W obwodzie tarnowskim zorganizowano silny oddział, który pod głównem dowództwem generała Jordana wkroczyć miał dwiema partyami do Królestwa. W nocy na 20. czerwca pod Maniowem przeprawiła się przez Wisłę jedna partya, około 300 piechoty, w broń gwintowaną z bagnetami uzbrojona, pod dowództwem majora
Edwarda Dunajewskiego i Czaykowskiego. Zaraz po wkroczeniu na terytoryum wojewodztwa krakowskiego, o godzinie 8. z rana, zaatakowały Dunajewskiego 2 roty piechoty z objeszczykami.
Moskale stali za wałem wzdłuż Wisły się ciągnącym. Polacy szli między Wisłą a tym wałem, wybrzeżem, wiklami zarosłem. Część oddziału, około 140 ludzi, strzelając posunęła się naprzód pod wał, wskutek czego moskale cofnęli się na kilkaset kroków od walu, a po kilkagodzinnym boju ogniowym, w którym powstańcy zajęli stanowisko poza wałem, moskale cofnęli się w głąb kraju, obie zaś strony miały po kilku poległych i rannych.
Lecz druga część oddziału nie chciała posunąć się naprzód, wskutek czego Dunajewski musiał cofnąć się na powrót w zarośla nad Wisłę koło południa z częścią, która biła się z moskalami, lecz z części nad rzeką pozostawionej, większość już się rozeszła, tak, że ogółem pozostało 190 ludzi. Tymczasem moskale wrócili za wał. Dunajewski, czy to widząc przeważające siły nieprzyjaciela, czy to nie mogąc swego oddziału nakłonić do dalszej walki, mimo wszelkich usiłowań swoich i oficerów, około 4. po południu cofnął się wpław przez Wisłę na brzeg galicyjski do Maniowa. Przeprawę tę piechota wykonała szczęśliwie brodem, lecz nieco niżej przechodzący w straży tylnej czterej żołnierze oraz Dunajewski i jego adiutant Szymonowicz, tudzież inny oficer, wpadłszy w odmęt, utonęli. Wojska austriackie rozbroiły przechodzących w liczbie około 150, zabrały 100 karabinów i 3 konie i aresztowały ludzi.
Relacja
Teofila WielebnowskiegoKomendę objął p. Dunajewski. Dano nam wskazówki, jak mamy w przedniej straży się zachować i ja byłem również do tej straży przydzielony. Rano o godzinie pół do 5 (...) wysłano nas naprzód. Przepławiliśmy się przez Wisłę i przeszliśmy całą wioskę spokojnie. Dochodzimy do drugiej wioski, aż tuż poza domów wypada silny oddział ukrytych kozaków w przeważającej ilości na nas napadli i rozbili tak, że z 15 ledwo 5-ciu nas ocalało. Rozproszeni uciekliśmy każdy w inną stronę. Ja zdołałem uciec i przez Wisłę powróciłem do obozu o 5 godzinie wieczór.