Cofając się z Brzozowia, przybył Callier do Kołacinka w zamiarze wypoczęcia w pobliskim Kołacinie. Wobec jednak wiadomości, że tamże znajdują się kozacy, postanowił natychmiast uderzyć na nich. Dwaj adjutanci Markiewicz i Zawadzki wyprzedziwszy awangardę, pierwsi wpadli na dziedziniec Kołacinka, a za nimi szpica oddziału i zaalarmowawszy gotowych do wymarszu kozaków pięciu strzałami, wrócili do głównej kolumny. W tej chwili Callier rozkazał zachodzić lewem ramieniem i szybko zrejterował, moskale zaś, zatrwożeni nagłym napadem, nie ścigali go nawet. Oddziałek Calliera naówczas składał się już tylko z 40 jazdy, z którą ruszył ku Warszawie, aby połączywszy się z Grabowskim, na kilku punktach równocześnie zaalarmować załogę Warszawy. Jako też w pierwszych dniach sierpnia zaniepokoił moskali swoimi ruchami, aczkolwiek Warszawy nie alarmował ze swoją garstką nie powiększoną oddziałem Grabowskiego, który jeszcze do 5. 8. znajdował się w okolicy Grójca i tam zaatakowany, przez trzy dni był rozbijany przez Kulgaczewa. Callier, nie doczekawszy się spełnienia swoich zamiarów, t. j. zaalarmowania stolicy, odebrawszy 6. 8. żądaną dymisyę, opuścił plac boju zdając oddział Hegnerowi. W miejsce Calliera RN. mianował naczelnikiem wojennym woj. mazowieckiego Michała Zielińskiego.