Cofnąwszy się z pod Piłowni ku Zubrowu, wrócił
Narbutt znowu do puszczy nackiej, tutaj wciąż zmieniając stanowisko. Timofiejew nie mogąc odnaleść go, wrócił znowu do Nowego Dworu dnia 16. kwietnia po czterodniowem bezskutecznem tropieniu — Narbutt bowiem na sposób kaukazki, dla zmylenia pogoni, miał zwyczaj cofania się stąpając wstecz tudzież zmiatania za sobą śladów. Niedługo atoli obozował w okolicach Naczy. Z Grodna bowiem wyruszył na czele 3 rot piechoty i 1 szwadronu dragonów pułkownik Werner, który dopadł wreszcie powstańców koło uroczyska Łaksztuciany pod Kowalkami.
Mimo niekorzystnego położenia zmuszony był Narbutt przyjąć bitwę. Moskale idąc do ataku musieli schodzić z małej pochyłości, co ich odkrywało przed powstańcami, rozstawionymi przez Narbutta trójkami. Moskale, biegnący grupami po sześciu, przypuszczeni na kilkadziesiąt kroków i przywitani gęstym ogniem, zmięszali się i musieli się cofać, lecz niebawem ponowili atak — z tym samym skutkiem. Wtedy na formujących się do trzeciego ataku sam już natarł Narbutt i szyki ich rozbił. Atoli lewe skrzydło powstańcze nie wytrzymało ataków nieprzyjaciela i poczęło się chwiać. Wtedy Narbutt, zmieniając front, wsparłszy chwiejące się lewe skrzydło, odparł moskali i odszedł o kilka wiorst w boki przyprawiwszy nieprzyjaciela o stratę 42 zabitych i wielu rannych. Powstańcy stracili, kilkunastu rannych i 7 zabitych, między którymi znajdował się siedmnastoletni Wojciech Narbutt, krewny Ludwika i Władysław Nowicki, b. oficer inżynieryi.
Party przez Wernera, niemniej zagrożony przez kolumny Timofiejewa i Ałchazowa widział się Narbutt zmuszonym do rozdzielenia swoich sił na drobne oddziałki.
[Ojczyzna, dziennik polityczny, literacki i naukowy 1865 nr 2,3 i 4]W jednym z takich, zatrzymał się około Łaksztucian. Położenie miejsca nie było dla potyczki korzystne, z tyłu miał ogromne błota, gdzie w razie przegranej mógł być zniszczonym zupełnie, a o wiorstę na prawo było jezioro i koło niego otwarta równina, po drugich stronach obozu las bardzo gęsty. Znużenie oddziału drobnemi utarczkami i nocnym marszem zmęczonego, nakazywało wypocząć, ale Moskale byli na karku, wódz największą ostrożność i szyk bojowy w odpoczynku nawet zachować kazał; trzy plutony strzelców rozstawił w półkole jak tyraljerów oddziału, sam ze strzelcami pośrodku, kolumnę kosynierów za sobą, a obóz ze służbą rozłożył na końcu, bliżej miejsc niedostępnych dla Moskwy. Rozbierać się ani miejsca zmieniać nie wolno było nikomu, każdy spał na swojem miejscu, z bronią u boku. Kilka godzin przeszło spokojnie, i już wywczasowany i pokrzepiony oddział miał zwijać obóz żeby iść dalej, kiedy wpadł włościanin z wiadomością, że służący za przewodnika leśnik, pochwycony przez Moskali nie mogąc wytrzymać katowskie go obejścia się, podjął się wrogom obóz pokazać. Lada chwila trzeba było oczekiwać ataku. Narbutt na zwiady z kilkunastu ludźmi wysłał Pileckiego, a sam obchodził powstańców, ostatnie wydając rozkazy, zagrzewając do walki, podnosząc wszędzie ducha. Kupkami po trzech, przyklękli wszyscy za drzewami i z bronią przygotowaną czekali nieprzyjaciela. Kazano nie strzelać z daleka, a dopuścić go na najbliższą metę. Oczekiwanie nie było długie. Po gęstych strzałach zewsząd dało się słyszeć głośne hura! zdawajcie się buntownicy! i Pilecki ze swoimi wrócił w środek oddziału. Moskale idąc do ataku, musieli schodzić z malej pochyłości, co ich odkrywało przed powstańcami, biegli kupkami po 6-ciu, przypuszczeni na kilkadziesiąt kroków i przywitani gęstym ogniem, zmięszali się i cofnąć musieli. Zaledwo powstańcy broń swoją napowrót nabili i obejrzeli się po sobie, nowy atak, nowo hura! Moskwy, już bez wezwania do poddania się. Narbutt z rewolwerem w ręku ob chodzi swoich, zagrzewa, zimną krew i niespieszenie się ze strzałami nakazuje. Przypuszczeni znowu na kilkanaście kroków Moskale, powtórnie cofnąć się musieli. Wtenczas wódz litewski ruch naprzód na kazał, i już formujących się do trzeciego ataku Moskali sam spotkał i szyki ich rozbił. Ale lewe skrzydło powstańców nie było tak szczęśliwe, tam nie zdołano wytrzymać naporu sił przeważnych, i już zaczynano się cofać. Uwiadomiony o tem Narbutt wstrzymuje swoich, zmienia front, a wsparłszy swoje lewe skrzydło omyła nieprzyjaciół i o kilka kilometrów odchodzi, gdzie strudzonemu walką oddziałowi daje wypocząć i rannych swych opatruje. Straty powstańców wynosiły zaledwo kilkunastu ludzi, kiedy Moskale przynajmniej dziesięć razy większe ponieśli. Była to najświetniejsza z potyczek Narbutta, dowiódł w niej zimnej krwi, odwagi i przytomności osiwiałego w bojach wodza, a pamiętając z jakiemi w stosunku do wielkości swego oddziału walczył masami regularnego wojska, dziwić się trzeba otrzymanemu rezultatowi. Między poległymi był blizki krewny Ludwika, Wojciech Narbutt.