięć bagnetem w rękę prawą — ot tak — dla pastwienia się nad bezbronnym. Następnie rzucono mnie w stronę trupów, których miano pochować w wspólnym grobie. Pod wpływem jednak nieopowiedzianego bólu i zimna, wróciłem po jakimś czasie do przytomności — ocalałem." Z pobojowiska, narażając własne życie wyniosła go właścicielka pobliskiego dworu Nepomucena Sarnowiczowa i ukryła u siebie. Ranną lewą rękę amputowano mu następnie na plebanii w Ostrowi Mazowieckiej w prowizorycznym lazarecie powstańczym. Aby zmylić prześladowców rozpuszczono pogłoskę o jego śmierci i usypano mogiłę, istniejącą w Kaczkowie do dziś. W Starym Kaczkowie stoi kapliczka, wg tradycji postawiona przez powstańca, który brał udział w patrolu, pozbawiony konia spadł i ukrył się w gęstej kępie tarniny - w ten sposób został ocalony. (Być może jest on tożsamy z Ludomirem Benedyktowiczem)