Przez Bodzentyn, gdzie zabrał ze sobą oddział Dawidowicza, ruszył Langiewicz na południowy stok Łysogór, i tam zajął dwie pozycye: u podnóża gór, koło Słupi Nowej rozłożył się Czachowski, drugą na szczycie gór, na Św. Krzyżu obsadzajac klasztor pobenedyktyński 50 kosynierami i 30 strzelcami. Na tych pozycyach pozostał Langiewicz przez kilka dni, zbierając rozproszonych podczas walk wąchockich ochotników i organizując na nowo swe siły. Przeciw Langiewiczowi, który wówczas miał przeszło 1000 ludzi, wyruszyli Gołubiew z 6 rotami i 60 kozakami oraz Czengiery z 5 rotami i 2-ma działami, półszwadronem dragonów i przeszło 50 kozakami. Pierwszy dotarł do stoku gór Czengiery o godz. 9. z rana. Rozdzieliwszy siły swe, wysłał Czengiery dla zaatakowania klasztoru z dwiema rotami podpułkownika Sorniewa, prowadzonego przez chłopa wązką drożyną na szczyt gór, sam zaś_ Czengiery z resztą swej kolumny zaatakował Czachowskiego pod Słupią Nową.
Zaskoczona znienacka załoga klasztoru zoryentowała się szybko i rzęsistym ogniem wstrzymała na chwilę zapęd moskali, aż nie nadbiegł z dołu wysłany przez Langiewicza batalion strzelców i kosynierów, który gęstym ogniem począł prażyć moskali. Tymczasem na dole moskale z armat i rotowym ogniem uderzyli na artyleryę powstańczą i na obóz, który się zapalił. Strzelcy, dopuściwszy nieprzyjaciela na odległość strzału, rozpoczęli ogień: kapitan i kilkunastu kozaków spadło z koni, reszta uciekła. Wówczas Langiewicz zajął dogodną pozycyę pod lasem, skąd strzelcy skutecznie razili , wroga. Po zapaleniu się obozu, moskale wpadli do Słupi Nowej, gdzie nie było powstańców, lecz tylko odwach z 8 więźniami i tych pomordowali, między nimi oficera Moreau, aresztowanego przez Langiewicza po bitwie pod Wąchockiem.
Walka trwała ogółem 4 godziny, szczególnie zaś zaciętą była na górze. Z powodu dogodnej pozycyi w klasztorze i pod lasem, straty powstańców były mniejsze niż moskali: 18 zabitych, prócz wymordowanych w Słupi Nowej.
Wśród poległych pod Św. Krzyżem był młody Dobrycz i Gustaw Lazzarini. Nazajutrz Langiewicz opuścił Św. Krzyż i udał się przez Raków do Staszowa.
Chłop, sołtys z Krajnego, z którego usług skorzystali moskale już przed 20 laty, przysłużył się był moskalom, wydając im ks. Ściegiennego. Tym razem moskale wywdzięczyli mu się podobno zakłuciem bagnetami.