W Grzybowej Górze oddział Kononowicza, dowodzony przez Ludwika Michalskiego (ponieważ Kononowicz oddalił się był z oddziału), spotkał się z kolumną moskiewską trzy razy liczniejszą. Ogień moskiewski wśród ciemnej nocy oświecił powstańcom drogę i ukazał z ilu mają do czynienia. Strzelcy na komendę Michalskiego rzucili się przez płoty wioski i za chałupami biegnąc, z za budynków zaczęli celnymi strzałami razić ściśniętą kolumnę nieprzyjacielską. Kapitan Michalski po ustąpieniu strzelców, mając plac otwarty do ataku, rzucił się wraz z ks. Agrypinem Konarskim z kosynierami do ataku. Z atakującego widząc się atakowanym, do tego z trzech stron masakrowany kosami, nieprzyjaciel zaczął się spiesznie cofać. Gdy zaś dowodzący podpułkownik padł raniony, cofanie to zamieniło się w bezładną ucieczkę do Radomia. Michalski zabrawszy broń po moskalach, wyszedłszy zwycięsko z rozprawy z trzykroć liczniejszym przeciwnikiem, szczęśliwie doprowadził oddział do Czachowskiego, do którego niebawem przybył także Kononowicz.