Na wiadomość o spaleniu Suchedniowa wysłał tam Langiewicz oddział Dąbrowskiego, który zajął dnia 3. 2. nad ranem ocalałe domy opuszczonego już przez Bentkowskiego miasteczka, Langiewicz zaś z resztą, złączywszy się z Czachowskim, postanowił wstrzymać pochód połączonych już kolumn moskiewskich,
wynoszących razem 7 rot z dwoma działami i 2 szwadrony dragonów oraz secinę kozaków, 2 bowiem roty pozostały w Milicy dla osłony taboru. Langiewicz obsadził głębokim wąwozem ciągnący się od Parszowa gościniec z prawej strony batalionem kosynierów Moreau z lewej batalionem Czachowskiego, razem 600 ludźmi, sam zaś zajął z pozostałymi 400 ludźmi wylot wąwozu pod samym Wąchockiem. Zrazu szczęście było po stronie powstańców, gdyż oddział Czachowskiego dzielnie wstrzymywał prącą ku Wąchockowi kolumnę, broniąc wąwozu. Wtedy Mark, zasłaniając się od Czachowskiego łańcuchem tyralierów, całą siłą począł przeć na kosynierów Moreau. Gdy kosynierzy, z winy dowódcy swego Moreau, zachwiali się i poczęli pierzchać, Langiewicz, w obawie zupełnego rozbicia, rozpoczął odwrót w porządku ku Bodzentynowi. Moskale tymczasem wpadłszy do Wąchocka, zrabowali miasto, poczem wrócili ku Milicy. Marek, w drodze zdawszy część kolumny Zwierowowi, d. 6. (?) 2. stanął w Radomiu.
Między poległymi znajdowali się dowodzący kompaniami kosynierów oficer Kozicki oraz Karol Ziembiński, który głównie przyczynił się do zwycięstwa nad dragonami pod Bzinem. Moreau, który złą komendą spowodował zachwianie się kosynierów, oddany został pod sąd wojenny, ranny był Prędowski, dowodzący jazdą.