W Zaborowskich lasach zaczął się formować oddział pod dowództwem
Walerego Remiszewskiego. Zjawiwszy się tam 12. kwietnia, licząc dopiero 240 ludzi, w czem znaczną część włościan i zacząwszy się dopiero uzbrajać, napadniętym i otoczonym został Remiszewski 14. kwietnia o godzinie 2. popołudniu, przechodząc przez Budy Zaborowskie. Oddział znajdował się właśnie na krańcu obszernego wycinku lesistego, mającego pół kilometra szerokości i 2 kim. długości, kiedy po wystrzale swej pierwszej pikiety, od której padło 2 kozaków, ujrzał się otoczonym : z tyłu od gęstej olszyny, za którą ciągnęły się bagna i z lewego skrzydła ukazali się kozacy i huzarzy, od przodu, gdzie ciągnął się wielki, ale rzadki las, zdążała na wzgórze piechota moskiewska. Razem siły moskiewskie wynosiły przeszło 670 ludzi, pod dowództwem jenerała Kriidenera. Mniejsza połowa oddziału, gorzej uzbrojona, ocaliła się w części lasu zajmowanego przez piechotę, druga połowa, z Remiszewskim na czele, mężny i nieustraszony stawiła opór. W tej zaciętej i krwawej walce, w której każdy powstaniec przez kilku moskali osaczony, pojedynczo potykać się musiał, padł najpierwszy sam dowódca, położywszy przedtem wystrzałem z pistoletu oficera od huzarów. Moskale stracili 3 oficerów w tem kometa Remera i mieli około 50 zabitych i rannych. Po stronie polskiej 'zostało na placu 72 poległych i 9 rannych. Z pomiędzy tych 72 tylko 30 poległo, a inni byli ranni, lecz gdy w kilka godzin po ustaniu wszelkich strzałów, nadesłano 8 furmanek dla zabrania rannych i dania im pomocy i gdy te furmanki z rannymi już odjeżdżać miały, wówczas kozactwo, które dla obdarcia poległych przybyło, wpadło na nich i zbiwszy włościan furmanów pałaszami i batami, rannych z wozów wyrzuciło, naprzód ich zupełnie obdarło a potem wymordowało, w nieludzki sposób pastwiąc się nad nieszczęśliwymi. Każde z tych ciał, tak w boju poległych, jak później zamordowanych, miało po kilkanaście ran od wszelkiej broni. Jedna z furmanek z 9 rannymi ocalała. Konie od furmanek kozactwo jako łup zabrało.
Nazwiska niektórych poległych są: wymieniony już dowódca major Remiszewski, niegdyś wygnaniec, 17 ranami okryty, Budkiewicz Jan, adjutant dowódcy, urzędnik prokuratoryi i okręgowy w organizacyi narodowej, młodzieniec zasłużony i pełen nadziei, podpora osiwiałego ojca, Bachminski Stanisław, student Szkoły głównej, setnik w organizacyi narodowe], Pawłowski Wincenty, kotlarz z kolei żelaznej, Leman Karol z Warszawy, Pawłowski Piotr, pisarz prywatny z Warszawy, Kamiński Jan, ogrodnik z Macierzysza, który zabił kosą kilku moskali, Lisocki Wawrzyniec, stróż ze wsi Babic, Zaleski Adam, Gorączkiewicz Władysław, czeladnik stolarski z Warszawy, Sebdstyan Serafin, parobek z Odolan, Ratkowski Ignacy, ogrodnik, mechanik z fabryki ślusarskiej' z Warszawy, niewiadomy z nazwiska, Jaroszyński Edward, wyrobnik, Krauze Roman, pisarz prowentowy z Ożarowa, Ostrowski Antoni, Zaleszczyński August, urzędnik komisyi Skarbu, Kominek Antoni, syn kolonisty z Odolan, Weroniecki Józef, parobek z Bronisz, Klasztorny Adam, służący ze wsi Woli, Szewik Józef, syn kolonisty z Odolan, Jan, parobek z probostwa Babice, Wołkowski Franciszek, malarz z Warszawy, Bezler Edward, terminator kotlarski z Warszawy, Więckowski Ignacy, młynarczyk z Woli, Szymański Tomasz, ogrodnik z Woli, Durszyński Edmund, urzędnik Komisyi spraw wewn., Kuczyński, felczer od Jma Bożego, parobek wyznania mojż. Ciężkie rany odniósł Józef Szumański, który pierwszy drukował „Strażnicę".
