Główne siły sprzysiężonych w Lubelskiem koncentrowały się w okolicy Lublina. Wojewódzki Lubelskiego, Gregorowicz, patron trybunału, postanowił nie atakować Lublina z powodu silnej załogi, natomiast zamierzał uderzyć na Lubartów i tam też poprowadził oddział zebrany pod Lublinem Krzymowski, geometra komisyi skarbu. Od strony Kozłówki zaś szedł oddział Ignacego Jasieńskiego.
W Lubartowie stała rota wołogodzkiego pułku pod komendą kapitana Tura, Polaka, oraz artylerya, rozkwaterowana po domach, działa znajdowały się w szopie poza miastem. Powstańcy, których zebrało się około 400, postanowili wprzód wziąć owe działa. Sprzątnąwszy straże, nie mogli jednak armat zabrać, gdyż były łańcuchami przymocowane do ścian. Chcąc przynajmniej zniszczyć broń artyleryi, postanowiono podpalić szopę, ale nim zamiar ten zdołano wykonać, już moskale, zaalarmowani, wyruszyli przeciw powstańcom. Ogień rotowy odpędził bezbronną prawie gromadę, która, zostawiwszy 5 rannych, ratowała się ucieczką, Tur zaś nad ranem ruszył niezaczepiany już do Lublina, zabierając kilku jeńców z których trzech: Barszczewskiego, Błońskiego i Kochańskiego stracono w Lublinie 4. lutego.