Po starciu pod Dziwami kapitan Szmajc, objąwszy dowództwo nad oddziałem rannego pułkownika Navonne, dnia 9. sierpnia o godzinie 8. wieczorem zawiadomiony został przez -żandarmeryę, że trzy kolumny moskiewskie maszerują przeciw jego obozowi pod Bieżuniem, mianowicie z Mławy, Lipna i z Płocka. W porozumieniu z dowódcą drugiego oddziału porucznikiem Witkowskim ruszył Szmajc ku nieprzyjacielskiej kolumnie, która nocowała była pod Szreńskiem. W czasie marszu dowiedziawszy się, że kolumna już rozkwaterowała się w samym Szreńsku, postanowił rozlokować się na brzegu lasu, aby dać wojsku odpocząć, a o świcie uderzyć na nieprzyjaciela. O drugiej godzinie rano wyruszył z obydwoma oddziałami na Bieżuń. Przybywszy do Bieżunia pomaszerował ze swoim oddziałem w prostej linii na Szreńsk, Kolbego zaś wysłał do Chamska, skąd miał się udać również do Szreńska i zaatakować moskali z tyłu. W Szreńsku Szmajc nie zastał już nieprzyjaciela, który w tym samym czasie, co powstańcy z pod Bieżunia, wyruszył ze Szreńska ku Poniatowu. Skoro Kolbe, sprowadzony natychmiast, przybył do Szreńska, polecił mu Szmajc pomaszerować do Poniatowa i zaatakować moskali skoro ich tylko spotka, sam zaś ruszył na Chromaków drogą boczną w zamiarze zajęcia nieprzyjacielowi tyłów. W drodze dowiedziawszy się, że moskale opuścili już Poniatowo i zatrzymali się w Chromakowie, wysłał gońców do Kolbego z poleceniem bezzwłocznego opuszczenia Poniatowa i udania się do Chromakowa.
Odpocząwszy 20 minut, w którym to czasie spodziewał się, że Kolbe mógł już otrzymać rozkaz, wyruszył naprzeciw moskali, którymi dowodził Dukmasow, a w odległości 1000 kroków rozkazał połowie kompanii postępować w szyku tyralierskim, kawaleryą zaś niepokoił nieprzyjaciela ze strony przeciwnej, a z resztą oddziału postępował w odległości 500 kroków za tyralierami, jednocześnie zabezpieczając na tyłach bagaże na wypadek porażki. Zaledwie oddział w takim szyku posunął się 100 kroków, gdy kozacy wypadli z Chromakowa i zaatakowali kawaleryę, która ich atoli odparła i zmusiła do odwrotu, tyralierzy zaś, śmiało postępując naprzód, zabili kilku kozaków, ci jednak, zebrawszy się znowu, zaatakowali strzelców, którzy również atak odparli. Jednocześnie ukazała się piechota moskiewska w szyku tyralierskim, wtedy ruszyli na nią kosynierzy pod ochroną ognia tyralierskiego. Ogień nieprzerwany trwał przez dwie godziny, wszakże nie ustąpiono nieprzyjacielowi ani na krok, atak jednakże kosynierów nie udał się, bo mimo dzielności oficerów, kosynierzy nie mieli odwagi wyprzeć nieprzyjaciela. Obawiając się, aby moskale nie odcięli im odwrotu, kazał dowódca zająć małą wioskę położoną na lewo, rezerwa jednak na 500 kroków od wsi wstrzymaną została. Bronili powstańcy wioski przez pół godziny, kiedy jednak moskale przypuścili szturm, kosynierzy rozpierzchli się, wówczas piechota pod ogniem nieprzyjacielskim w zupełnym porządku była zmuszoną cofać się. Spostrzegłszy to kozacy,
zajęli natychmiast pozycyę pod lasem, chcąc oddziałowi odciąć odwrót, wobec czego Szmajc rzucił 20 strzelców do ataku na kozaków, przyczem sam został raniony w nogę. Przestraszeni tem powstańcy poczęli się rozpierzchać, kiedy jednak zobaczono dowódcę znów na koniu, nabrali otuchy i porządek szybko udało się powrócić. Niezadługo jednak dowódca drugi strzał otrzymał w lewy bok, co spostrzegłszy jego ludzie, cofnęli się do lasu.
Podczas boju stracił Szmajc mało poległych i rannych, bo oddział w lesie formował się i skuteczny moskalom stawiał opór. Odznaczyli się pod Chromakowem przedewszystkiem kapitanowie Pałacyk i Gasztowtt, oraz adjutant dowódcy Kurpiński, którzy dzielnością swą podtrzymywali odwagę całego oddziału. Pod Chromakowem oddział nie byłby zmuszony cofnąć się, gdyby Kolbe był zdążył przybyć w porę i zaatakować nieprzyjaciela z tylu (p. Poniatowo).