[oprac. Maciej Saryusz-Romiszewski]O świcie, 14 kwietnia oddział powstańczy przebywał w pobliżu Puszczy Kampinoskiej, w Lipkowie, skąd , na wieść o niepowodzeniu akcji w cytadeli, wyruszył przez Truskaw w kierunku zwartego kompleksu leśnego zaczynającego się za miejscowością Buda Zaborowska. Dystans, wynoszący nieco ponad 8 kilometrów, powstańcy pokonali do godzin południowych. Nie śpieszyli się zbytnio, co wskazuje, że nie mieli świadomości bliskości oddziałów rosyjskich. Może też ich działania spowolniła niedyspozycja dowódcy, który cierpiał tego dnia na bardzo silny ból głowy. Tymczasem, Rosjanie, którzy jeszcze w nocy wyruszyli z Warszawy, po przejściu ponad 20 km i bezskutecznych poszukiwaniach „buntowników” w okolicach Opalenia i Lipkowa, przemaszerowali do Truskawia. Tam uzyskali informacje o prawdopodobnym miejscu pobytu polskiego oddziału. Wkrótce potem, na ślady powstańców natknął się zwiad konny dowodzony przez rotmistrza Iwanowa. Było to w pobliżu miejscowości Zaborów Leśny, przy skrzyżowaniu dróg prowadzących z Lipkowa i Truskawia. Powstańcy zajęli strategiczną pozycję obronną, wykorzystując znajomość ukształtowania terenu. Major Remiszewski wycofał z walki, słabiej wyszkoloną i uzbrojoną, grupę powstańców, polecając jej na własną rękę przedzierać się w głąb lasu, a na czele pozostałych około 150 piechurów i konnych stawił skuteczny opór Rosjanom. Sformował szyk „w szachownicę”, próbując wycofać swoje wojsko do pobliskiego lasu. Rosjanie, dysponujący w tej fazie bitwy jedynie kawalerią, nie mogli przełamać polskiej obrony. Sytuacja uległa dramatycznej zmianie po przybyciu głównych sił rosyjskich, w tym piechoty, oddział powstańczy znalazł się praktycznie w okrążeniu. Doszło do zażartej bitwy, której dokładne miejsce nie jest dziś precyzyjnie określone, ciągle czekając na szczegółowe badania archeologiczne. Ze sporą dozą prawdopodobieństwa, okolicę walk wyznacza jednak leśna mogiła, której pochowano ciała poległych Polaków. Różnie, zależnie od przekazu, podawana jest ich liczba, najczęściej waha się jednak około 72-76 zabitych. Poza nazwiskiem dowódcy, znamy 26 nazwisk poległych żołnierzy, a to dzięki ich opublikowaniu w „Wiadomościach z pola bitwy” (21.04.1863). Trzeba zauważyć, że powstańcy niejednokrotnie bywali chowani w bezimiennych mogiłach (jako N.N.), często brak jest także wpisów o ich zgonach w księgach parafialnych. Wynikało to po części z braku precyzyjnych informacji, ale też z chęci ukrycia personaliów ofiar, z uwagi na możliwe represje zaborcy, które nie omijały rodzin. Straty poniesione w bitwie przez stronę rosyjską były różnie podawane, najczęściej przyjmuje się je na 2-3 oficerów i około 20 żołnierzy. Po bitwie Rosjanie ruszyli w pościg za niedobitkami oddziału, kryjącymi się w puszczy. Na ogólną liczbę poległych Polaków, składają się więc nie tylko Ci, którzy padli w boju, ale także ranni, których miejscowi chłopi próbowali ewakuować na wozach i którzy zostali dobici przez kozaków, oraz schwytani jeńcy, niejednokrotnie bez pardonu wieszani (do dziś przetrwały relacje pozwalające wskazać miejsca tych egzekucji). Główne walki wygasły około godziny 14.00. Następnego dnia Rosjanie triumfalnie powrócili do Warszawy, prowadząc 11 jeńców.
Podobnie jak sam przebieg bitwy, także dokładne okoliczności śmierci majora Waleriana Remiszewskiego, nie są znane. Podawano sprzeczne relacje. Jedna z nich mówi, że na początku bitwy major i oficer huzarów, kornet Römer, wystrzelili do siebie z pistoletów, wzajemnie się zabijając. Ale, według innego przekazu, ranny major dowodził dalej w bitwie, aż do godziny około 13.30, kiedy to padł rozsiekany szablami i bagnetami. Po bitwie, na jego ciele naliczono 17 ran. Trofeum bitewne, kieszonkowy zegarek majora, przebity bagnetem, kapitan Procenko okazał carowi podczas audiencji w Petersburgu. Są też przekazy, według mnie jednak mniej wiarygodne, jakoby Walerian w obliczu klęski swego oddziału popełnił samobójstwo, a wreszcie, że ranny przeżył, został zabrany z pola bitwy przez miejscowego dziedzica i ukryty przed Rosjanami we dworze w Truskawiu, gdzie wkrótce zmarł z odniesionych ran. Ma tego dowodzić krzyż postawiony na skraju Truskawia, na miejscu hipotetycznej, bezimiennej mogiły dowódcy oddziału. Ta relacja pojawiła się jednak dopiero w 1981 roku, czyli prawie 120 lat po opisywanych wydarzeniach i nie ma odzwierciedlenia we współczesnych bitwie źródłach historycznych. Wydaje mi się nieprawdopodobne, by ten sam dziedzic Truskawia, który jakoby, w obliczu zagrożenia śmiercią, wskazał Rosjanom miejsce pobytu powstańczego oddziału, następnie ratował rannego majora, zabierając go z pola walki. Przeczą temu też wspomniane wyżej informacje, które wskazują, że po bitwie ciało Waleriana Remiszewskiego zostało przez Rosjan zidentyfikowane (podana ilość odniesionych ran, zniszczony zegarek). Jest jednak bezspornym faktem, że zgonu i pogrzebu majora nie odnotowano w księgach metrykalnych parafii w Zaborowie, ani też w innych, okolicznych, czy warszawskich parafiach. Na zawsze pozostanie więc pole do snucia domysłów i spekulacji.