Dnia 2. marca stanął Langiewicz obozem w Pieskowej Skale, aby dać odpoczynek znużonemu kilkudniowymi marszami żołnierzowi. Tutaj następnego dnia sekretarz Langiewicza, Tomczyński, wręczył oficerom nominacye generała. Trzy kolumny maszerowały przeciw obozowi polskiemu: ks. Szachowskoja, Medeni i Stolzenwalda Pierwszy podsunął się pod Pieskową Skałę idący od Olkusza Meden, którego forpoczty starły się z ułanami Jeziorańskiego pod Sułoszową, i niebawem rozpoczęła się walka kolumny Medena z całym oddziałem Jeziorańskiego a Czachowskiego z Szachowskojem, który na odgłos strzałów przybył szybko od strony Wielmoży. W zamku hr. Mieroszewskiego i na górze dłuższy czas bronili się strzelcy Grudzińskiego, na dole kosynierzy, dowodzeni przez Piórę i Dąbrowskiego, spędzali z pola piechotę moskiewską. Ostatecznie jednak Langiewicz przed połączonemi silami moskiewskiemi, nie ścigany, podążył ku Skale, podczas gdy moskale rzucili się na starożytny zamek, niszcząc go i mordując kilka znajdujących się w nim jeszcze osób.
[Ziel.][Lucjan Dunin Wolski]...maszerując i przedzierając się przez wojska i placówki moskiewskie, dotarliśmy się do Pieskowej Skały i sztab pomieścił się w zamku, zaś 200 koni pod dowództwem Figiettiego, rotmistrza
Prędowskiego i porucznika Józefa Wolskiego, pomieszczenie znaleźli w owczarni, piechota zaś w lesie.
Było to pod wieczór. Zmęczeni legliśmy pokotem koło swych koni i zasnęli snem tak silnym, jakim jeno młody, a znużony spać może. Czy wadliwe rozstawienie pikiet, czy też takowych nie było, tego sprawdzić niepodobna, jednem słowem niedołęstwo.
Moskale podeszli cichaczem pod samą owczarnię, w której zażywaliśmy snu i zaczęli wrota główne, na zewnątrz opierające się, balami i drągami podpierać. Prawdopodobnie chcieli potem owczarnię podpalić i zrobić z nas pieczeń. Szczęściem jednak, ze jeden z naszych wyszedł, bo drzwi było kilkoro i zauważywszy kogoś chyłkiem uciekającego, ujrzał Moskali podpierających wrota. Więc wraca co prędzej i budzi jak najciszej. Wybiegliśmy tylnemi wrotami dalej do zamku, by dać znać co się stało...
A tu z jednej i z drugiej strony lecą na nas kule z ręcznej broni. Szczęście, że to było w ciemną noc, więc straciliśmy tylko dwóch kolegów. Zrobiwszy w zamku alarm, uciekliśmy ze sztabem do pobliskiego lasu, mając na czele wodza naszego Langiewicza.
Moskwa wpadła do zamku, zrabowała takowy i wykłuła tych wszystkich, którzy uciec nie zdołali.