Dążąc do połączenia sę z
Oxińskim będącym w tych okolicach, doszedłszy w pobliże Żarek, zatrzymał się
Mossakowski o wiorstę od Jaworznika, gdyż pomęczeni ludzie niezdolni byli do dalszego marszu. O świcie d. 24. kwietnia, gdy oddział dopiero 2 godziny odpoczywał, ukazały się 3 roty dowodzone przez pułkownika Alenicza, wysłane z Częstochowy. Natychmiast rozstawił Mossakowski oddział, liczący już tylko 250 ludzi, w szyku bojowym: kompanię
Skąpskiego na prawo,
Wiesnera na lewo, a kosynierów w pośrodku. Pierwsza zaczęła się odstrzeliwać kompania Skąpskiego, ale równocześnie prawie Wiesner odciągnął swoję kompanię i opuścił plac boju. Pozostało więc tylko 90 strzelców Skąpskiego i Kopecznego, który będąc na czatach przed obozem zepchnięty przez nieprzyjaciela, musiał cofnąć się do głównego oddziału. Strzelcy pod strzałami nieprzyjacielskimi cofnęli się przez moczary, powstrzymując celnymi strzałami prących naprzód moskali. Parcie moskali było silne i śmiałe i nie zdołał ich powstrzymać atak 80 kosynierów, prowadzonych przez Miszewskiego który w ataku tym ranny, dostał się do niewoli. Kosynierzy, widząc padającego dowódcę, rozbiegli się częścią, resztę zabrał Mossakowski i jak Wiesner opuścił plac boju, salwując się ucieczką.
Moskale widząc znaczny ubytek w oddziele powstańczym, tym śmielej rzucili się do ponownego ataku na Wierzbińskiego, dowodzącego pozostałą setką Polaków. Pewni przewagi, uderzyli z frontu przez moczary i na lewo i zepchnęli całą linię w tył, chociaż nie bez znacznych strat ze swojej strony, niemniej oddziałek powstańczy poniósł bolesne straty: poległ podporucznik Franciszek Pałeczka, student medycyny uniw. moskiewskiego, a obok niego legło 9 strzelców zabitych lub rannych. Skąpski został lekko ranny, lecz wytrwał do końca boju. Wyparty z korzystnej pozycyi nad moczarami, cofnął się Wierzbiński w głąb lasu. Ponowny atak na tę pozycyę odparłszy, cofał się Wierzbiński dalej ku łące. Tutaj tyralierzy moskiewscy, wsparci dwiema odwodowemi kompaniami, gromadnie uderzyli na Wierzbińskiego z frontu, lewego i prawego boku równocześnie. Powstańcy odstrzeliwając się, cofali się w głąb lasu, część strzelców już kłusem schodzić musiała z pozycyi za łąką, aby poza wyrębem między łąką a lasem się znajdującym, zająć więcej bezpieczne stanowiska poza sążniami drzewa. Mimo celnych strzałów powstańców moskale, będąc w przewadze liczebnej, parli wciąż naprzód i poczęli otaczać garstkę ze wszystkich stron, wobec czego Wierzbiński, zebrawszy co pozostało z rozgromionego oddziału, rzucił się na przebój i ocalił resztę.
Straty oddziału w walce tej wynosiły 30 zabitych i rannych oraz 6 wziętych do niewoli, pomiędzy którymi byli ranni Miernicki i Kopeczny, moskale ponieśli również dotkliwe straty, bo 62 zabitych i rannych. Klęska Jaworznicka pociągnęła za sobą rozproszenie oddziału i częściowy powrót w rozsypce za kordon. Przy Wierzbińskim i Skąpskim pozostało 47 strzelców, 10 kosynierów i 3 zdemontowanych kawalerzystów. Z tą garstką, zmniejszoną w czasie marszu jeszcze do 32, przeszedł także Wierzbiński następnego dnia wieczorem przez kordon.
Relacja
Feliksa BorkowskiegoGdyśmy po całotygodniowym pochodzie przez dzień i noc bez wypoczynku, przyszli pod Żarki i nasi żołnierze ze zmęczenia i głodu już dalej nie mogli maszerować, wtedy Masakowski przeraźliwym głosem zaklął .psie krwie! Kiedy nie chcecie dalej maszerować, to niech was piorun trzaśnie ! Gdy na komendę: „W kozły broń“, wszyscy rzucili się na ziemię, Masakowski od nas śpiących zdradliwie uciekł do młyna, przepłacił młynarza, ubrał się w jego ubranie i furmanką umknął zapewne do Krakowa.
Sąd o tym Masakowskim, jako dowódzcy i Polaku, pozostawiam czytającym, w mem jednakże przekonaniu był to „nikczemnik".
(...)
Po ucieczce Masakowskiego, podczas gdy wszyscy w obozie twardo spali, dwóch naszych, którym już głód zanadto dokuczał, udało się na poszukiwanie chleba i wychodząc z lasu, zobaczyli Moskali, pospiesznym marszem do nas się zbliżających; spiesznie więc wrócili i obóz zaalarmowali. Jednakże zanim żołnierze znużeni i w twardym śnie pogrążeni, zdołali się sformować, Moskale już opanowali prawe skrzydło, chwycili naszą broń w kozły ustawioną, a myśmy już tylko w ucieczce ratunku szukać mogli. Około 100 ludzi uciekało nas razem przez łąkę, za którą stały sągi drzewa, i te nam posłużyły za obronną fortece. Na moją komendę wszyscy się zatrzymali i rozpoczęli spoza sągów do Moskali strzelać. Wtem nad brzeg lasu, na łąkę wjechało dwóch dragonów; złożyłem się i z odległości około 200 kroków położyłem jednego, tymczasem drugi z konia zeskoczył i wziął mnie z łatwością na cel, bo wysunąłem się przed sągi. Trafił też mnie dobrze - lecz Bóg łaskaw uchronił mnie od niechybnej śmierci. Kula przeszyła burkę, żuawkę. wełnianą koszulę i zatrzymała się na lewem żebrze. Od silnej kontuzyi, padł zemdlony na ziemię, a gdy po kilku minutach przyszedłem do siebie, już ani jednego z mych żołnierzy nie było, w którą stronę się udali, nie mogłem się domyślić.
[Borkowski Feliks, Przejścia i wspomnienia uczestnika powstania polskiego z roku 1863-4, Kraków 1904]