Krążąc po pówiecie i powiększając oddział wrócił Staniewicz znowu na pierwotne stanowisko pod Bielaniszki, gdzie na sposób czerkieski ufortyfikował się w spalonym folwatku, oczekując ataku nieprzyjaciela, który też nie dał na siebie długo czekać. Pierwsza zbliżyła się kolumna moskiewska idaca od Telsz, przed którą pikiety, odstrzeliwając się, poczęły się cofać do obozu. W tym czasie inny oddział moskiewski począł zbliżać się od Wiekszń, tam więc wysłał Staniewicz kilkudziesięciu ludzi celem zrobienia zasadzki i wstrzymania kolumny, aby nie dostać się we dwa ognie. W chwili, gdy kolumna telszewska zaczęła nacierać, zawiadomiono Staniewicza o nowym oddzielę od Kurszan idącym, tam więc znowu wysłał kilkudziesięciu ludzi a sam wrócił do oddziału, gdzie już się toczyła walka z pierwszą kolumną. Moskale mieli do przebycia dosyć trudne moczary w których grzęźli, lecz z powodu niezakrycia tej drogi z winy oficera, przedostali się przez mą, wpadli do obozu i wyparli powstańców. Ci cofnąwszy się poza zawały, stąd zaczęli prażyć moskali, którzy coraz liczniej poczęli kupić się w byłej fortecy oddziału, i wnet powstańcy z zaatakowanych stali się atakującymi. A gdy Paweł Staniewicz zakomenderował „kosynierzy naprzód" — kosynierów nie było — moskale tak się zmieszali, że napowrót przez moczary pierzchnęli, tracąc niemało ludzi w bagnach i od kul powstańczych. Niebawem jednak przybyła im z pomocą kolumna z Wiekszń, która atoli, przyjęta ogniem z zasadzki na prędce przez Staniewicza urządzonej, cofnęła się z pośpiechem. — W starciu tem miał Staniewicz 200 ludzi, straty prócz rannych wynosiły 2 zabitych.