We folwarku Szydłowinie 16 konnych, jadących za rekwizycyami, zatrzymało się we folwarku obywatela Szydłowskiego, Szydłowinie przy Patrykozach. Zmęczeni rozłożyli się na spoczynek w oborze. Naprowadzeni wieczorem kozacy wysłani z Węgrowa w znacznej liczbie, oborę ze wszystkich stron podpalili; jeden tylko wypadł strzał z płomieni, poczem zażądali moskale poddania się i złożenia broni, który to warunek pod grozą spalenia się powstańcy przyjęli i z ufnością bezbronni wyszli z płomieni. Wtedy kozactwo z dzikością rzuciło się na nich i 2 zamordowało, w tem dowodzącego oddziałkiem Józefa Żukowskiego, a 3 strasznie poraniło, jeden zaś spalił się. Z ranionych Burzyński, rymarz, i Lewandowski, mieszczanin z Mokobod, niebawem umarli.
[Wiadomości z pola Bitwy 20.3.1863]
W folwarku Szydłowinie, majętności s. p. Jenerala Szydłowskiego /Teodor Szydłowski, zm. 8.1.1863 - przyp GP/, w obw. Siedleckim, dnia 4 marca 16-tu konno uzbrojonych ludzi mających jak się zdaje zamiar połączyć się z większym oddziałem, schronili się do obory. Nad wieczorem naprowadzeni w znacznej liczbie kozacy oborę tę naprzód ze wszystkich stron podpalili. Jeden tylko strzał i to nieszkodliwy wypadł z ogarniętego płomieniem zabudowania; poczem kozacy zażądali poddania się i złożenia broni, który to warunek pod zagrożeniem spalenia się przyjętym został. Rozbrojeni, bo wszystką broń przez okna obory wyrzucili, z ufuością wyszli z płomieni; gdy w tejże chwili kozactwo z najdzikszym krzykiem rzuciło się na nich i poczęło mordować: 12 zostało zabitych, 3 najstraszliwiej poranionych, jeden się spalil. Ciała zabitych miały po kilkanaście pchnięć pikami, przytem popłatane piersi i brzuchy, poszarpane wnętrzności, porąbane członki, przecięte gardla. Z ranionych: Burzyński rymarz i Lewandowski, mieszczanin Mokobod, mając porąbane czaszki, że mózg był widoczny, bez żadnego opatrzenia i religijnej pociechy wkrótce umarli; Własek włościanin dłuższe cokolwiek obiecywał życie. Kozactwo dopełniwszy mordów, cały folwark zapaliło i zniszczyło do szczętu, a zabitemi i rannemi folwarczne wozy napakowawszy, z temi trofeami jak również ze zdobytemi końmi i bronią wyruszyło do Siedlec. Tam na ich spotkanie wyszedł Jeneral moskiewski Drejer z całym swoim sztabem i z carskim fligiel-adjutantem Hołowińskim, a wskazując na pomordowanych, wołał: „Takich czynów mi potrzeba, takich; dziękuję wam bracia!" i zaraz jednemu kozakowi darował konia