(W literaturze pada też data 19 czerwca)
Krysiński prowadził oddział składający się ze 180 piechoty (strzelców) pod dowództwem b. oficera moskiewskiego Miłkowskiego, tyluż kosynierów dowodzonych przez Józefa Etnera i 50 jazdy pod dowództwem Borowskiego b. junkra ułanów i Kamińskiego, mieszczanina z Mokobod, oraz 70 jazdy O’Byrna-Grzymały - łącznie ok. 500 ludzi. Oddział dysponował podwodami z prowiantem i wyposażeniem. Zdążając ku Białej, zaatakowany został w bialskich lasach koło Dubowa przez moskali idących z Białej w liczbie około 900 pod dowództwem Domnina i Baszyłowa.
K. Krysiński zmierzał w kierunku lasów łosicki, wiedział też o zamiarze Rosjan planujących go zatrzymać, stąd kierunek marszu na wioskę Porosiuki. Zatrzymuje go tu oddziała maj. Domnina. Krysiński próbuje uformować pozycje obronne, dochodzi do wymiany ognia lecz szybko podejmuje decyzję o wycofaniu się przez Młyniec na Burwin. Blisko tej wsi zostaje zaatakowany przez drugi oddział - Baszyłowa, nadciągając prawd. od Wólki Plebańskiej. Oddział jest atakowany z dwóch stron, lecz Krysiński wymyka się z okrążenia i dzieli oddział na dwie części, które rozchodzą się przez Leszczynkę i Dołhę na płn w okolice Łosic, oraz na płd. przez Rossosz w lasy parczewskie. Drugą grupę prowadzi Etner. Po pewnym czasie północna część dołącza do południowej formując się na nowo.
Straty szacowane były na 40 poległych powstańców, sporo rannych, utrata 20 karabinów, 40 kos i 10 bagnetów (Ten szacunek nie jest pewny, z reguły na rosyjskie źródła).
Jan Rostworowski
Ruszyliśmy drogą ku Białej, idącą przez kilkumilowe lasy. Należało przejść niedaleko Białej, gdzie także stał oddział nieprzyjacielski i przerzucić się na północną stronę brzeskiego traktu bitego. Posuwaliśmy się po drodze rozmiękłej od ciągłych deszczów, wąskiej i krętej -znurzeni ludzie drzemali na podwodach, słońce zaledwie zeszło, gdy awangarda nasza dała ognia. Linia nasza długa, rozciągnięta, przerwana nawet w skutek zagrzęźnięcia jednej z furmanek, której inne ominąć nie mogły, ludzie niewyspani, znużeni, wszystko to było powodem, że oddział nieprędko się uszykował, że jedynie śmietanka jego, że tak powiem, stanęła do bitwy. Okazało się, że wojsko z Białej uwiadomione o naszym pochodzie, zrobiło na nas zasadzkę – gdyby nie straż przednia, która najechała na nieprzyjaciela i strzałem nas nie ostrzegła, bylibyśmy śpiący wpadli w pułapkę. Rozstawiwszy się już pod ogniem nieprzyjaciela, poczęliśmy się ostrzeliwać.
Środkiem nas szła droga, po niej puścili się cwałem kozacy, za nimi rzuciła się piechota – furmanki nasze poczęły uciekać i zrobił się zamęt zupełny. Trzeba było cofać się, odwrót wkrótce zamienił się w ucieczkę, chciałem się dostać w tę stronę, gdzie widziałem naczelnika, lecz było już za późno. Z resztą przyznaję, że pierwsza moja prośba ogniowa zrobiła na mnie silne wrażenie, uciekałem po krzakach, kule świstały i ścinały gałązki w zaroślach – coraz to nowe hufce Rosjan wypadały z gęstwiny i z okrzykiem na ustach na naszą gromadkę się rzucały – kozacy uwijali się wszędzie. Nareszcie po półgodzinnej ucieczce nasz podoficer Bartoszewicz, ja i Franciszek (ordynans autora p.m) znaleźliśmy się w gęstych zaroślach. Ruszyliśmy dalej w tym samym, co poprzednio kierunku. Po godzinie drogi spostrzegliśmy, że las się przerzedza, niebawem ukazało się pole.[za: radiobiper.info]